Wstecz

Literatura jako wsparcie w żałobie. Proza, poezja, poradnictwo

Gdy umiera nam ktoś bliski, słowa bywają zawodne. Żadne "ja też tak miałam", "dożył pięknego wieku", "czas leczy rany" nie są adekwatne do doświadczenia żałoby. Raczej sypią sól na świeże rany, niż kładą opatrunki. Wiele osób szuka wówczas gestów, obecności, a jeśli słów, to tych najprostszych: "Jestem przy tobie", "Możesz na mnie liczyć", "W czym mogę ci pomóc?".

Marcin Wicha, pisarz, grafik
Fot. Albert Zawada / Agencja Wyborcza.pl

Powiązane artykuły

Jednocześnie jesteśmy istotami werbalnymi. Myślimy obrazami i bodźcami zmysłowymi, ale nasze przeżycia potrzebujemy narratywizować, tworzyć z nich opowieści. Słowa są tym, co może łączyć nas z innymi osobami, pozwala na uwspólnienie doświadczeń i wykroczenie poza jednostkową kondycję każdej i każdego z nas. Stąd właśnie literatura bywa źródłem, z którego czerpiemy w naszej drodze przez proces żałoby. Funkcje, jakie spełnia, bywają różne w zależności od formy, gatunku, stylu autora, ale też od czytelnika i jego potrzeb. Książki z obszaru śmierci i żałoby mogą dawać czytelnikom poczucie, że nie są w swym doświadczeniu osamotnieni, wspierać w wyrażeniu i uwolnieniu nagromadzonych emocji czy w odnalezieniu sensu sytuacji, w której się znaleźliśmy.

Przejrzeć się w cudzym smutku. Prywatne historie straty

„Czy ze mną jest wszystko w porządku?", „Czy inni też tak mają?" – to pytania, które pojawiają się regularnie u osób doświadczających straty, gdy konfrontują ją z tradycyjnymi modelami żałoby. W życiu nic nie jest tak poukładane, jak przewidziano to w schematach, w których po zaprzeczeniu, gniewie, depresji nadchodzi upragniona akceptacja. Książki, które dla samych piszących są często autoterapeutycznym zapisem po śmierci kogoś bliskiego, dla czytelników stają się szansą na dostrzeżenie w cudzej sytuacji własnych dylematów, uczuć i tęsknot.

Ten nurt jest dość silnie reprezentowany zarówno w literaturze polskiej, jak i zagranicznej. Klasykiem tej ostatniej jest „Rok magicznego myślenia" Joan Didion, w którym autorka opisuje czas po śmierci męża. Nie wyznacza sobie zadań do przepracowania, nie szuka jak najszybszych sposobów pójścia dalej. Wręcz przeciwnie - chwyta się małych wyłomów w ścianie rzeczywistości, jak pozostawienie przedmiotów w domu w stanie niezmiennym czy unikanie wspólnie odwiedzanych miejsc, żeby dać sobie przestrzeń na powolne godzenie się ze stratą. Magiczne, bo zakorzenione w nieracjonalnych z pozoru gestach i działaniach, myślenie jest jej szansą na ocalenie, na dawkowanie sobie świadomości śmierci w taki sposób, jaki pozwoli jej przetrwać.

Nieco inaczej rzecz ma się u polskiego autora, Marcina Wichy. Ten w „Rzeczach, których nie wyrzuciłem" snuje narrację wokół swojej zmarłej matki, właśnie porządkując przedmioty w jej pustym mieszkaniu. Sama czynność ich układania i znajdowania dla nich nowego miejsca staje się dla narratora bodźcem do opowieści o matce i snucia wspomnień z nią związanych. Pragmatyzm porządków splata się tu z tym, co należy do świata prywatnych historii i emocji; znaczący charakter danej rzeczy z koniecznością znalezienia jej nowego miejsca; spojrzenie od wewnątrz na to, co istotne, z chłodnym okiem antykwariusza bezlitośnie uznającego bezwartościowość części pozostałych po matce książek.

Wspominaj bliskich na Odeszli.pl. Podpowiadamy krok po kroku, jak napisać wspomnienie o osobie zmarłej

U Miry Marcinów w „Bezmatku" proces żegnania się przebiega jeszcze inaczej, bo rozpoczyna się wraz z diagnozą o terminalnej chorobie matki. Książka, złożona z wycinków, fragmentów, luźnych myśli, zapisów rozmów albo czynności wykonywanych po jej śmierci, jest - jak mówi sama autorka - poematem miłosnym dla matki. Przez swą autentyczność i siłę opisywanych uczuć staje się też świadectwem, że nie ma przepisu na żałobę, który powiedziałby, jak długo może trwać albo jak będzie intensywna. Każdy przeżywa ją na swój własny sposób.

Takich osadzonych w biografii autorów pozycji literackich jest oczywiście na rynku wydawniczym więcej, bo i „Umarł mi" Ingi Iwasiów, i „Kontener" Marka Bieńczyka, i „Kołyska z huraganem" Justyny Wicenty. Warto po nie sięgać i przyglądać się temu, jak różnie mogą układać się ścieżki żałoby oraz sposoby jej opisywania. Może któryś trafi właśnie do nas?

Pozwolić emocjom płynąć. Poezja po stracie

Dla niektórych z nas proza, nawet ta poetycka, nie jest w stanie oddać uczuć towarzyszących nam po śmierci bliskiej osoby. Poezja natomiast przenosi nas poza konieczność tłumaczenia, uzasadniania i dowodzenia. Jedną metaforą potrafi stwarzać całe światy, które w nas potem zostają i w najlepszy sposób odzwierciedlają nasze doświadczenie. W jej obrazach i rytmie mogą poszukać sobie miejsca emocje i razem z wierszem płynąć łzami, wzdychać ulgą albo zalewać serce falą miłości.

Wprawdzie w kontekście funeralnym najczęściej bodaj przytaczanym utworem jest „Spieszmy się kochać ludzi" ks. Jana Twardowskiego, to przecież nie wyczerpuje on zagadnienia. Jest i Różewiczowski „Ojciec", który „idzie przez serce" i który „Żył jak ptak/ śpiewająco/ z dnia na dzień". Jest i „Kot w pustym mieszkaniu" Wisławy Szymborskiej, któremu po zajrzeniu do wszystkich szaf i zrobieniu bałaganu w papierach pozostaje już tylko spać i czekać bez końca. Jest „Ach, umieram, umieram" Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, w którym podróż na drugą strony niesie ze sobą powolne rozpływanie się we wszechświecie i stawanie się zapatrzeniem gwiazd.

Wymieniać można bez końca, bo jedni będą szukać w wierszach sposobów wyrażenia tego, co sami czują, inni – ukojenia, a jeszcze inni – nadziei. Niektórzy medytacyjnie, w zaciszu przewracanych z uwagą kart tomików, inni – w poezji śpiewanej, która niczym „Zegarmistrz światła" Bogdana Chorążuka trafia w serce nie tylko słowem, ale i wspaniałą muzyką Tadeusza Woźniaka.

Dzieci, śmierć i literatura

Literatura dla dorosłych dostarcza spektrum propozycji wydawniczych, które pozwalają się mierzyć z tematem odchodzenia. Co jednak z dziećmi? Czy i dla nich znajdą się książki niosące po śmierci kogoś bliskiego wsparcie i zrozumienie?

Wielu z nas pamięta swoje własne literackie zmagania z umieraniem przez pryzmat takich lektur jak wyciskająca łzy w kolejnych pokoleniach dzieci „Bracia Lwie Serce" Astrid Lindgren.

Współczesna literatura dziecięca podejmuje temat śmierci nie tylko poprzez fabułę, ale też poprzez filozoficzne próby przyjrzenia się temu, jaki jest jej sens albo co może spotkać dzieci w doświadczeniu żałoby.

Warto wskazać tu na dwie interesujące pozycje. Pierwsza to niepozorny picture book Elizabeth Larsen „Jestem śmierć", w którym śmierć staje się nie tylko bohaterką, ale i przewodniczką po swoim świecie. W prostych, poruszających zdaniach mówi o tym, jak towarzyszy tym, którzy umierają – biorąc ich za ręce, zapalając dla nich światła i szepcząc. Opowiada, że ona i życie to w istocie dwie nierozłączne istoty i że bez jednej nie byłoby drugiej. Przekonuje, że miłość nie umiera, nawet gdy spotka ją. To książka, którą można śmiało polecić nie tylko dzieciom, ale i dorosłym.

Z kolei przez doświadczenie żałoby i towarzyszące mu emocje prowadzi czytelnika bajarka i śpiewaczka, Katarzyna Jackowska-Enemuo w swojej „Tkaczce chmur". Wyruszający po lekarstwo dla umierającej siostry braciszek musi mierzyć się z przerodzonym w przerażające zjawiska gniewem czy smutkiem, przez które my także brniemy często po stracie. Książka operuje symbolami i obrazami w taki sposób, że młodzi czytelnicy zrozumieją je z łatwością, a starsi odnajdą się w ich pięknie i prostocie.

Powyższy wybór to oczywiście tylko ułamek tego, co oferuje literatura w obszarze straty i żałoby. To, co ostatecznie przypadnie nam do serca i wesprze w naszej drodze przez żałobę, wydaje się dobrze ilustrować sformułowane przez Carlosa Ruiza Zafóna zdanie: „Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to, co już masz w sobie".

Monika Stasiak