Warto mu się przyjrzeć z jednej strony jako późnej realizacji idei danse macabre w sztuce, z drugiej – wyrazowi barokowego myślenia o śmierci, z trzeciej zaś – odzwierciedleniu podzielonego na stany społeczeństwa, jego lęków i oczekiwań.
Memento mori – lęk i wyzwolenie
Za jedną z inspiracji dla motywu tańca śmierci uznaje się pochodzące z XIII wieku przedstawienia historii "O trzech żywych i trzech umarłych", w której zdążający na polowanie mężczyźni spotykają na swej drodze trzech nieboszczyków, ostrzegających ich słowami: "Czym my byliśmy, wy jesteście; czym my jesteśmy, wy będziecie". Można upatrywać w tym ostrzeżeniu nieco bardziej rozwiniętej, fabularnej wersji średniowiecznego Memento mori. Zamiast milczącej czaszki w otoczeniu piszczeli mamy więc bardziej dojmujące uświadomienie dobrze usytuowanym młodzieńcom, że niezależnie od obecnego statusu i bogactw i tak podzielą los swych zmarłych przodków.
Można się wprawdzie zastanawiać, czy trapieni epidemiami mieszkańcy średniowiecznej Europy potrzebowali tego rodzaju napomnień. Faktem jest, że rozkwit przedstawień motywu dans macabre datuje się właśnie na XV wiek, kiedy to kontynent ciągle nie może się podźwignąć z kolejnych fal "czarnej śmierci", czyli dżumy.
Fot. Wellcome Collection Taniec śmierci pokazuje umieranie już nie w pojedynczych scenach, ale masowe, dotykające każdą i każdego niezależnie od stanu. Kołyszące się na boki szkielety wiodą za sobą w muzycznym korowodzie postacie różnych stanów, wieku i płci. Czasem ukazane są w linii prostej, kiedy indziej w tanecznym kręgu. Jest w tych scenach coś jednocześnie przerażającego i zabawnego, jak gdyby śmierć wiodąca nas w wesołych podrygach w ciemności grobu była łatwiejsza do zniesienia niż milcząca, ponura kostucha. I może faktycznie jest? Ktokolwiek brał kiedyś udział w tańcach korowodowych, ten wie, że granica między zabawą a radosnym zatraceniem się w tłumie przemykających obok osób jest cienka (o czym świadczą także tymczasowo odwracające porządek klasowy dawne korowody karnawałowe). Może więc w silnie skonwencjonalizowanym i podporządkowanym podziałowi stanowemu społeczeństwie danse macabre miał w sobie nie tylko element ludyczny, ale i wyzwalająco-mistyczny?
Jak założyć Miejsce Pamięci w serwisie Odeszli.pl? (instrukcja tutaj )
Różne stany – ten sam koniec
Taniec śmierci to motyw, który wydaje się nieustająco wymykać katolickim moralistom i – trochę paradoksalnie w tym kontekście – żyć własnym życiem. Istotne dla tego przedstawienia jest, że śmierć prowadzi w swym orszaku nie tylko przedstawicieli ludu – chłopów czy mieszczan, ale także bogatą szlachtę, mnichów i mniszki, księży, a nawet wysokich dostojników kościelnych czy władców i cesarzy. Wydźwięk tego przekazu wydaje się oczywisty – niezależnie od tego, jak wielki jest twój majątek i jaka pozycja społeczna, musisz ukorzyć się przed bożym prawem i przestrzegać go, by nie lękać się w godzinie śmierci.
To znaczenie widać też wyraźnie na obrazie w krakowskim kościele bernardynów, gdzie przedstawiciele poszczególnych stanów mają swoje osobne miniatury wokół głównej sceny tanecznej. Każdemu z nich towarzyszy krótki wierszyk, oddający nieuchronność umierania. Przykładowo, takiego wezwania doczekał się biskup:
Postradałeś Pastorała
Gdyc Smierc w Taniec iść kazała
Infulac nic nie pomoże
Musisz skoczyć W grób niebożę.
Z jednej strony takie postawienie sprawy licuje z duchem epoki. W Polsce motyw tańca śmierci był najbardziej popularny w dobie baroku, gdy nieuniknioność umierania połączona z jego cielesnym wymiarem (vide: robak, który będzie człowiekowi posłaniem w jednej z pieśni pogrzebowych) stanowiła istotną część przekazu od duchownych dla wiernych.
Z drugiej zaś strony – wydaje się, że na wyobraźnię niższych warstw społeczeństwa, które i tak z umieraniem stykały się nieustannie, motyw egalitarności śmierci mógł być pewną pociechą i buforem w coraz bardziej pogarszającej się sytuacji chłopów i mieszczan w czasach demokracji szlacheckiej.
Czy był to zamierzony zabieg patronów zlecających takie dzieła, czy może raczej samowola, wywodzących się wszak z ludu malarzy? Trudno powiedzieć. Faktem jest jednak, że satyryczny wymiar tych przedstawień ściągał na siebie nieraz krytyczne spojrzenia Kościoła, jak w przypadku pochodzących jeszcze z XVI wieku drzeworytów Hansa Holbeina młodszego, opublikowanych pod zbiorczym tytułem "Taniec śmierci", które stały się satyrą na moralność kleru i w związku z tym ich lektura bywała zakazana na wydziałach teologicznych.
Fot. Rijksmuseum Może to właśnie urok sztuki, że nawet wtedy gdy ma stanowić narzędzie umacniania porządku władzy, wymyka się zaleceniom, tworząc dodatkowe sensy i konteksty. Co zobaczymy na przedstawieniach danse macabre my z perspektywy rozpędzonego świata XXI wieku? Groźbę, której wolelibyśmy nie dostrzec, naiwny moralitet, a może obietnicę, że śmierć nie musi być tak straszna, jak zwykliśmy ją sobie wyobrażać? Warto zatrzymać się przy tych przedstawieniach, by znaleźć w nich coś, co być może połączy nas z tymi, którzy oglądali je kilkaset lat temu.
Monika Stasiak