Redaktor naczelny "Polityki" Jerzy Baczyński powiedział o nim:
Miał coś w sobie z szeryfa – małomówny, bez lęku, twardy, zdeterminowany i budzący zaufanie swoją wiarygodnością.
Rodzice Piotra Pytlakowskiego byli dziennikarzami, pracowali w Polskim Radiu. Piotr nie od razu poszedł w ich ślady. Zdawał na socjologię, ale na studia się nie dostał. Przez kilka kolejnych lat zdobywał doświadczenie życiowe, pracując w różnych miejscach. Pakował i wysyłał książki zamawiane w Wydawnictwach Naukowych PAN. Przez trzy miesiące pracował w Teatrze Wielkim jako maszynista sceny, kolejne trzy miesiące jako sanitariusz na oddziale neurologicznym w szpitalu MSW przy ulicy Komarowa, obecnie Wołoskiej. Po latach z tego powodu znalazł się na liście Bronisława Wildsteina i w książce "Resortowe dzieci".
Pięć lat w wagonie sypialnym
Kolejne pięć lat przepracował jako konduktor wagonów sypialnych. W latach 70. było to zajęcie dosyć atrakcyjne – pozwalało jeździć za granicę i nieźle zarobić.
"Strasznie mi to pasowało, czułem się na swoim miejscu. Nieustanne przygody i nieustannie kobiety – taka jest prawda" – wspominał Piotr Pytlakowski w rozmowie, która ukazała się w "Playboyu" w 2005 r. Arkadiuszowi Bartosiakowi i Łukaszowi Klinke przyznał, że gdyby nie mama, być może nadal jeździłby pociągami. Rodzice załatwili mu pracę w rozgłośni, zajmował się tam efektami dźwiękowymi. Jako pracownik mediów mógł zdawać do zaocznego zawodowego studium nauk politycznych dla dziennikarzy przy Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Jednym z egzaminatorów był m.in. Ryszard Kapuściński. Pytlakowski barwnie opowiedział mu o swoich przygodach konduktorskich, usłyszał, że u Kapuścińskiego już zdał. Po latach, doświadczenia z pracy na kolei Pytlakowski opisał w książce "Wspomnienia konduktora wagonów sypialnych".
Od "Nowej Wsi" do "Polityki"
Pierwszą redakcją, do której trafił, była "Nowa Wieś", tygodnik dla młodych rolników. Potem był "Przegląd Tygodniowy", dla którego już w 1986 roku razem z Jerzym Morawskim napisał reportaż o pogromie kieleckim – pierwszy tekst o tych wydarzeniach, który ukazał się w oficjalnej prasie. W latach 90. pracował m.in. w tygodniku "Spotkania". Był również w "Gazecie Wyborczej", ściągnięty przez Małgorzatę Szejnert. Z "Wyborczej" odszedł do "Życia Warszawy".
Mafia i gangsterzy
Od 1997 roku aż do końca życia pracował w "Polityce". Gdy w redakcji powstał zespół zajmujący się życiem mafii, został jego szefem. To dzięki niemu czytelnicy poznali "Masę", "Dziada", "Wańkę", "Maliznę", "Bola", "Słowika" czy "Kiełbasę" – ludzi, którzy w latach 90. prowadzili wojnę gangów na ulicach polskich miast, wysadzali samochody, zarabiali ogromne pieniądze na przemycie alkoholu i narkotyków, korumpowali policjantów i urzędników. Do historii dziennikarstwa przejdzie anegdota o "Kiełbasie", który zadzwonił do Pytlakowskiego z pretensjami i groźbą, że go zabije. Piotr Pytlakowski, opisując go, napisał, że ludzie mówią o "Kiełbasie" – "Penis". Naprawdę mówili o nim "Ch**", dziennikarz chciał opisać to delikatniej. "Kiełbasa" tego nie docenił. "Za tego »Penisa« nie żyjesz" – powiedział do dziennikarza.
Wraz z Ewą Ornacką wydał książkę "Alfabet Mafii". Wystąpił potem w serialu telewizji TVN o tym samym tytule. Był współtwórcą scenariusza do filmu "Świadek koronny" i pierwowzorem postaci Marcina Kruka, którego zagrał Paweł Małaszyński. Napisał także scenariusze do filmów "Odwróceni" i "Ścigany".
Jerzy Baczyński, redaktor naczelny "Polityki" uważa, że dzięki pisarstwu Pytlakowskiego Polska nie stała się państwem mafijnym, bo ujawniał działania mafii, dodawał odwagi prokuratorom i policjantom. W 1999 roku otrzymał nagrodę Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze. Nie lubił określenia "dziennikarstwo śledcze", nie uważał siebie za dziennikarza śledczego. Wolał określenie: dziennikarstwo dociekliwe. Potrafił docierać do ludzi i uważnie ich słuchać.
Fot. Wojciech Olkuśnik/Agencja Wyborcza.plWzór uczciwości
Jego znajomi i współpracownicy cenili go za rytuały i zwyczaje, dzięki którym stali się przyjaciółmi. To były wspólne grzybobrania, ogniska, wyjazdy na narty. To były także cotygodniowe mecze piłkarskie. Wiele osób mówiło o nim Mistrz, dla wielu był nie tylko kumplem. Oni mówili o nim Prawdziwy Przyjaciel.
Cezary Łazarewicz mówi o Piotrze Pytlakowskim: wzór uczciwości i prawdy, wzór dziennikarstwa. Według Łazarewicza jego przyjaciel był szorstkim milczkiem, ale w jego towarzystwie "dobrze się milczało".
Był człowiekiem szczerym, wrażliwym na niesprawiedliwość społeczną. Z wiekiem nie stracił młodzieńczego zapału do zmieniania świata na lepsze. Uważał, że trzeba pomagać, gdy ludzie potrzebują pomocy.
Obywatel Pytlakowski
W ostatnich latach uznał, że nie wystarczy pisać o niszczeniu państwa prawa. Brał udział w manifestacjach, marszach, pikietach w obronie demokracji, dla wsparcia kobiet, osób LGBT. Protestował przeciwko brunatnym marszom. Przez kilka lat należał do "Obywateli".
Był solidarny, uczynny, uważał, że lepiej zrobić jedną rzecz dobrą choć małą, niż godzinami gadać o rzeczach wielkich
– tak wspominali go aktywiści.
Wspierał pomoc migrantom na granicy polsko-białoruskiej. Rodzina poprosiła, by uczestnicy pogrzebu nie kupowali kwiatów, tylko wpłacali datki na rzecz Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego, organizacji ratującej uchodźców w przygranicznych lasach.
W 2024 r. zdobył nagrodę im. Jana Długosza za książkę "Strefa niepamięci". O tej książce rozmawiał z czytelnikami 17 grudnia 2024 r. na spotkaniu autorskim zorganizowanym przez redakcję "Polityki". To spotkanie stało się benefisem i pożegnaniem Pytlakowskiego.
Anna Gorczyca