Śmierć nieuchronna, ale sprawiedliwa
Choć większość pieśni znanych z wiejskich pożegnań rzadko pojawia się dziś w czasie wyznaniowych uroczystości pogrzebowych, to właśnie w zbiorach pieśni religijnych mają one swe źródło. Lwia część tych utworów pochodzi ze starych, jeszcze XVI-XVIII-wiecznych śpiewników katolickich, a także protestanckich. Ich tematyka oddawała w pewnej mierze ducha epoki, więc często pojawiają się w nich nie tyle abstrakcyjne wizje odchodzenia, ile bardzo konkretne obrazy związane z umieraniem, gniciem ciała czy jego zjadaniem przez robaki. Te figury bywają przeciwstawiane wizji dostatniego życia w otoczeniu dóbr doczesnych. Te ostatnie nie wytrzymują oczywiście konkurencji z nieubłaganymi prawami śmierci, która niczym w przedstawieniach danse macabre nie zważa ani na bogactwa, ani na stan społeczny, ani na wygląd fizyczny, tylko sprawiedliwie zabiera wszystkich, przekształcając ich na swoje podobieństwo. Zamiast więc wieść życie wystawne i przesycone ziemskimi przyjemnościami, człowiek powinien się według tych utworów zawierzyć Bogu i w nim upatrywać swojej nadziei na życie wieczne.
Fot. Biblioteka Narodowa Osoba umierająca, w myśl sztuki dobrego umierania (ars bene moriendi), powinna była odchodzić pogodzona z losem oraz ze swoim otoczeniem. Wyrazem tej idei były pieśni pożegnalne, które choć wykonywane przez uczestników pogrzebu, niejednokrotnie śpiewane bywały w pierwszej osobie i wymieniały wszystko i wszystkich, z czym dana osoba się rozstaje. Takie pieśni przyjmowały czasem formę godzinową, w których jedno uderzenie zegara było żegnaniem się z jedną grupą osób lub zjawisk (co ciekawe, wspominano tu zarówno krewnych, przyjaciół i sługi, jak również żywioły czy planety).
Kiedy zaś już się kogoś odprawiło poza granicę życia, należało zatroszczyć się o losy jego duszy. Stąd szereg pieśni pogrzebowych był też wzywaniem Boga, Matki Boskiej czy świętych i dopraszaniem się o ich łaskę w osiągnięciu przez duszę zbawienia oraz o wybawienie od mąk piekielnych.
Można się zastanawiać, na ile te pieśni miały stworzyć alternatywną wobec "pogańskich" zwyczajów i repertuaru oprawę obrzędów pogrzebowych. W zbiorach etnograficznych pojawiają się informacje, że dla ułatwienia wytrwania w czasie pustych nocy zabawiano się różnego rodzaju grami, a na stypach pojawiały się utwory taneczne. Mogło być więc tak, że stworzenie kościelnych zbiorów pieśni pogrzebowych było próbą zmiany akcentów oraz położenia kresu starszym, o przedchrześcijańskiej proweniencji, utworom i zwyczajom.
W znacznej mierze się to udało, choć w ludowej twórczości zachowały się lub powstawały pieśni, które niekoniecznie odwoływały się do chrześcijańskiej sztuki dobrego umierania. Mamy więc wśród utworów okołopogrzebowych takie jak ten o Maćku, który wprawdzie "umarł, już leży na desce", ale "gdyby mu zagrali, podskoczyłby jeszcze". Mamy przejmującą śpiewaną historię gospodyni, która nie może już wykonywać swoich obowiązków domowych, bo "na wieki zasnęła" i mimo nawoływań męża już do niego nie wstanie. Mamy wreszcie niezwykłą lasowiacką pieśń "Napolta ze mnie", w której pobrzmiewają echa dawnej tradycji ciałopalnej, a podmiot liryczny śpiewa o tym, jak z jego (jej) rozsypanych po polu prochów wyrośnie stokrotka, lelija i kwiat róży. Nawet pieśni o proweniencji kościelnej śpiewano niejednokrotnie na melodie znane ze świeckich, ludowych utworów muzycznych.
Kartki i śpiewaczki, czuwanie i stypa
Pieśni były nieodłącznym elementem tradycyjnego rytuału pogrzebowego. Były śpiewane przede wszystkim w trakcie pustych nocy (trzech nocy po śmierci), kiedy czuwano przy ciele zmarłego, wierząc, że jego dusza ciągle znajduje się w domu. Pieśni więc podobnie jak modlitwy były jednym z narzędzi umożliwiającym przejście duszy na drugą stronę oraz utrudniającym zgromadzonym zaśnięcie. Sen jako "brat śmierci" mógł być potencjalnym zagrożeniem dla żywych śpiących w pobliżu zmarłego, więc starano się go na różne sposoby przezwyciężać. Transowe, długie pieśni żałobne były jedną z takich metod.
Śpiewano także przy wyprowadzaniu trumny z domu, na cmentarzu oraz na następującej po pogrzebie stypie i różnego rodzaju uroczystościach wspominkowych. Pieśń była istotną towarzyszką całego obrzędu pogrzebowego, prowadzącą nie tylko zmarłego na drugą stronę, ale także jego bliskich przez proces żałoby.
Repertuar pieśni pozostawał w części regionów podobny, ale już wykonanie mogło się różnić. Podział na pieśni śpiewane na różnych etapach pogrzebu był płynny i choć lokalnie zdarzały się próby ujednolicenia, to trudno byłoby mówić o jednej nadrzędnej zasadzie porządkującej dobór repertuaru do konkretnej części obrzędu pogrzebowego.
Zazwyczaj to miejscowe śpiewaczki i śpiewacy pełnili rolę nieformalnych mistrzów ceremonii, decydujących, jaki utwór należy zaśpiewać i w którym momencie. Śpiewacy byli też jednocześnie depozytariuszami pieśni. Przy ich wykonaniu korzystano z drukowanych śpiewników, ale także z druków ulotnych (np. sprzedawanych po odpustach kartek), a często z zapisanych odręcznie zeszytów (wiele z nich funkcjonuje do dziś jako podstawowe źródło tekstów wykonywanych utworów). To prowadzący pieśni nadawali obrzędowi strukturę, w której mogli odnaleźć się uczestnicy pożegnania.
Jak ich zapamiętaliśmy i jak będziemy o nich pamiętać? Serwis Odeszli.pl umożliwia stworzenie unikalnego wspomnienia. Zobacz, jak krok po kroku założyć Miejsce Pamięci o bliskiej zmarłej osobie w serwisie Odeszli.pl
Inne czasy, inne zwyczaje?
Czy tradycyjne pieśni pogrzebowe mają rację bytu we współczesnych pożegnaniach? Z jednej strony wydaje się, że ich treść jest diametralnie różna od naszego dzisiejszego podejścia do śmierci. Biologiczne aspekty umierania raczej wypieramy ze świadomości niż z uwagą kontemplujemy. Pośmiertne losy duszy (dla tych, którzy wierzą w jej istnienie) również postrzegamy na więcej możliwych sposobów niż nasi przodkowie. Z drugiej zaś strony – czy to właśnie nie ucieczka przed nieuchronnym i wypieranie śmierci ze świadomości sprawiają, że zwykle jesteśmy całkowicie nieprzygotowani na wszystko, co wiąże się ze stratą? Dawne pieśni mogą pełnić rolę śluzy, która pomaga nam w uzmysłowieniu sobie nieodwołalności śmierci oraz uwolnieniu towarzyszących jej emocji. Wspólny, miarowy śpiew może także być tym, co łączy nas z innymi uczestnikami i uczestniczkami pożegnania, tworząc obrzędową wspólnotę.
A pieśni – jak to pieśni – są podatne na modyfikacje. Jeśli nie czujemy się związani z porządkiem religijnym, możemy zmieniać ich fragmenty lub śpiewać wybrane zwrotki. Możemy też, korzystając z ich melodii i rytmu, tworzyć własne, spersonalizowane utwory towarzyszące pożegnaniom. Może być wreszcie i tak, że słowa zejdą na dalszy plan, bo samo opłakiwanie poprzez śpiew okaże się być wspierające w trudnym czasie przejścia.
Musi być w dawnych pieśniach pustonocnych i pogrzebowych coś ponadczasowego, skoro wciąż sięgają po nie artyści i artystki, znajdując własne ścieżki interpretacyjne. Czerpali z nich między innymi: Adam Strug i Kwadrofonik w albumie "Requiem ludowe", Laboratorium Pieśni przy płycie i towarzyszącym jej spektaklu "Puste noce" czy zespół Polskie Znaki w swoich "Rzeczach ostatnich", do którego to projektu zaproszono między innymi Matyldę Damięcką, Michała Szpaka czy Vito Bambino. Warto posłuchać tych aranżacji i porównać je z tradycyjnymi. Może my również zaczerpniemy z nich coś dla siebie?
Monika Stasiak