Joanna Kołaczkowska była jedną z najzabawniejszych Polek. Komediowym geniuszem. "Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Są, i to jest właśnie Aśka". Mówiono o niej "artystka kabaretowa", jakby "aktorka" znaczyło zbyt dużo, a "komiczka" za mało. Ale gdy jakoś w pierwszej połowie lat 2000. rodzime kabarety stawały się synonimem obciachu i płytkiego humoru spod znaku "chłopa przebranego za babę", Kołaczkowska pozostała artystką przez duże "A". Cechował ją humor inteligentny, ale nie inteligencki – przez co niealienujący – w najlepszym tych słów znaczeniu, łączący absurd i głupotę z błyskotliwością i erudycją. Do tego dochodziły niepodrabialny wdzięk, sceniczna charyzma i charakterystyczna maniera, która śmieszyła zawsze. Urodziła się w Polkowicach na Dolnym Śląsku. W młodości występowała z zespołem tańca ludowego oraz uprawiała łyżwiarstwo figurowe i szybkie. Ukończyła technikum ogrodnicze w Głogowie i dwuletnie studium nauczycielskie w Legnicy. Była absolwentką pedagogiki kulturalno-oświatowej w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze. Podczas studiów poznała Adama Nowaka, który w 1987 zachęcił ją do udziału w castingu do kabaretu Drugi Garnitur. Występowała w grupie do 1989, później był Kabaret Potem, program "Spadkobiercy", a od 2002 roku artystka związana była z Kabaretem Hrabi. Prowadziła też audycje w radiowej Trójce oraz na antenie Radia Nowy Świat. Wspólnie z satyrykiem Szymonem Majewskim w latach 2021-25 tworzyła podcast "Mówi się". Była założycielką kultowej niezależnej wytwórni filmowej A'Yoy. Występowała też w filmach oraz na deskach teatrów Polonia i Teatru Dramatycznego. W kwietniu 2025 r. na stronach Kabaretu Hrabi pojawiła się wiadomość, że artystka zmaga się z chorobą nowotworową i zawiesza swoją aktywność publiczną. Zmarła 17 lipca 2025 roku. Miała 59 lat. "Aśka, nie da się napisać wesołej piosenki o sercu rozerwanym na kawałki. Straszny ból" - napisał Artur Andrus, dziennikarz, konferansjer i autor tekstów piosenek. "Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Są, i to jest właśnie Aśka. Przepiękna, ciepła, skromna osoba, na scenie zaś wulkan energii, czysta charyzma. Biła od niej taka siła, że wydawała się nie do zatrzymania. Mistrzyni! Nie taką wiadomość miałam nadzieję usłyszeć. Dla mnie jesteś i zawsze będziesz. Przytulam Cię mocno i dziękuję za wszystko" - napisała piosenkarka Edyta Bartosiewicz. "Była mi bardzo bliska, choć nie znaliśmy się osobiście. Kiedy nie mogłem zasnąć i chciałem poprawić sobie nastrój, szukałem nagrań z jej występami. To wielki fart, że mogłem żyć w erze Ireny Kwiatkowskiej, Hanki Bielickiej i Joanny Kołaczkowskiej. Była nie tylko aktorką, ale literatką sceny. Masłowską estrady. Potrafiła w sekundę przepoczwarzyć naszą rzeczywistość w swoją literacką wersję. To było coś więcej niż kabaret i impro, to było pisarstwo mówione. Napisałem jej: "Zgłaszam, że jestem wielbicielem Pani talentu". Obiecała przyjść do mojego programu TV…Pani Joanno, jakie to szczęście, że się Pani Polsce przydarzyła!" - tymi słowami artystkę pożegnał Mariusz Szczygieł. Śmierć artystki skomentował również premier Donald Tusk. "Wszyscy uwielbialiśmy jej niepodrabialne poczucie humoru. Potrafiliśmy dzięki Niej śmiać się z samych siebie. Nawet politycy. Smutno się jakoś zrobiło" - napisał na platformie X.