Grób za życia. Ostatni bastion naszej sprawczości
- Być może już samo wyobrażenie jest dyskomfortowe. Jednocześnie inni to robią i spokojnie patrzą, a być może nawet taki napis daje im wewnętrzne ukojenie.
- Być może już samo wyobrażenie jest dyskomfortowe. Jednocześnie inni to robią i spokojnie patrzą, a być może nawet taki napis daje im wewnętrzne ukojenie.
Rozmowa z Ewą Kaczorkiewicz, psycholożką, psychoterapeutką
Ewa Kaczorkiewicz: Tak, ja też widzę na cmentarzach takie napisy – nagrobki przygotowane z wyprzedzeniem, o czym najprawdopodobniej zadecydowały osoby, które spoczną w tych miejscach w przyszłości. Pamiętam też, jak odmiennie do tematu podeszli moja babcia i mój ojciec. On, choć umierał przez dłuższy czas i był świadomy, że to się dzieje, nie zajmował się ani tematem pogrzebu, ani nagrobka, a tylko swoim życiem w ostatnich miesiącach i tygodniach. Ona z kolei na wiele lat przed śmiercią, gdy była jeszcze w pełni sprawna, miała gotowy napis na nagrobku i ubranie, w którym chciała być pochowana, a biżuterię, którą ceniła, podzieliła i oddała bliskim w rodzinie.
– Dobre pytania pan zadaje. "Czy to ja jestem dziwny?" "Czy też ci, którzy robią inaczej, są dziwni?" I przede wszystkim – "jak powinno się robić?" A co, jeśli każda ze wspomnianych możliwości jest w porządku i nie ma żadnej "właściwej" wersji? Co, jeśli najważniejszym elementem układanki i zarazem kryterium oceny sprawy jest to, aby każdy z nas jak najlepiej poradził sobie z tym ostatecznym faktem życia – wszyscy umieramy – co w praktyce mogłoby oznaczać, że każdy z nas może i ma pełne prawo, by przygotowywać się do swojej śmierci tak, aby jak najlepiej mu to służyło? Tak o tym myślę.
– Rzeczywiście zapobiegliwość, zadbanie o to, by rodzina nie musiała się już zajmować przygotowaniem nagrobka, mogą być istotnymi motywami. O śmierci i umieraniu trudno się myśli, a chyba jeszcze trudniej mówi. Czasami rodziny starszych osób wręcz ucinają wszelkie rozmowy na takie tematy ("Przecież prababcia jeszcze nie umiera! Nie ma co tym się teraz zajmować, lepiej chodźmy na spacer"), a jednocześnie starsze osoby często nie chcą nikomu sprawiać problemu, także swoją śmiercią, pogrzebem, nagrobkiem.
– Tak, brak rodziny lub też brak rodziny na miejscu, bo na przykład dzieci się wykształciły, wyjechały i żyją z dala od domu rodzinnego, w innym mieście lub kraju, to ważne argumenty za tym, by samemu zająć się przygotowaniami. Choć tak naprawdę motywacją tutaj nie jest sam brak rodziny czy też brak rodziny w pobliżu, ale raczej potrzeba kontroli. Jeśli chcemy, by nasz nagrobek wyglądał w określony sposób – kształt, kolor, materiał, treść napisu etc. – to najlepszym sposobem na to jest dopilnowanie sprawy samodzielnie.
– Też o tym pomyślałam. Moglibyśmy przecież zostawić bliskim wskazówki czy nawet dokładne instrukcje na temat miejsca pochówku, ale wtedy musielibyśmy w większym stopniu zdać się na nich, zaufać, że postąpią zgodnie z naszą wolą. Przychodzi mi do głowy, że być może dodatkową funkcją psychologiczną tych przygotowań z wyprzedzeniem jest danie nam pewnej iluzji sprawczości. Wiemy, że nad śmiercią nie mamy kontroli. Nie skontrolujemy też tego, co bliscy zrobią po naszej śmierci – nie tylko z napisem na nagrobku, ale z całą resztą spraw, na przykład naszym majątkiem, pamięcią o nas, swoim życiem, relacjami ze sobą. A ten gotowy już nagrobek i napis na nim są w pewnym sensie ostatnim bastionem naszej sprawczości. Możemy go zamówić, zapłacić i będzie taki, jak oczekujemy.
– Być może tak, wyręczyć, by nie obciążać w przyszłości. Zostawić po sobie dobre wspomnienia, porządek, i jeśli się uda, to także spadek, a nie dodatkowe obciążenia finansowe, decyzje do podjęcia i kłopoty. Osoby starsze mogą także myśleć o tym, że obciążają bliskich na różne sposoby już wcześniej, na przykład wymagając opieki czy pomocy w sprawach praktycznych. Zdają też sobie sprawę, że śmierć osoby bliskiej i żałoba to trudne psychicznie doświadczenia. Dlatego tym bardziej mogą myśleć o tym, by choć dzięki gotowemu już nagrobkowi wyręczyć swoich bliskich w przyszłości.
– Zastanawia mnie, co pana tak niepokoi w widoku imienia i nazwiska na płycie nagrobnej. Każdy z nas kiedyś umrze, więc podobnie jak z góry wiemy, kto po nas będzie dziedziczył, to też możemy z góry wiedzieć zarówno, w którym miejscu zostaniemy pochowani, jak i jaką czcionką, jakiej wielkości i w jakim kolorze zostanie napisane nasze nazwisko na płycie nagrobnej. A jednak wraca pan do tematu. Czy to po prostu jeszcze nieoswojony lęk przed śmiercią i nieznanym? Czy raczej nieoswojona "inność" podejścia do tematu? Pan, jak rozumiem, wolałby nie widzieć swojego imienia i nazwiska na nagrobku. Być może już samo wyobrażenie jest dyskomfortowe. Jednocześnie inni to robią i spokojnie patrzą, a być może nawet taki napis daje im wewnętrzne ukojenie.
– Tak sądzę. Uporządkowanie spraw – porządki w dokumentach, ubraniach, rzeczach osobistych, ale także gotowy napis na grobie – mogą dawać spokój wynikający z poczucia, że to, co było w zakresie naszych możliwości, zrobiliśmy. Zajęliśmy się tym, czym mogliśmy się zająć, i zrobiliśmy to przyzwoicie lub wręcz najlepiej, jak się dało. Takie poczucie sprawczości i kontroli może dawać wewnętrzny spokój i pomagać poradzić sobie z emocjami związanymi ze śmiercią i umieraniem. Emocjami z natury trudnymi, bo bez względu na przygotowania śmierć konfrontuje nas także z naszą ograniczonością, bezradnością, zależnością i nieznanym.
– Nie spotkałam się, ale wierzę, że można tak pomyśleć. Byłoby to wtedy pewnego rodzaju magiczne myślenie o prowokowaniu zdarzeń poprzez przygotowanie się na nie, które też jednocześnie wskazuje nam prosty sposób na wydłużenie swojego życia (nie wykonywać nagrobka za życia). Jako zwolenniczka racjonalności i osoba zajmująca się na co dzień ludzką psychiką, mam ochotę dodać, że choć wiara w tego typu magię była i czasem nadal jest nam potrzebna, by poradzić sobie z niepewnością i nieprzewidywalnością naszego życia, to dojrzalszym rozwojowo sposobem funkcjonowania jest umieć widzieć zależności przyczynowo-skutkowe jedynie tam, gdzie one faktycznie istnieją, a jednocześnie umieć akceptować realność naszego życia. Ono często jest nieprzewidywalne, ograniczone i także pełne trudu, ale jednocześnie dzięki temu możemy być może wyraźniej zobaczyć i docenić to, co w nim dobrego, na przykład przyjemny słoneczny dzień, energię dzieci bawiących na placu zabaw, wolno przygotowaną smaczną kolację...
Rozmawiał Piotr Rozpara