Wstecz

Dziady wiosenne, Radunica, Rękawka - rodzime święta ku czci zmarłych

Na wschodniej Słowiańszczyźnie ciągle żywe jest święto Radunica, będące pozostałością po obchodzonych niegdyś dziadach wiosennych.

Radonica. Modlitwa za zmarłych na cmentarzu w Mohylewie
Fot. Nikolay Titov / East News

Powiązane artykuły

W kulturze polskiej wspominanie zmarłych kojarzy się z listopadowymi Zaduszkami. To wtedy udajemy się tłumnie na groby bliskich, by zapalać tam znicze, modlić się, wspominać. Na wschodniej Słowiańszczyźnie ciągle żywe jest jednak święto Radunica, będące pozostałością po obchodzonych niegdyś dziadach wiosennych. Choć część dawnych zwyczajów jest oficjalnie krytykowana przez Cerkiew prawosławną, to w wielu miejscach dalej praktykuje się przynoszenie na cmentarze posiłku "dla zmarłych".

Zestroić się z rytmem przyrody

Czy to nie dziwne, że święto ku czci tych, którzy odeszli, obchodzone jest wiosną, kiedy wszystko dookoła budzi się do życia? Przede wszystkim, warto pamiętać, że uroczystości poświęcone zmarłym przodkom odbywały się niegdyś kilka razy do roku (według różnych źródeł: trzy- lub czterokrotnie). Za każdym razem splatały się z innym momentem w cyklu wegetacyjnym. Tak jak w przyrodzie nieustannie przeplatają się życie i śmierć, narodziny i przemijanie, tak samo w ramach świąt rocznych znajdowało się miejsce nie tylko dla żywych, ale i dla umarłych.

Dziady wiosenne niosły ze sobą sens nie tylko pamięci o bliskich, ale i zmartwychwstania, bądź (precyzyjniej rzecz ujmując) ciągłości życia. Nasi przodkowie wierzyli, że śmierć nie jest końcem drogi, ale pewnym jej etapem. Tak jak rośliny na zimę obumierają, by wychynąć spod ziemi wraz z ciepłem i światłem, a ptaki odlatują do ciepłych krajów (mitycznego Wyraju), żeby wiosną powrócić, tak samo odejście człowieka w jego fizycznej postaci nie było końcem, lecz początkiem. Dusza (a właściwie jej część) po śmierci mogła okresowo powracać na ziemię, wpływając na rzeczywistość ludzi żywych, a także wcielać się w kolejnych przedstawicieli rodu. Połączenie z powracającymi po zimie ptakami jest tu nieprzypadkowe, bowiem to właśnie te zwierzęta mogły być wcieleniami duszy lub jej "dostarczycielami" z Wyraju do nowego ciała (historia o przynoszącym dzieci bocianie nie wzięła się znikąd).

Zapraszanie zmarłych przodków do ludzkiego świata po zimie mogło się więc wiązać z wiarą w odradzanie się życia, jego trwanie niezależnie od tego, że zmienia się forma, w której występuje.

Nakarmić głodnych

Jak wyglądały tradycyjne obchody Radunicy – dziadów wiosennych? Według różnych źródeł miały one miejsce po święcie Wielkanocy – w kolejną niedzielę lub (częściej) wtorek. W przeciwieństwie do dziadów jesiennych, skupionych bliżej domu, tutaj obrzędowa uczta przenosiła się na cmentarz. Przy grobach odbywało się nabożeństwo w intencji zmarłych, po którym miał miejsce uroczysty posiłek. Na groby przynoszono jajka, miód, bliny, kołacz, pierogi i wódkę – większość z tych potraw występowała również w innych kontekstach, gdzie niezbędne było pośrednictwo sił zaświatowych. Część z nich zjadali sami przybyli, ale zakopywano także odrobinę jedzenia dla zmarłych (pamiętajmy, że mówimy o czasach, gdy groby nie były szczelnie obudowane granitem). Szczególną rolę w tych działaniach pełniły farbowane na czerwono jajka, które przed ofiarowaniem ich przodkom, toczono po powierzchni mogiły. Czynność ta miała według niektórych interpretacji wzmocnić zmarłych, dodać im sił w zaświatach.

Radonica Fot. Maxim Malinovsky / AFP / East News

Pośredniczką w karmieniu zmarłych była jednak nie tylko ziemia na ich grobach, ale także specjalni członkowie wiejskiej społeczności – dziadowie proszalni. To najubożsi członkowie wiejskiej wspólnoty, często będący też ludźmi gościńca, wędrujący w święte miejsca i przynoszący do wsi wieści z dalekiego świata. Wierzono, że jako osoby znajdujące się na pograniczu światów, dziadowie mają możliwość kontaktowania się z tym, co pozaludzkie, co przynależne do domeny zmarłych. Stąd byli oni beneficjentami posiłków szykowanych z okazji dziadów (sama nazwa święta jest tu nieprzypadkowa, bowiem "dziad" to nie tylko człowiek gościńca, ale też zmarły przodek). Dzielono się z nimi przyniesionym na cmentarze poczęstunkiem, a oni w zamian odmawiali modlitwy za dusze tych, którzy odeszli.

Co ciekawe, uroczystościom tym towarzyszyła także muzyka i taniec. Zdarzało się, że tu i ówdzie w zgromadzonym przy grobach towarzystwie pojawiał się skrzypek. Z kolei na terenach dzisiejszej Ukrainy, młodzież łączyła się w obrzędowym tańcu, mającym z jednej strony wymiar zaświatowy, z drugiej – związany z magią wegetacyjną.

Wspominaj bliskich na Odeszli.pl. Podpowiadamy krok po kroku, jak napisać wspomnienie o osobie zmarłej

Nie tylko wschód – krakowska Rękawka

We wtorek po Wielkanocy pod Kopcem Kraka odbywa się święto Rękawka. Przez długi czas było ono kojarzone przede wszystkim z jarmarkiem towarzyszącym lokalnemu odpustowi w kościele św. Benedykta. To znaczenie jest jednak wtórne i wynika z kontrreformacyjnych działań wymierzonych w znacznie starszy zwyczaj religijny. Samo święto, podobnie jak prawosławna Radunica, było pierwotnie związane z dziadami wiosennymi.

święto Rękawki w Krakowie Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.pl

Jak podaje krakowskie Centrum Kultury Podgórza, tradycja ta sięga nawet wczesnego średniowiecza i była związana z urządzaniem obrzędowych uczt dla zmarłych przodków. Tutaj także ważną rolą, oprócz chleba czy jabłek, pełniły jajka, mające zmarłych wzmacniać i dodawać im sił. Pokarmy były toczone lub zrzucane przez co zamożniejszych mieszczan ze szczytu kopca do jego podnóża. Na dole zaś przejmowała je krakowska biedota (często towarzyszyły temu zajścia określane przez historiografów jako „dantejskie"). I tutaj można pokusić się o paralelę z wiejskimi dziadami proszalnymi. Transfer żywności od bogatych do biednych był w jednym i w drugim przypadku czymś więcej niż tylko jałmużną. Był karmieniem umarłych i nawiązaniem z nimi kontaktu za pośrednictwem żywych.

Od 2001 roku Rękawka, za sprawą CK Podgórza oraz drużyny Wojów Wiślańskich KRAK, odzyskuje swe dawne sensy i znaczenia, stając się jednocześnie ważnym źródłem popularyzującym kulturę duchową dawnych Słowian.

Z kolei w prawosławiu wiosenne święto ku czci zmarłych (dziś już pod nazwą Radunicy, a nie dziadów), choć nie tak przesycone symboliką przedchrześcijańską jak onegdaj, dalej się odbywa. Na wielu grobach w Ukrainie, Białorusi czy Rosji można w okresie powielkanocnym spotkać farbowane jajka i słodkości, a znajdują się i tacy, którzy wypijają z przodkami symboliczny kieliszek wódki.

Zdarza się, że z zazdrością spoglądamy na meksykański obchodzony 1 listopada Dia de los Muertos, nie mając pojęcia, że tradycje zbliżone w swych znaczeniach mamy także w rodzimej kulturze. Ja także od paru lat udając się z bliskimi wiosną na groby bliskich, zostawiam tam po odrobinie jajek ze święconki. Jest w tym geście coś więcej niż wyrosła z fascynacji przeszłością rekonstrukcja. Chcę w nim widzieć raczej czuły, życzliwy gest łączności z tymi, którzy odeszli. Czy można uczynić to łatwiej niż dzieląc się z nimi jedzeniem?

Monika Stasiak