Wstecz

Święta bez ciebie. Jak sobie radzić z żałobą, gdy wokół choinki i uśmiechnięci ludzie?

Ledwie ze sklepowych witryn znikną halloweenowe dynie i pająki, a zastępują je choinki, Mikołaje, światełka i obowiązkowo - świąteczne piosenki. Atmosfera radości, bliskości i wyczekiwania towarzyszy nam na każdym kroku. Co jednak z tymi, którzy niekoniecznie radują się i wyczekują, bo święta oznaczają dla nich pustkę po stracie kogoś bliskiego?

Halfpoint / Shutterstock

Powiązane artykuły

I dalej: co może nam pomóc przejść przez ten czas w sposób bardziej wspierający niż raniący? Jak znaleźć przestrzeń na pamięć o zmarłej osobie w okołoświątecznych rytuałach?

Zostańmy w realu. Detoks od social mediów i galerii handlowych

Współcześnie wokół Bożego Narodzenia tworzy się swego rodzaju symulakrum - wykreowany przez media, platformy społecznościowe i sklepowe witryny obraz tego, jak powinno wyglądać świętowanie i przygotowania do niego. To właśnie w tej hiperrzeczywistości znajdziemy instagramowe relacje naszych znajomych ze wspólnego wypieku pierniczków i ubierania choinki, dekoracje w sklepach pozwalające nam przenieść się do „zimowej krainy cudów" czy reklamy z wesołymi ludźmi pijącymi kawę i wymieniającymi się prezentami, gdy za oknem trzaska mróz, a w kominku - ogień.

Wspominaj bliskich na Odeszli.pl. Podpowiadamy krok po kroku, jak napisać wspomnienie o osobie zmarłej

Choć ten idealny świat ma szansę obronić się wyłącznie w kadrach zdjęciowych i rolkach na Facebooku, nie odbiera mu to potęgi oddziaływania na nasze samopoczucie i ocenę własnej wartości. Nawet jeśli w prawdziwej relacji nie bylibyśmy w stanie sprostać tej świetlanej wizji, doświadczywszy śmierci bliskiej osoby, tracimy szansę, by chociaż spróbować się w nią wpasować.

Dlatego, jeśli nie chcemy tracić zasobów emocjonalnych na myślenie o owym raju utraconym, warto zrobić sobie od niego detoks. Oczywiście, nie będzie to możliwe w stu procentach – świetlista świąteczna rzeczywistość jest w grudniu dosłownie wszędzie. Może jednak jesteśmy w stanie uciec od niej choć trochę, zmniejszyć korzystanie z social mediów, ograniczyć pobyt w galeriach handlowych, a jako alternatywę dla puszczanej z radia i głośników świątecznej muzyki mieć swoją playlistę w telefonie i zestaw słuchawek.

Co w zamian?

  • Przestrzenie, w których możemy obcować z doświadczeniem prawdziwym, a nie zapośredniczonym.
  • Obszary dzikiej przyrody, które zamiast feerii świateł, dźwięków i kolorów oferują nam wyciszenie, kontakt z mrozem, wilgocią i wędrującym w swoim rytmie słońcem.
  • Bezpieczna przestrzeń naszego mieszkania, gdzie możemy otoczyć się tym, co daje nam komfort i poczucie bycia zaopiekowanymi.
  • Sprawdzona destynacja turystyczna, w której ktoś z troską zadba o nasze potrzeby, a my będziemy mogli skupić się na swoim wnętrzu.

Jeszcze ważniejsi niż miejsca są ludzie. I znowu – nie ci, których widzimy raz na 10 lat, ale za to śledzimy ich życie dzięki relacjom online, tylko ci będący dla nas faktycznym wsparciem w procesie żałoby. To mogą być krewni, ale także przyjaciele, sąsiedzi. Nie osoby, z którymi wypada nam się spotkać, ale takie, z którymi spotkać się chcemy. Warto zastanowić się, czy nie mamy w swoim otoczeniu ludzi, którzy bez wywierania presji na świąteczny entuzjazm posiedzą z nami przy herbacie, pójdą do kina albo na spacer. A jeśli czujemy, że takich osób wokół nas nie ma – być może w naszej miejscowości odbywają się spotkania, w czasie których nie będziemy czuć się ze swoją żałobą niestosownie – kręgi wsparcia w żałobie albo Death Cafe.

Nic na siłę. Rola współczucia i wyznaczanie granic

Bywa, że nie chcąc sprawiać innym przykrości swoim cierpieniem, na siłę naginamy się do uznawanych za neutralne sposobów świętowania – chodzimy na przedświąteczne spotkania integracyjne w pracy czy tłumne spotkania rodzinne. Dla części z nas może to być sposób na kontakt z ludźmi, ale dla wielu będzie to po prostu poddanie się społecznej konwencji, którego ani nie potrzebujemy, ani tak naprawdę nie chcemy.

Uczestniczka obserwowanej przeze mnie internetowej dyskusji poświęconej kwestii „radzenia sobie" w święta napisała:

„Bądźcie dla siebie prawdziwie dobrzy i współczujący".

Tylko tyle i aż tyle. Wsłuchać się w swoje potrzeby i emocje. Dać sobie przestrzeń do czucia się inaczej, niż się tego od nas oczekuje. Wychodzić ze strefy komfortu tylko wtedy, gdy jesteśmy na to gotowi, i tylko na tyle, ile jesteśmy w stanie unieść.

gpointstudio / Shutterstock

To także czas, gdy możemy celowo dać sobie trochę więcej małej dobroci niż zazwyczaj. Zagłębić się w książkach, które czekają na swój czas, albo obejrzeć odkładany dotąd sezon ulubionego serialu. Pić dobrą herbatę, siedzieć pod kocem i chodzić wcześnie spać. Albo wręcz przeciwnie – dać ciału trochę serotoniny płynącej z wyjścia na siłownię, łyżwy czy biegania. Słuchać ulubionej muzyki. Zimować niespiesznie, tak jak zimują nasiona oczekujące na wiosnę.

Wszystkie te działania nie sprawią oczywiście, że żałoba zniknie. Nie są cudowną receptą na zasadzie: „Masz depresję? Idź do kina". To raczej próba zadbania o siebie na podstawowym cielesnym poziomie, dania sobie jak najlepszych warunków na to, by nasze rany mogły się powoli zabliźniać, a nie rozdrapywać wciąż od nowa. Jeśli zaś będziemy wiedzieć, na co mamy przestrzeń emocjonalną, a na co jej nie mamy – łatwiej nam będzie bez poczucia winy komunikować to światu.

Wolne miejsce przy stole. Tworzenie przestrzeni obrzędowej

Często jest tak, że nawet gdy nie obchodzimy świąt w sposób wyznaniowy, mamy swoje własne zwyczaje związane z nimi i najczęściej z osobą, która odeszła. Wspólne wieszanie dekoracji choinkowych, smak przygotowywanych czyjąś ręką pierogów, a wreszcie – to najtrudniejsze – kolacja wigilijna. Tu także, jak we wszystkich powyższych przykładach, obowiązuje zasada dobrowolności: włączamy zmarłych bliskich w przestrzeń obrzędową tylko na tyle, na ile jesteśmy gotowi. Samotne wykonywanie tych wszystkich działań, które wcześniej robiliśmy razem, może przysporzyć nam smutku i łez, ale może być także okazją do wspomnień i znalezienia więzi z bliskimi za pośrednictwem przedmiotów, praktyk czy smaków, które wcześniej należały do naszego wspólnego uniwersum. Decyzja, czy się na to zdecydujemy, leży po naszej stronie.

Kultura tradycyjna dostarcza nam sposobów rytualnego obudowania części tych sytuacji. Przecież pozostawione przy stole nakrycie dla spóźnionego wędrowca było w istocie miejscem dla zmarłego przodka. Duchy bliskich goszczono na wieczerzy, karmiono obrzędowymi potrawami oraz starano się, by nie urazić ich gwałtownym siadaniem na krześle czy pracami związanymi z przędzeniem i tkaniem. Domowy święty kąt był miejscem, w którym przebywały religijne obrazy, ale także duchy zmarłych.

Dziś czasy się zmieniły, ale może także potrzebujemy tego wolnego nakrycia, by napełnić je „strawą dla duszy" – myślami, uczuciami, słowami do wypowiedzenia. Możemy, jak moja znajoma, ustawić na stole fotografię zmarłej krewnej i zjeść wieczerzę nie mimo czyjegoś braku, nie maskując go, ale tak, jakbyśmy jedli wspólnie. A że nieracjonalnie? Nie wszystko, co pomaga, musi być racjonalne.

Tak jak nie ma uniwersalnych sposobów wspierania w żałobie, tak nie ma idealnej recepty na święta bez kogoś. Kluczem może być jednak dla nas pytanie samych siebie: „czego potrzebuję?", „z czym czuję się dobrze?", „czy jestem gotowa na…?".

Jeśli nawet nie uda się przejść tego czasu łatwiej, to może chociaż trochę łagodniej.

Monika Stasiak