Wstecz

Śmierć w dawnych wierzeniach i obrzędach ludowych. Co się działo w chwili śmierci?

Dlaczego nieboszczyk był chowany w swoich najlepszych szatach? W jakim celu wiązano zmarłemu ręce? Czemu po śmierci bliskiego zasłaniano lustra i zatrzymywano zegary?

Józef Szermentowski 'Pogrzeb chłopski' (1864)
fot. Muzeum Narodowe w Warszawie

Powiązane artykuły

Wierzenia i związane z nimi obrzędy wyznaczały ramy, w które od zarania wpisane było ludzkie życie. Określały poszczególne etapy życia - od narodzin po kres - i nadawały mu sens. Szczególnie to ostatnie – tajemnicza chwila wyznaczająca koniec bytowania na tym świecie – wywierało na ludziach wrażenie, jak mało co. Działo się tak głównie z niewiedzy i związanej z tym potrzeby oswojenia strachu przed nieuniknionym.

Wierzono m.in., że chociaż zmarłych nie ma już wśród żywych, to nadal mają oni niemały wpływ na los tych, którzy pozostali. Stąd z chwilą, gdy człowiek umierał, wśród dawnych ludów ożywał cały repertuar, często magicznych praktyk. Miały one różne cele. Istotne było tu przede wszystkim spokojne wyprawienie nieboszczyka (a w zasadzie - jego duszy) „na tamten świat" i zabezpieczenie go przed siłami demonicznymi i złymi. Nie mniej ważne było zadowolenie zmarłego i dokładne wypełnienie jego przedśmiertnej woli. O to ostatnie dbano szczególnie mocno, ale przede wszystkim z troski o pozostałych przy życiu członków rodziny – by rozgniewany zmarły „nie pociągnął ich za sobą do mogiły".

Dawne obrzędy pośmiertne. W czym chowano zmarłego?

Z chwilą śmierci członka rodziny, pozostali domownicy zawieszali wszelkie zajęcia. Robili tak, by – jak wierzyli – z jednej strony uniknąć zgubnego wpływu nieboszczyka na ich pracę, z drugiej natomiast – by nie niepokoić zmarłego.

Do pierwszych obowiązków względem zmarłego należało mycie i ubieranie jego ciała. To pierwsze miało bardziej charakter rytualny niż praktyczny: zmarły powinien być bowiem czysty podczas dalszej wędrówki w zaświaty. Czasami ciało było też malowane.

W wielu regionach kraju, z obawy przed złym skutkiem śmierci na otoczenie, nieboszczykowi dawano jego najlepsze ubranie, często przygotowane specjalnie przez samego zmarłego jeszcze za życia. Wierzono też, że na nogi należy założyć nieboszczykowi buty. A kiedy z różnych powodów nie można było tego zrobić – obuwie układano obok w trumnie. Po co to robiono? By duch zmarłego mógł ukazać się w zaświatach tak okazale, jak jego ciało widziane było na tym świecie.

Jak założyć Miejsce Pamięci w serwisie Odeszli.pl? (instrukcja tutaj )

Ale nie wszędzie tak było. Przykładowo, w Prusach Wschodnich umarły dostawał do trumny tylko to, w czym chodził za życia. Podobnie było w okolicach Sandomierza – nieboszczyka odziewano tam jedynie w jego zwyczajny strój, zostawiając w dodatku nogi bose. A w Wielkopolsce wdowa po śmierci męża szyła z innymi kobietami czeheł - długą aż po kostki koszulę z wybielonego płótna (gdzieniegdzie taka pośmiertna koszula zwana była „żgłem"). Do tego na głowę zakładała mu szlafmycę, a na nogi skarpety, jak czeheł uszyte również z płótna. W Rzeszowskiem umarłemu dawali pod pachę czapkę i dbali, aby ubranie nie było stare, a już na pewno nie mogło być dziurawe – wierzono bowiem, że z powodu tych dziur wkrótce umierać zaczęliby, jeden po drugim, członkowie rodziny nieboszczyka.

Przesądy pośmiertne – dlaczego zmarłemu wiązano ręce?

Podczas szycia szaty dla zmarłego należało szczególnie uważać, aby na nitce nie zrobić supełka. Ten miał działać szkodliwie zarówno na żywych, jak i na nieboszczyka. Temu drugiemu w węzełki miały się bowiem zawiązywać jego grzechy, które zostając utrudniłyby zbawienie.

Ale o ile supłów na nitkach do szycia być nie mogło, to w niektórych rejonach kraju nieboszczykowi wiązano nogi, jego kciuki, albo ręce. Był to środek zaradczy przeciwko straszeniu żywych przez umarłego.

Z drugiej strony wiele ludów, zwłaszcza na Pomorzu, dawało zmarłemu do trumny sieć rybacką. Miał on dzięki temu zajęcie, bo mógł rozwiązać tylko jeden węzeł rocznie. Wszystko po to, by jego krewni zdążyli wymrzeć, zanim rozsupłałby wszystkie, i uniknęli szkodliwego nawiedzenia przez nieboszczyka.

Z obawy przed złymi skutkami dla otoczenia, nie pozwalano też, by nieboszczyk był chowany z otwartymi ustami i oczami, które miały sprowadzać śmierć zarówno na rodzinę, jak i na znajomych. Dlatego te pierwsze zamykano, podwiązując podbródek, a drugie - przyciskając monetami.

Śmierć w dawnych wierzeniach: zasłonić lustro, zatrzymać zegar

Rozpowszechnionym niemal na całym terenie dzisiejszej Polski przesądem było budzenie wszystkich śpiących mieszkańców – z małymi dziećmi włącznie –domostwa, w którym ktoś zmarł w nocy. Wierzono, że dusza śpiącego błądzi poza jego ciałem tak samo, jak dusza zmarłego. Aby uniknąć niebezpiecznego kontaktu dusz (bo ta zmarłego mogłaby „zabrać" ze sobą tę śpiącego), należało tę pierwszą przywołać (przez budzenie śpiącego) z powrotem do ciała.

Panował też przesąd, że zwłoki działają szkodliwie na otoczenie, z jedzeniem i piciem włącznie. Dlatego w domu, w którym ktoś umarł, wylewano wodę z wszystkich naczyń. Robiono tak głównie po to, by „przeszkodzić zanurzeniu się duszy (zmarłego) w wodzie" i jej zatruciu.

Jak napisać wspomnienie w Miejscu Pamięci na Odeszli.pl? (czytaj tutaj )

Tuż po śmierci bliskiego, pozostali domownicy zasłaniali też wszystkie zwierciadła. Dlaczego? Aby nie zobaczyć w lustrze obrazu zmarłego, bo w domu byłoby dwóch nieboszczyków jednocześnie. Wierzono, że ktoś z żywych jeszcze domowników musiałby wtedy pójść w ślad za nieżyjącym i wkrótce też umrzeć. Inny przesąd nakazywał zatrzymać zegary, które z jednej strony odmierzają przecież godziny życia, z drugiej zaś mogłyby niepokoić zmarłego.

Śmierć w dawnych wierzeniach ludowych. Czego bali się żywi?

Wiele zwyczajów zapobiegawczych kultywowano w obawie, aby dusza nie została w domu. Jedną z takich praktyk było przewracanie sprzętów domowych, co miało wypędzić ducha, gdyby na którymś meblu chciał spocząć lub się zatrzymać. Należało też tak pozmieniać układ sprzętów, by uniemożliwić duszy powrót do domu – dlatego często wynosiło się z izby ławy i stoły i stołki.

Dom, w którym ktoś umarł, często był oznaczany. Przykładowo, na Kujawach i Mazowszu ustawiało się chorągiew żałobną, a w Małopolsce wyrzucano wióry koło drogi, przy której stała chałupa z nieboszczykiem w środku.

Trwałe było też przekonanie, by w domu nie zostało nic z tego, co - szczególnie w ostatnich chwilach - miało ze zmarłym bliski kontakt. Dlaczego? Z jednej strony obawiano się, by nieboszczyk nie wrócił z zaświatów i nie upomniał się o swoją własność, a później na przykład nie użył jej do złośliwych czarów. Z drugiej, żywi zwyczajnie bali się przedmiotów, z którymi stykał się zmarły. Wierzyli, że mogły one być szkodliwe dla otoczenia. Gdyby na przykład dać bydłu słomę, na której zmarły leżał w ostatnich chwilach życia, zwierzęta wnet straciłyby zęby. Stąd taką słomę palono. Na Mazowszu robiono to na granicy wsi albo na grobie, w innych regionach - w polu lub na miedzy.

Korzystałem m.in. z książki „Zwyczaje pogrzebowe ludu polskiego" Adama Fischera. Publikacja wydana pierwotnie w 1921 roku we Lwowie nakładem Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, w 2017 roku była opublikowana przez Wydawnictwo „Armoryka".