Laudacja, określana też mianem mowy pogrzebowej albo wspomnienia o zmarłym, wydaje się być nieodłącznym elementem pogrzebu humanistycznego. Skoro nie ma księdza (bo ten uproszczony model zakłada, że ceremonia może być tylko albo świecka, albo wyznaniowa), to musi pojawić się jakiś inny mówca. Skoro brakuje działań symbolicznych znanych z pogrzebu wyznaniowego, to trzeba je zastąpić słowem. Takie myślenie prowadzi czasem do sytuacji, w której brak głębi i wglądu w naszą sytuację i potrzeby nadrabia się dążeniem do jak największej liczby wypowiedzianych słów. Czy słusznie? I czy laudacja jest jedynym, co możemy zaoferować tym, którzy odeszli, i tym, którzy zostają? Niekoniecznie.
Laudacja – wynalazek współczesności?
Może się wydawać, że "mowy pogrzebowe" to coś, co przywędrowało do nas z Zachodu – w końcu to na zagranicznych produkcjach filmowych oglądaliśmy pierwsze pogrzeby, w których obok albo zamiast osoby duchownej występowali celebranci lub bliscy opowiadający o zmarłym. Przyjęliśmy je także jako alternatywę wobec coraz bardziej zanonimizowanych pogrzebów religijnych, gdzie sporadycznie wspomina się o osobistych cechach żegnanej osoby, poprzestając na działaniach przewidzianych w gotowej strukturze pogrzebu.
Zapomnieniu uległo, że również tradycyjne polskie obrzędy pogrzebowe zawierały w sobie taki osobisty akcent w postaci mowy pożegnalnej – egzorty wygłaszanej bądź przez księdza, bądź kogoś z rodziny, bądź przez elokwentnego, biegłego w sztuce słowa przedstawiciela społeczności lokalnej (np. miejscowego nauczyciela). Celem takich przemów było jednak nie tylko nadanie obrzędom indywidualnego akcentu, ale także rozwiązanie wszystkich możliwych konfliktów na linii zmarły-żyjący. Pojawiały się w nich przeprosiny za dokonane wobec członków wiejskiej wspólnoty przewiny, prośby o wybaczenie czy podziękowania za otrzymane z ich strony dobro. Tak rozumiana mowa była więc nie tylko wspomnieniem, ale też ostatnią rozmową zmarłego z rodziną i sąsiadami oraz próbą domknięcia rachunków zaciągniętych za życia.
Tyle tylko, że w przeciwieństwie do części współczesnych ceremonii, w których laudacja stanowi główny i przyćmiewający pozostałe element pożegnania, w tradycyjnych pogrzebach mowa była zaledwie jedną z wielu części obrzędu. Towarzyszyły jej modlitwy, pieśni i działania rytualne sprawiające, że pożegnania (często kilkudniowe) opierały się na wspólnocie gestów, słów i znaczeń, dotykając wielu obszarów ludzkiego funkcjonowania. Jak wykorzystać tę wiedzę dzisiaj?
Jak ich zapamiętaliśmy i jak będziemy o nich pamiętać? Serwis Odeszli.pl umożliwia stworzenie unikalnego wspomnienia. Zobacz, jak krok po kroku założyć Miejsce Pamięci o bliskiej zmarłej osobie w serwisie Odeszli.pl
Jeśli nie mowa pogrzebowa, to co? Inne ścieżki, inne możliwości
Przede wszystkim, nie warto skupiać się na tym, że laudacja ma być tekstem idealnym, wieńczącym opus magnum, jakim było życie danej osoby. Oczywiście, im będzie bogatsza, pełniejsza, bardziej obfita w szczegóły, tym lepiej. Ale jeśli zamiast jednej wspaniałej mowy pojawi się kilka wspomnień wygłoszonych przez krewnych i przyjaciół, może się okazać, że mają one znacznie większy ciężar emocjonalny i są bardziej czytelne dla zebranych. Czasem wręcz – zwłaszcza w przypadku kameralnych, rodzinnych ceremonii – mowa jest zupełnie zbędna, a spontaniczne dzielenie się wspomnieniami o zmarłej osobie będzie o wiele bardziej wspierające i kojące. A może ona sama zostawiła po sobie coś, co chciałaby, żeby odczytano na jej pożegnaniu?
Po drugie – jeśli już koncentrujemy się na tym, co słyszane – równie ważną rolę jak słowa potrafi pełnić muzyka – zarówno ta odtwarzana z nośnika, grana na żywo, jak i współwykonywana przez uczestników ceremonii (np. w formie pieśni). Poprzez muzykę możemy docierać do świata zmarłego i wspomnień z nim związanych. Możemy też jednak pozwolić, by uwolniła nasze emocje i poprowadziła nas przez kolejne części pożegnania. Może wreszcie być tak, że muzyka jest rodzajem osobistej wiadomości przekazywanej bliskiej osobie.
Tym, czym dysponujemy, są również rytualno-symboliczne gesty i praktyki. Zapalanie świec lub kadzideł, sypanie płatków kwiatów, wysyłanie ku niebu lampionów, sianie lub sadzenie roślin, dzielenie się jedzeniem… Możliwości są niemal nieskończone, bo każdy człowiek jest inny, ma inną historię, zainteresowania, pasje, a doświadczona celebrantka lub celebrant wyłuskają je z rozmowy z rodziną i uczynią działaniem, wokół którego można osadzić ceremonialne sensy. Często to, co wydaje się być wyłącznie dodatkiem do słowa, staje się tym, co łączy osoby uczestniczące w pożegnaniu na znacznie głębszym poziomie niż mowa pogrzebowa. Warunek jest taki, że nie mogą to być gesty przypadkowe, dobrane losowo, ale znaczące, takie, które będą wiązały się z żegnaną osobą lub odpowiadały na konkretne potrzeby tych, którzy pozostają. Moc oddziaływania działań symbolicznych bierze się właśnie z tego, że są czytelne dla zebranych, budzą wspólne skojarzenia, sensy, emocje.
Powyższe sugestie nie oznaczają rzecz jasna, że musimy zrezygnować z laudacji i skupić się na innych działaniach. W ogóle słowo "muszę" warto w trakcie przygotowania ceremonii pogrzebowej zastąpić słowem "mogę". Żegnając naszych bliskich, sięgajmy po to, co jest dla nas wspierające, potrzebne, co odpowiada naszym wartościom i wrażliwości. Warto jednak mieć świadomość, że mowa pogrzebowa to nie wszystko, co mamy do wyboru i że warto każdorazowo dostosować formułę pożegnania do konkretnej sytuacji, a nie korzystać z gotowych szablonów i formuł typu kopiuj-wklej.
Monika Stasiak