Wstecz

Balsamacja powinna być standardem, nie wyjątkiem

- Zmarły, kiedy jest jeszcze między bliskimi, powinien wyglądać naturalnie, żeby rodzina mogła się z nim pożegnać godnie - twierdzi Adam Ragiel

.
Shutterstock

Powiązane artykuły

Balsamacja – co to takiego?

Adam Ragiel*: - Kiedy słyszymy o balsamacji, od razu przypomina się nam Egipt i mumifikacja. Tymczasem nowoczesne techniki balsamacji nie mają z tym już nic wspólnego. Balsamacja jest przede wszystkim zabiegiem sanitarnym, polegającym na dezynfekcji i zabezpieczeniu ciała do kontaktu z osobami żyjącymi, z najbliższą rodziną, z osobami, które będą się żegnały ze zmarłym. Następnym ważnym aspektem tego procesu jest konserwacja, która polega na zatrzymaniu naturalnych procesów gnicia i rozkładu. Tu chodzi o to, żeby ciało jak najdłużej wytrzymało w stanie niezmiennym, bo na przykład mamy daleki termin pogrzebu, co dzisiaj jest coraz częstsze. Ostatnia sprawa to kosmetyka – doprowadzenie ciała do wyglądu sprzed śmierci, sprzed wypadku lub sprzed choroby; zacieranie wszystkich oznak pośmiertnych. Chodzi tu głównie o plamy opadowe, wysychanie pośmiertne. Balsamacja nawadnia powłoki skóry i sprawia, że znikają wszystkie zasinienia. Dzięki temu zmarły wygląda niemal jak za życia.

Najważniejszy oczywiście wydaje się ten aspekt sanitarny, co oczywiście szczególnie istotne wydawało nam się podczas epidemii. Balsamacja niszczy wszystkie wirusy i drobnoustroje.

Jak to wygląda z technicznego punktu widzenia?

- Sam zabieg polega na odprowadzeniu płynów fizjologicznych, w tym krwi, która przyspiesza proces rozkładu, i wprowadzeniu do tętnic płynów dezynfekujących, konserwujących oraz kosmetycznych. Płyny, które wprowadzamy do ciała zmarłego, są tak skomponowane, że dają mu bardzo naturalny wygląd. Jesteśmy nawet w stanie dobrać odpowiednią mieszankę, aby nadać ciału konkretną i naturalną karnację skóry, jaką człowiek miał za życia. Wszystko trwa około dwóch godzin.

Słyszałem, że ten zabieg jest bardzo popularny w USA, w Polsce nie jest aż tak szeroko znany. Dlaczego?

- W USA, jeżeli ciało ma być wystawione w kaplicy, kościele albo w domu pogrzebowym, jeśli będą gromadzili się wokół niego ludzie, balsamacja tak naprawdę jest standardem. W Wielkiej Brytanii tych zabiegów jest też bardzo dużo, choć prawo tego nie nakazuje. Poza tym za granicą balsamacja jest bardzo często praktykowana ze względów sanitarnych. To się w mocny sposób objawiło podczas pandemii koronawirusa, kiedy ciała zaczęto dłużej przechowywać w domach pogrzebowych. Balsamacja sprawia, że pracownicy tych zakładów mogą czuć się bezpiecznie, a rodziny mogą w komfortowych warunkach pożegnać zmarłą osobę.

Ile kosztuje balsamacja w Polsce?

- Od 500 do 1000 zł. Cena zależy od konkretnego przypadku. Inaczej pracuje się z ciałami, które są po sekcji zwłok. Nieco inaczej też sprawa wygląda w przypadku, kiedy przygotowujemy zwłoki do transportu międzynarodowego, np. kiedy ciało ma być transportowane drogą lotniczą. Niektóre linie mają swoje szczegółowe zasady dotyczące przewożenia zmarłych i czasami wymagają tego rodzaju zabiegu, ponieważ zwłoki jakiś czas muszą spędzić w terminalu cargo. Czasami te terminale nie mają specjalistycznych chłodni. A zabalsamowane ciało może być przetrzymywane w temperaturze otoczenia. Czasami, gdy człowiek umiera za granicą, już ubezpieczyciel żąda, aby zakład pogrzebowy przeprowadził balsamację.

Jak to się stało, że zajął sią pan balsamacją ciał?

- To było w 1999 roku, wtedy już od jakiegoś czasu byłem związany z branżą pogrzebową. Cały czas pochłaniał mnie jeden problem, z którym nijak nie mogłem sobie poradzić. Widziałem w jakim stanie zmarli są składani do trumien – wtedy po prostu takiemu człowiekowi dawano nowe ubrania i już. A wszystkie oznaki śmierci były doskonale widoczne. Na pogrzebach, kiedy rodziny żegnały się ze zmarłymi, widziałem rozpacz i dystans, który zaczynał się rodzić między nimi a bliską zmarłą osobą. Oni byli ze sobą na co dzień, kochali się, a podczas pogrzebu ta osoba nagle wydała im się obca, nie byli w stanie jej rozpoznać. I oprócz tej obcości czuli wstręt, bo widzieli plamy opadowe, że zmarły był nieogolony, że pojawiły się jakieś wycieki płynów pośmiertnych.

Dla mnie to wszystko było kłopotliwe i ciężkie do zniesienia. Dlatego zacząłem myśleć o tym, żeby ten moment pożegnania złagodzić, żeby rodzina dostrzegła w zmarłym albo zmarłej osobę bliską, żeby naturalnie chcieli ją w tej trumnie przytulić albo pocałować, bo to pożegnanie jest z psychologicznego punktu widzenia ważne. Rozkład po śmierci jest czymś absolutnie naturalnym. Tymczasem balsamacja to proces mineralizacji i wysychania, a nie gnicia. Moim zdaniem zmarły, kiedy jest jeszcze między bliskimi, powinien wyglądać naturalnie, żeby rodzina mogła się godnie z nim pożegnać.

Jak i gdzie nauczył się pan tego zawodu?

- Na początku prowadziłem poszukiwania na własną rękę, starałem się na przykład odpowiednio dopasowywać kosmetyki. Tego w ogóle nie było na polskim rynku. Tak samo nieosiągalne u nas były specjalistyczne szkolenia, więc informacji zacząłem szukać w internecie, co ponad 20 lat temu oczywiście było zadaniem trudnym. Pytałem też znajome kosmetyczki, jak malować, jakich produktów stosować.

Później - w okolicach 2002 i 2003 roku - zacząłem się rozglądać za szkoleniami związanymi z tą profesją. I z czasem zaczęły się one pojawiać, najpierw w Wielkiej Brytanii. Tam zdobyłem całą niezbędną wiedzę techniczną, dowiedziałem się też wszystkiego o produktach, jakie należy stosować do pielęgnacji ciał. W międzyczasie zacząłem też pracować przy międzynarodowym transporcie zwłok, dzięki czemu poznałem kulturę pogrzebową na całym kontynencie. W końcu, już w kraju, pokonywałem wszystkie szczeble związane z kosmetyką pośmiertną i z techniką balsamacji zwłok. Aż sam zacząłem prowadzić szkolenia i stworzyłem szkołę.

Jak duże jest zainteresowanie pana szkołą?

- Dosyć duże, ale co ciekawe, nie wszyscy uczniowie chcą wiązać swoją przyszłość z branżą pogrzebową.

Co zatem kieruje ludźmi, którzy wybierają pana szkołę?

- Niektórzy na przykład organizowali pogrzeb bliskiej osoby w jakiejś niedalekiej przeszłości i niestety spotkali się z bardzo złą jakością usług funeralnych. Okazuje się, że część branży nie stara się polepszać jakości swoich usług, a działa siłą przyzwyczajeń, bez zdobywania wiedzy i nowych kwalifikacji. No i ci rozżaleni klienci przychodzą do mnie na szkolenie, aby w przyszłości samemu lepiej zająć się swoimi bliskimi.

Następna grupa moich uczniów to ci, którzy wiedzą, że chcą pracować w tej branży. Tutaj jest jasna droga. Są też osoby, które chcą pokonać swoje wewnętrzne bariery, inne chcą potraktować tę pracę, jako zajęcie dodatkowe. Mają stałą pracę, ale potrzebują odcięcia od tego tempa ich życia, od bycia w ludzkim tłoku. Przy zmarłych zawsze jest cisza i spokój. To całkowicie inny świat.

Jakie zasady pan wyznaje w swojej pracy?

- Przede wszystkim bezwzględnie najważniejszą rzeczą jest zachowanie godności i szacunku osoby zmarłej. Ten człowiek był czyjąś matką albo ojcem, rodzina jest z nim dalej duchowo związana. Do każdego zmarłego podchodzę z szacunkiem i wykonuję czynności tak, jakby to była osoba mi bliska. Robię to tak, jakbym chciał być sam potraktowany po śmierci. To właśnie staram się zawsze wytłumaczyć moim uczniom: godność ciała zmarłego jest najważniejsza.

Ważna jest też rodzina – współczucie dla niej, poszanowanie pamięci, umiejętność słuchania. Ludzie czasami mają przeróżne pomysły i wyobrażenia dotyczące swoich bliskich zmarłych, a ja jestem od tego, żeby wysłuchać tych sugestii i życzeń. I absolutnie żadne z tych życzeń nie może mi się wydać dziwne i niemożliwe do wykonania. W tym zawodzie niezwykle ważna jest empatia. To są podstawowe wartości, którymi się kieruję i które przekazuję swoim uczniom. Bez tego nie bylibyśmy zdolni realizować naszej misji.

*Adam Ragiel – założyciel i realizator innowacyjnych technologii oraz twórca procedur w branży funeralnej z dziedziny profesjonalnego zajmowania się ciałem człowieka po śmierci. Autor książki „Bez Strachu. Jak umiera człowiek", członek zarządu Polskiego Stowarzyszenia Funeralnego.