W grudniu ubiegłego roku odszedł śp. Maciej Tarkowski, mgr psychologii, nasz wieloletni kolega, przyjaciel i współpracownik. W 1976 roku młody magister Tarkowski wraz z żoną Marią, po ukończeniu studiów psychologicznych na KUL i niedługo po ślubie, przybyli z Lublina do Krychnowic. W Radomiu zostali już na stałe, pracując, tworząc rodzinę, wychowując synów. Od początku Maciej pracował jako psycholog na Oddziale Psychosomatycznym Szpitala Psychiatrycznego w Krychnowicach i w tej pracy przeszedł wszystkie szczeble kariery zawodowej – od asystenta do dyrektora. W 1985 roku uzyskał specjalizację II stopnia z psychologii klinicznej. Odbył studia w Europejskiej Szkole Somatoterapii w Strasburgu, zdobywając certyfikat somatoanalityka. Pracował jako psychoterapeuta oraz jako superwizor z psychoterapii. Mając rozległą wiedzę teoretyczną w zakresie różnych szkół, metod i kierunków psychoterapii, nie trzymał się zbytnio jednej idei, ale miał je wszystkie tak zintegrowane, że mógł swobodnie stosować dobre podejście eklektyczne, wybierając i wykorzystując te najbardziej przydatne w konkretnej sytuacji klinicznej. Mgr Tarkowski był znakomitym specjalistą, doskonałym diagnostą i terapeutą łączącym wielkie doświadczenie kliniczne z głęboką mądrością życiową. Był bardzo lubiany przez kolegów i cały personel Oddziału Psychosomatycznego, zaprzyjaźniony z wieloma osobami, ważny dla naszego środowiska. W szpitalu uczył i wprowadzał w zawód rozpoczynających pracę adeptów psychologii, był kierownikiem specjalizacji z psychologii klinicznej wielu młodych kolegów, co traktował jako swoje ważne zadanie. Oprócz pracy związanej ze szpitalem miał jeszcze szereg innych ważnych zatrudnień. Od roku 1992 do 1995 pełnił funkcję Specjalisty Wojewódzkiego w dziedzinie psychologii klinicznej. Przez kilka lat był członkiem Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Stosowanej. Przez wiele lat pracował w Poliklinice MSW i A i w areszcie śledczym w Radomiu; był biegłym sądowym. Aktywny wobec wydarzeń i przemian roku 80. był działaczem związkowym i zastępcą przewodniczącego NSZZ Solidarność w naszym szpitalu. Od roku 1991 przez 8 lat był Dyrektorem Naczelnym Szpitala Psychiatrycznego w Krychnowicach, i to był dla naszego szpitala dobry czas. Jako dyrektor współpracował ściśle z Instytutem Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, dbał o poziom leczenia, przykładał dużą wagę do kształcenia ustawicznego, organizował szkolenia i kursy prowadzone przez specjalistów z różnych ośrodków naukowych. Zabiegał o integrację środowiska lekarskiego i psychologicznego, stwarzał dobry klimat dla współpracy oraz warunki do podnoszenia warsztatu pracy. Chętnie wspierał wszelkie formy kształcenia – finansował indywidualne szkolenia i kursy lekarzy, psychologów i pielęgniarek, ułatwiał specjalizacje. Przeprowadził reorganizację szpitala w duchu nowych wówczas trendów w psychiatrii, tworząc w miejsce oddziałów psychiatrycznych odrębnych dla kobiet i mężczyzn oddziały koedukacyjne. Z jego inicjatywy powstała w szpitalu kaplica Matki Bożej Bolesnej, służąca pacjentom, personelowi i okolicznym mieszkańcom. Maciej Tarkowski całe swoje życie zawodowe spędził w Radomiu, ale był oczywiście nie tylko pracownikiem. Był człowiekiem pełnym, mądrym, błyskotliwym, z szeroką wiedzą ogólną i humanistyczną, człowiekiem rozległych zainteresowań i wielu talentów, z dużą wrażliwością, uzdolnieniami i zamiłowaniami – muzycznymi, plastycznymi, literackimi. Był obdarzony łatwością słowa i szczególnym, subtelnym poczuciem humoru, przez które filtrował świat i rzeczywistość, takim zmysłem humoru nie szyderczym czy prześmiewczym, ale pełnym zrozumienia i współczucia dla ułomności ludzkich. Był też po prostu dobrym człowiekiem – miłym, ciepłym, uprzejmym, skromnym, o ujmującym sposobie bycia, pełnym uroku osobistego z odcieniem lekkiej jesiennej nostalgii i melancholii - taki Jesienny Pan. W pracy zawsze był stonowany, rozważny i zrównoważony, dający pacjentom ogromne poczucie bezpieczeństwa, bardzo przez nich lubiany i szanowany. Maciej Tarkowski odchodząc pozostawił po sobie wyraźny i trwały ślad. Tak głęboko wrósł w nasze życie, że nawet jego nieobecność, już teraz tak dotkliwa i dojmująca, nie zabierze Go z naszej pamięci ani z naszego serca.