Jerzy Rajski urodził się w Kaliszu, gdzie rodzina przejściowo osiadła po powrocie z wygania podczas zaborów. Całe swoje życie spędził w Warszawie. Pomimo wielu przeciwności losu i propozycji emigracji pozostał w Polsce. W czasie wojny uczęszczał na tajne komplety i uczył się gry na fortepianie. Po wybuchu Powstania, mając niewiele ponad 11 lat, uciekł z domu i chciał walczyć w Powstaniu. Wynegocjował z Mamą powrót tylko pod warunkiem udziału w Poczcie Polowej. Jako jeden z najmłodszych harcerzy z narażeniem życia przenosił rozkazy i meldunki w Śródmieściu Południowym. Nigdy później nie uważał tego za bohaterstwo. Wraz z ojcem, młodszym bratem zostali wypędzeni z Warszawy na początku października 1944. Mieli szczęście, ponieważ ich transport był odbity przez partyzantów w Górach Świętokrzyskich. Do Warszawy wrócili po roku razem z pieskiem, który przeżył z nimi całą okupację. Mieszkali na Saskiej Kępie. Był pasjonatem sportów, grał w siatkówkę z sąsiadką Agnieszką Osiecką, jeździł na nartach, trenował pływanie na Legii i był bywalcem tamtejszych kortów tenisowych. Wspierał ojca w jego atelier fotograficznym na Marszałkowskiej. Studia na Wydziale Prawa i Administracji UW ukończył w 1955 roku. Mimo najlepszych wyników odmówiono mu rozpoczęcia aplikacji adwokackiej. Czasami żartował, że to właśnie nieprzyjęciu do Adwokatury zawdzięcza swoją karierę międzynarodową, bo adwokatem byłby raczej miernym. Wkrótce otrzymał propozycję asystentury na Uniwersytecie Warszawskim, z którym związany był praktycznie do końca życia. Tamże w 1960 uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych. W czasach, kiedy niełatwo było o bezpartyjną karierę naukową, pisał pracę profesorską o prawie kosmicznym i spadających satelitach. Agnieszka Osiecka żartobliwie o nim mówiła, że to „Profesor, który nie akceptując czasów komunistycznych, poleciał w kosmos”. Studiował w Strasburgu i w Montrealu. Na roczne stypendium do Kanady popłynął w 1966 roku słynnym statkiem Batory z grupą przyjaciół z kabaretu Dudek. To właśnie jemu Wojtek Młynarski po raz pierwszy zanucił „Tupot białych mew o pokład pusty”. Był arbitrem w sprawach gospodarczych, ekspertem Sejmu RP, członkiem Komisji ds. Reformy Prawa Cywilnego przy Ministrze Sprawiedliwości oraz Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego. Wykładał w wielu europejskich uczelniach zagranicznych, w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Japonii. Biegle władał kilkoma językami i miał do nich wielki talent. Na Uniwersytecie Katolickim w Mediolanie prowadził zajęcia nawet po włosku opierając się na znajomości francuskiego i hiszpańskiego. Z tych wszystkich miejsc najbliższy był mu Paryż, do którego wracał na długie wizyty. Wychował pokolenia studentów i doktorantów. Pomocny, zawsze służył dobrą radą i wspierał liczne grono przyjaciół. Nigdy nie należał do żadnej partii politycznej. Poza zawodową karierą był człowiekiem skromnym, który jednak kochał życie i spotkania z ludźmi. Swoim wyjątkowym życiowym optymizmem i wiarą w lepszą przyszłość zarażał innych. Ukochaną żonę Krystynę poznał w 1955 na Krupówkach, z którą w sakramencie małżeństwa przeżył ponad 60 lat. Opiekował się nią czule pod koniec jej życia. Mieli jedyną córkę Monikę, która po Ojcu odziedziczyła skłonność do pomagania innym. Jest adwokatem, ale latami przede wszystkim była zaangażowana w działalność społeczną na rzecz Adwokatury. Jej pasją po Ojcu jest sport i podróże. Miłość do Zakopanego została przez lata, gdzie rodzinnie spędzali wakacje w słynnej Willi Halama w towarzystwie artystów i intelektualistów. Przez wiele lat jeździli do Juraty. Do tej pory krążą opowieści o słynnym plażowym grajdole profesorskim pod Hotelem Bryza, przy którym wszyscy zatrzymywali się, dyskutując o świecie i polityce. Zawsze pozostawał wierny swoim ideałom. Szedł jednak z duchem czasu, a iPhone'a uważał za najlepszy wynalazek na świecie. SMS-y pisał z prędkością światła. W czasie kiedy już tracił zdrowie, codziennie z „pola walki” wysyłał córce meldunki, że świetnie się czuje. Odszedł na swoich warunkach w spokoju. Cześć jego Pamięci