Wstecz

Pożegnania jak kiedyś. Dawne rytuały i współczesne sensy

Taką scenę pamięta z dzieciństwa wiele osób: pokój w domu, pośrodku trumna otoczona świecami i kwiatami, wokół gromadzą się krewni i sąsiedzi, śpiewają pieśni żałobne, modlą się, żegnają ze zmarłym, w kuchni ktoś częstuje uczestniczących w pożegnaniu jedzeniem, czasem polewa im mocniejszy trunek.

1987, pogrzeb we wsi Lubin w woj. włocławskim
KRZYSZTOF URBANSKI / Muzeum Etnograficzne/East News

Powiązane artykuły

Czy takie wydarzenia to już wyłącznie relikt przeszłości, wspomnienie naszych wiejskich korzeni? A może ich funkcje i znaczenia są na tyle uniwersalne, że warto w jakimś stopniu do nich wracać?

Zrozumieć realność straty

Dziś coraz częściej umieramy w szpitalach czy domach opieki. Jak łagodzić cierpienie w ostatnich chwilach? Jak zająć się ciałem po śmierci? Te pytania zadajemy sobie rzadko. Najczęściej bowiem zdajemy się na profesjonalistów: lekarzy, pielęgniarki, pracowników domów pogrzebowych. W czasie przygotowań do ostatniej drogi rzadko mamy do czynienia z ciałem. Ktoś zabiera bliską nam osobę, a następnie oddaje ją już w urnie. W tym, co się dzieje pomiędzy, zwykle nie uczestniczymy.

Tymczasem - jak wskazuje William Worden, członek Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego oraz Amerykańskiej Rady Zawodowej Psychologów, założyciel Stowarzyszenia Edukacji i Doradztwa w Obliczu Śmierci -

zrozumienie realności straty jest jednym z zadań, z którymi musimy zmierzyć się w procesie żałoby.

W kulturze tradycyjnej bliscy towarzyszyli zmarłemu jeszcze w godzinie śmierci. Cała rodzina zbierała się wówczas przy łożu umierającego i modliła się w intencji łagodnego odchodzenia. Aby je ułatwić, zapalano gromnicę, a leżącego okadzano lub okładano ziołami. Na lamenty był czas później. W chwili śmierci starano się zachowywać tak, aby umierająca osoba czuła, że bliscy pozwalają jej odejść.

Zmarłą czy zmarłego należało umyć, ubrać i przygotować do pochówku. Tym zajmowała się grupa sąsiadek, czasem przy wsparciu rodziny. Wierzono, że poddające się stężeniu pośmiertnemu ciało łatwiej w tych czynnościach współpracuje, jeśli ze zmarłym się rozmawia, prosząc, by poddał się wszystkim zabiegom.

Doświadczyć obecności wspólnoty

Tym, z czym często mierzą się dzisiaj osoby w żałobie, jest wyizolowanie ze społeczności. Przyjaciele i znajomi nie wiedzą, jak mówić z nimi o stracie, której doświadczyły. W obawie przed ich urażeniem pomijają temat śmierci lub unikają kontaktu z nimi. To jednak tylko wzmacnia poczucie samotności.

Niegdyś tradycyjne pożegnania były pełne ludzi. Przygotowane do pogrzebu ciało wystawiano w domu, zapraszając sąsiadów do wspólnego czuwania. Przy zmarłym gromadzono się zarówno w dzień, jak i w nocy. Każdy z nowo przybyłych spędzał jakiś czas, modląc się przy trumnie. Następnie ktoś z domowników częstował go chlebem i wódką, a potem opowiadał o okolicznościach choroby i śmierci bliskiej osoby. Tak tworzyła się narracja, dzięki której towarzyszące stracie emocje mogły być współdzielone z innymi członkami społeczności.

Ostatnia droga zmarłego także odnosiła się do więzi zmarłej osoby i jej bliskich ze wspólnotą. Kiedy kondukt zmierzał na cmentarz, obok przydrożnego krzyża ktoś z krewnych lub specjalny mówca wygłaszał przemówienie. W imieniu zmarłego żegnał się ze światem i prosił sąsiadów o przebaczenie za wszystkie przewiny.

Znaleźć trwałą więź ze zmarłym

Współczesne sposoby pielęgnowania pamięci o zmarłych rzadko wykraczają poza zwyczajowe zapalenie znicza raz do roku. Tymczasem Worden wskazuje, że istotnym zadaniem żałoby jest odnalezienie trwałej więzi ze zmarłymi, dzięki której mogą oni dalej być częścią naszego życia.

W kulturze tradycyjnej więź z tymi, którzy odeszli, nie przerywała się wraz z pochówkiem, ale znajdowała swój wyraz w obrzędowości dorocznej. To dla nich zostawiano wolne miejsce przy stole w wieczór wigilijny. Symbolicznie ich karmiono, obdarowując jedzeniem proszalnych dziadów w Dzień Zaduszny. Na wschodniej Słowiańszczyźnie dedykowano im w domu miejsce na pokuciu (w świętym kącie) – obok ikon, przy haftowanym w specjalne wzory ręczniku obrzędowym. W święto dziadów wiosennych (później przekształcone w prawosławną Radunicę) chodzono na groby, modlono się, jedzono, a dla zmarłych zostawiano jajka – symbol życia, które nie przemija.

Czerpać z tradycji to, co nas wspiera

Dziś możemy na nowo czerpać z rozwiązań oferowanych nam przez kulturę tradycyjną: samodzielnie zająć się myciem i ubieraniem osoby zmarłej; pozwolić, by spędziła z nami w domu jakiś czas po śmierci; zaprosić do współuczestnictwa w tym pożegnaniu krewnych i przyjaciół; samodzielnie tworzyć rytuały pożegnania i więzi z bliskimi.

Nie wszyscy wiedzą, że prawo daje takie możliwości. Art. 9, pkt 2 Ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych mówi, że jeszcze przez 72 godziny od chwili zgonu ciało osoby zmarłej może przebywać w domu. Ci, którzy mieli okazję w podobny sposób towarzyszyć swoim bliskim przed pogrzebem, mówią o głębi tego doświadczenia i o tym, jak pomogło im ono w mierzeniu się ze stratą. To nie przepisy stoją na przeszkodzie bardziej czułemu i całościowemu żegnaniu bliskich, ale nasze własne lęki przed zmierzeniem się ze śmiercią w jej widzialnej postaci.

Wsparcie w przygotowaniu tego procesu oferują już wybrane domy pogrzebowe, a także celebrantki świeckie. Warto szukać takich możliwości i czerpać z dawnych tradycji. Dzięki bliskości na tym ostatnim etapie więź między żywymi a zmarłymi nie zostaje gwałtownie przerwana, ale jest ciągłością, kontynuacją.

Monika Stasiak