Wstecz

Cudem uniknął Katynia, zginął ratując młodego żołnierza. Kinga Rusin opowiada o swoim dziadku powstańcu

O dziadku wielokrotnie słyszała od babci, że był dobrym człowiekiem. Dlatego wybrała jego - wówczas jeszcze starszego sierżanta sztabowego, mimo, że zabiegał o nią wyższy rangą pułkownik. - Ale dziadek był człowiekiem prawym i szlachetnym. I udowodnił to swoją śmiercią - podkreśla Kinga Rusin, dziennikarka i prezenterka telewizyjna, wnuczka powstańca warszawskiego porucznika Stefana Czyżewskiego ps. "Kajtek".

Kinga Rusin
Fot. Wojciech Nekanda Trepka / Agencja Wyborcza.pl

Powiązane artykuły

- Niestety nie dane mi było poznać dziadka. Moja mama też prawie swojego taty nie pamięta, ponieważ miała dwa lata, kiedy zginął w powstaniu warszawskim - mówi Kinga Rusin w rozmowie z Karoliną Sulej przeprowadzonej w ramach cyklu Muzeum Powstania Warszawskiego "Korzenie pamięci".

- Babcia opowiadała mi, że żyła w nieustannym strachu, bo dziadek wychodził i mówił: Nie będzie mnie 3-4 dni. Nie chcę, żebyś cokolwiek wiedziała, bo jak trafisz na aleję Szucha, to stracisz życie, a i tak wszystko powiesz - opowiada.

Powstanie warszawskie. Zginął ratując młodego żołnierza

Porucznik Stefan Czyżewski został ranny 8 sierpnia 1944 r. w rejonie gmachu PAST-y silnie bronionego przez Niemców. Zmarł w wyniku odniesionych ran w szpitalu polowym przy ul. Śliskiej 51.

Babcia Kingi Rusin poznała szczegóły śmierci męża już po wojnie od jednego z żołnierzy, którzy byli w jego oddziale. Żołnierza, któremu Stefan Czyżewski uratował życie.

- Oddział, którym dowodził mój dziadek składał się z 17 i 18-latków, mój dziadek miał wtedy 44-lata. Kazano im zmienić posterunek i przemieścić się w ciągu dnia na ulicę Śliską, z której miał nastąpić atak kolejny na PAST-ę. Gdy wychodzili ze studzienki kanalizacyjnej dziadek przepuścił wszystkich swoich żołnierzy i wychodził jako ostatni. Przed nim był chłopak, który nazywał się Jan Król. I dziadek zobaczył wtedy snajpera. Wyskoczył i zakrył swoim ciałem Jana Króla, a sam został postrzelony w udo. Ci biedni chłopcy patrzyli potem z okolicznych budynków jak mój dziadek się wykrwawia, ponieważ niemieccy snajperzy nie pozwolili im do niego podejść. Gdy zapadła ciemność, pod odstrzałem z snajperów, którzy strzelali na oślep, wyciągnęli dziadka i zawieźli go do szpitala.

Niestety, dziadek się w międzyczasie wykrwawił leżąc przez kilka godzin na ulicy. Gdyby rana została opatrzona od razu, żyłby. Ale Niemcy nie dali się do niego zbliżyć - opowiada Kinga Rusin.

Ucieczka z obozu. "To był jakiś cud"

Jakim człowiekiem był jej dziadek?

Całe jego życie toczyło się wokół wojska. Kiedy miał 17 lat wstąpił do Legionów Piłsudskiego. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r., został odznaczony medalem przez marszałka Józefa Piłsudskiego. W okresie międzywojennym był oficerem służby stałej WP - Pułku Radiotelegraficznego w Warszawie. W w 1939 roku walczył w bitwie nad Bzurą, a potem został internowany przez Sowietów w obozie przejściowym w Siemiatyczach, skąd udało mu się zbiec. - W tym obozie był dość prymitywny drut, więc miejscowi szybko zorientowali się, że można handlować przy tym płocie na przykład papierosami. I tam mój dziadek złapał kontakt z kolejarzem, któremu przekazał list do babci, że jest w tym obozie i potrzebuje cywilnych ubrań. Babcia spakowała te ubrania, zostawiła w domu dwóch małych synów i pojechała tam natychmiast pociągiem szmuglując dziadkowi pod płotem te ubrania. Dziadek uciekł w nocy z tego obozu.

To był jakiś cud, bo dzień później cały obóz został przewieziony do Katynia. Zginęli tam prawie wszyscy jego przyjaciele. Więc natychmiast po powrocie do Warszawy poszedł do ruchu oporu - opowiada Kinga Rusin.

Najwięcej wspomnień o dziadku, które przekazała jej babcia pochodzi z okresu międzywojennego, kiedy dziadek był podoficerem Pułku Radiotelegraficznego przy ul. Duchnickiej. Wszystkie pochodzące stamtąd ważne dokumenty pisane odręcznie wyszły spod ręki Stefana Czyżewskiego - pięknie pisał i korzystano z jego talentu. W tym czasie poznał babcię, wzięli ślub i zamieszkali na terenie pułku, ponieważ podoficerowie i oficerowie mieli tam domy.

Cała rozmowa Karoliny Sulej z Kingą Rusin

- O tamtych czasach babcia opowiadała najwięcej. I to były opowieści jak z filmów. Z wojskowymi w dwudziestoleciu międzywojennym wszyscy się liczyli a bycie wojskowym było wielkim zaszczytem. Mieli swoje kasyna i kluby. Mój dziadek należał do dwóch klubów, najważniejszych klubów pułkowych, czyli szachowego i brydżowego, do tego drugiego należała też babcia. Kiedy w 1939 roku rozwiązano Wojsko Polskie, dziadkowie przenieśli się na ulicę Okopową i jedyną rzeczą jaką zabrali ze swojego domu był stolik brydżowy. Ten stolik zresztą ocalał w powstaniu i jest nadal u mojej rodziny. Był prezentem ślubnym dla dziadków, ponieważ tata mojej babci miał fabrykę mebli. Ślub odbył się oczywiście w kościele wojskowym na warszawskiej Starówce, koledzy dziadka zrobili szpaler z szabli, był powóz, a potem wesele w kasynie - opowiada Kinga Rusin.

Kinga Rusin: Moja mama nie chciała pamiętać dzieciństwa

Po wojnie jej babcia została sama z trójką dzieci. W kompletnie innych warunkach niż te, w których żyła do tej pory. W biedzie, ponieważ wielokrotnie odmówiono jej przyznania renty wdowiej ze względu na brak kompletnej dokumentacji. I musiała ze wszystkim poradzić sobie sama. Przez siedem lat z trójką dzieci mieszkała w piwnicy jednej z warszawskich kamienic.

- Ta kamienica jeszcze stoi. Kilka lat temu moja mama pierwszy raz powiedziała, że chce tam pojechać. Ona nie chce pamiętać swojego dzieciństwa. Z tamtego czasu utkwiło jej w głowie tylko jedno: wylewające się bez przerwy szambo. I jeszcze niedziele. Bo wtedy jadło się słodycze. Czyli chleb namoczony w mleku z cukrem - opowiada dziennikarka.

Powstanie warszawskie Narodowe Archiwum Cyfrowe

- Nie wierzę, że wojna nie wywołuje trwałych zmian w psychice, szczególnie wojna przeżyta w środku wojny. I jeszcze z takim bagażem strasznych wspomnień. Moja babcia rzadko się uśmiechała. Dziś to rozumiem, kiedy znam jej historię. Zawsze była taka skoncentrowana, nigdy nie narzekająca, taka akceptująca dzień dzisiejszy. O powstaniu wspominała zawsze bardzo enigmatycznie. Takie słowa jak ruch oporu, Armia Krajowa, podziemie, zaczęła wypowiadać dopiero po 1989 roku - podkreśla Kinga Rusin.

O dziadku wielokrotnie słyszała od babci, że był dobrym człowiekiem. Dlatego wybrała jego - wówczas jeszcze starszego sierżanta sztabowego, mimo, że zabiegał o nią wyższy rangą pułkownik. - Ale dziadek był dobrym człowiekiem. Prawym i szlachetnym. I udowodnił to swoją śmiercią - podkreśla Kinga Rusin.

Muzeum Powstania Warszawskiego Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

*"Korzenie pamięci" – wspomnienia o powstańcach warszawskich

"Korzenie pamięci" to inicjatywa Muzeum Powstania Warszawskiego, która została zainaugurowana w 2021 roku i stała się kluczowym elementem realizacji długofalowej misji Muzeum.

Aby uhonorować powstańców, muzeum zachęca ich bliskich, aby dzielili się wspomnieniami o swoich przodkach, tak aby pamięć o nich przetrwała dla przyszłych pokoleń.

– Chcemy tworzyć społeczność potomków powstańców warszawskich, która podejmuje "sztafetę pokoleń" – opiekunów wspomnień, marzeń i wartości przekazywanych przez powstańców – brzmi przesłanie akcji.

Wywiady z członkami rodzin powstańców są dostępne na  stronie internetowej Muzeum Powstania Warszawskiego  oraz na  muzealnym kanale w serwisie You Tube.  Akcja jest wciąż otwarta. Każdy potomek powstańca, który wypełni ankietę dostępną na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego , będzie miał okazję zostać zaproszony na wywiad.

Agnieszka Drabikowska

Tekst powstał na podstawie materiałów Muzeum Powstania Warszawskiego.