Wstecz

Towarzyszka w żałobie uczy, jak czule i taktownie wspierać w chwilach rozpaczy

O tym, jak samotni jesteśmy po śmierci bliskiej osoby, Anja Franczak dowiedziała się, gdy straciła dziecko. Dziś udziela potrzebującym niezbędnego wsparcia, jako certyfikowana towarzyszka w żałobie.

Żałoba przebiega u każdego w sposób indywidualny i zmienia się z czasem. Nie musi też mieć wyraźnego końca.
shutterstock

Powiązane artykuły

O nieznanym do niedawna w Polsce zawodzie towarzyszki w żałobie Anja Franczak usłyszała od koleżanki, która mieszka w Niemczech. – Skorzystała ze wsparcia takiej specjalistki po stracie dziecka – opowiada Anja. – Pomyślałam, że to wspaniale, iż istnieje taki zawód, ale poczułam też gniew i zazdrość, bo kilka lat wcześniej sama straciłam dziecko i nie miałam się do kogo zwrócić, nie miałam z kim porozmawiać o moich uczuciach.

Czym towarzysz w żałobie różni się od psychoterapeuty? – Żałoba nie jest zaburzeniem ani chorobą – wyjaśnia Anja. – Nie wymaga diagnozy ani leczenia. Dopiero tłumienie emocji z nią związanych może doprowadzić do choroby. Żałoba jest czymś, czego nie da się wyeliminować z naszego życia. Jest procesem dostosowania się do zmian, na który składają się różne uczucia, myśli, zachowania. Dopiero, jeśli żałobie towarzyszy depresja, potrzebne jest wsparcie innego rodzaju. Moje kompetencje w tym miejscu się kończą.

Pomoc w gabinecie, w domu, albo online

Na przeżywanie żałoby składają się nie tylko elementy psychologiczne, ale też kulturowe i duchowe, dlatego szkolenie towarzysza w żałobie jest interdyscyplinarne. Anja ukończyła roczny kurs „Duszpasterstwo i towarzyszenie w żałobie" w Heidelbergu w Niemczech i uzyskała certyfikat uprawniający do pracy w zawodzie. Wśród jej nauczycieli byli m.in. psycholodzy, teolodzy, religioznawcy, arteterapeuci i eksperci od traumy.

Jeszcze w trakcie szkolenia zaczęli do niej dzwonić ludzie, którzy od wspólnych znajomych dowiedzieli się o jej przygotowaniach i chcieli umówić się na rozmowę. – To mi pokazało, że w Polsce jest zapotrzebowanie na takich specjalistów – mówi. – Uruchomiłam stronę internetową, aby więcej ludzi mogło się o mnie dowiedzieć.

Z osobami po stracie Anja spotyka się albo w gabinecie na warszawskim Mokotowie albo dojeżdża do nich do domu. Ale można się z nią umówić na rozmowę również online, co jest popularną formą komunikacji w czasie obecnej pandemii koronawirusa.

Wsparcie bliskich czasami trwa zbyt krótko

Podczas spotkań z klientami Anja głównie słucha. – Te osoby mają zwykle dużo do opowiedzenia - wyjaśnia. - Chcą mówić o zmarłych, dzielić się wspomnieniami. Często nie mają nikogo, kto zechce ich wysłuchać, bo albo wszyscy w rodzinie słyszeli już te historie wiele razy, albo czują się niekomfortowo, rozmawiając o osobie zmarłej. To nie jest tak, że rodzina i przyjaciele nie udzielają wsparcia. Robią to tak, jak potrafią. Często jednak wsparcie znika niedługo po pogrzebie. Żyjemy szybko, więc po pół roku nikt już raczej nikogo nie pyta, jak radzi sobie ze swoją żałobą. Po takim czasie istnieje nawet rodzaj presji, żeby osoba, która poniosła stratę, „wróciła do normalności". Towarzysz w żałobie nie wymaga od swojego rozmówcy, że ten poczuje się lepiej. Raczej stwarza mu przestrzeń akceptacji bez presji, bez oceny.

Zadaje klientom zadania domowe: aby przejrzeli zdjęcia przypominające szczęśliwe chwile ze zmarłym albo znaleźli przedmiot, który najbardziej kojarzy się z tą osobą. Jeżeli osoba w żałobie nie zdążyła czegoś powiedzieć zmarłemu, może pomoże jej napisanie listu do niego? – Jeśli ktoś rozmawia ze mną przez godzinę w tygodniu, to pozostaje mu jeszcze wiele czasu, który spędza bez wsparcia. Zagospodarowanie tego czasu pomiędzy spotkaniami jest bardzo ważne – mówi Anja.

Tym bardziej, że żałoba nie wiąże się tylko z utratą bliskiej osoby, ale w konsekwencji również z utratą pewności siebie, bezpieczeństwa i określonej wizji życia, co można wyraźnie obserwować zwłaszcza w czasie pandemii koronawirusa.

Rytuał zamiast pogrzebu w pandemii koronawirusa

Oprócz dużej niepewności, w czasie pandemii pojawił się też problem związany z ograniczonymi możliwościami pożegnania się z osobą umierającą lub zmarłą. W szpitalach nie ma odwiedzin, a jeśli osoba zmarła na COVID-19, przed pochówkiem nie można wystawić otwartej trumny. Ograniczona została też ilość uczestników na pogrzebach, a część osób jest z nich wykluczona z powodu kwarantanny albo braku możności powrotu z zagranicy. Do Anji zgłosiło się kilka osób, które nie mogły wziąć udziału w pogrzebie i bardzo chciały zastąpić to osobistym rytuałem pożegnania. –Rozmawialiśmy o tym, jak mógłby on wyglądać i dlaczego jest to takie ważne – opowiada.

Jedna z kobiet postanowiła symbolicznie coś pochować, ale nie wiedziała co. W końcu wysiała nasiona ulubionych kwiatów zmarłej mamy. – W ten sposób śmierć stała się przyczynkiem do nowego życia – uważa Anja Franczak. - Z zewnątrz może to wyglądać banalnie, ale dla tej kobiety miało wymiar symboliczny.

Podobną potrzebę rytuału ma też wiele kobiet, które poroniły i nie mogły wyprawić utraconemu dziecku pogrzebu. Często borykają się z problemem żałoby nieuznanej społecznie. – To zawsze jest ten sam mechanizm: ktoś cierpi, inni bagatelizują jego uczucia. W literaturze anglojęzycznej jest dużo publikacji na temat żałoby nieuznanej społecznie, tzw. disenfranchised grief. Sama to przeżyłam, pisałam o tym pracę dyplomową.

Ludzie słyszą wtedy od innych: „To jeszcze nie było dziecko, nie martw się, zajdziesz w ciążę ponownie", albo: „On miał już 98 lat. Powinnaś się cieszyć, że dożył tak pięknego wieku".

Szczególnym przypadkiem żałoby nieuznanej społecznie jest ta po stracie zwierzęcia. – „To był tylko pies", słyszy właściciel, choć jego ból może być równie wielki jak po stracie krewnego – mówi Anja.

Pomoc w żałobie potrzebna też w pracy

Towarzyszka w żałobie prowadzi też konsultacje dla osób, które chciałyby mądrze wspierać bliskich w żałobie. Bywa, że ktoś chciałby umówić na spotkanie np. swoją mamę, ale ta nawet o tym nie wie albo nie ma ochoty rozmawiać. Anja proponuje wówczas rozmowę osobie telefonującej. – Może dla wspomnianej mamy jedyne, co teraz jest odpowiednie, to tkwić w rozpaczy - mówi. - Ale jej bliscy mogą się nauczyć, jak być tej rozpaczy czułym świadkiem. Wiele osób czuje, że powinny coś powiedzieć lub zrobić, by cierpiącą osobę pocieszyć, sprawić, aby poczuła się lepiej. Nie ma jednak słów, które sprawiają, że rozpacz nagle minie. Czasem lepiej po prostu być obok.

Jest też zapraszana do firm lub instytucji, w których zmarł pracownik albo jeden z pracowników jest w żałobie. – Kiedy pracodawca sięga po wsparcie, daje mi to dużo nadziei – twierdzi. – Wciąż jeszcze w wielu środowiskach pokutuje bowiem przekonanie, że żałoba to coś prywatnego, z czym każdy powinien poradzić sobie sam. Tymczasem żałoba wpływa na wszystkie sfery naszego życia, także na pracę. Może powodować zaburzenia koncentracji, kłopoty z pamięcią, z podejmowaniem decyzji. Pracodawca i współpracownicy osoby w żałobie powinni mieć tego świadomość.

Kolejną grupą jej klientów są terapeuci i psychologowie, którzy sami zaczęli prosić ją o szkolenia. – Mówili, że w czasie studiów mieli nie więcej niż trzy godziny poświęcone żałobie, a w dodatku poznawali jedynie model żałoby z lat 60. ubiegłego wieku. Teorie z tamtych lat opisują, że żałoba jest procesem przewidywalnym, złożonym z kolejnych faz i mającym wyraźne zakończenie. Tymczasem współczesne modele zakładają, że proces żałoby przebiega u każdego w sposób indywidualny i zmienia się z czasem. Nie musi też mieć wyraźnego końca. Jeśli żałoba dotyczy bardzo bliskiej nam osoby, to już zawsze będzie częścią naszego życia.