Val Kilmer

Val Kilmer

Ur. 31.12.1959 Zm. 01.04.2025

Wspomnienie

W połowie lat 90. był jedną z najjaśniejszych gwiazd w Hollywood. Przystojny, enigmatyczny i do tego ekscentryk. Na ekranie hipnotyzował nawet na trzecim planie. Val Kilmer urodził się w 1959 roku w Południowej Kalifornii, dzieciństwo spędził w dolinie San Fernando. Do końca życia prześladowało go wspomnienie śmierci młodszego brata, który utonął w przydomowym basenie. - Był prawdziwym geniuszem, urodził się z malarskim pędzlem w dłoni — opowiadał "Guardianowi". Kilmer był dzieckiem niezwykłym i wybitnym młodzieńcem. Do dziś pozostaje najmłodszym uczniem przyjętym do prestiżowej artystycznej szkoły Juilliard w Nowym Jorku - miał 17 lat. Światową sławę przyniosły filmy "Top Gun" (był pyszałkowatym Icemanem), "The Doors" (zagrał legendę rocka, Jima Morrisona), "Batman Forever" (był Człowiekiem-nietoperzem). Miłość widzów zaskarbił rolami m.in. w zbzikowanej parodii kina sensacyjnego i szpiegowskiego "Ściśle tajne" i "Willow" Rona Howarda. Mówił o sobie, że jest aktorem charakterystycznym z twarzą amanta. Z powodu warunków fizycznych, hollywoodzka maszyneria usiłowała go wciągnąć i przemielić. Zadebiutował w 1984 r. w "Ściśle tajne!". W latach 80. szukał swojego aktorskiego powołania. Wystąpił m.in. w "Prawdziwym geniuszu" (o wybitnie inteligentnym nastolatku), telewizyjnych "Zabójstwach przy Rue Morgue" na podstawie opowiadania Edgara Allana Poego, wcielił się też w kolejną legendę Dzikiego Zachodu: Billy'ego "The Kida" Bonney'a. Przełomem była dla niego rola rywala Toma Cruise'a, Toma "Icemana" Kazansky'ego w 1986 r. w hitowym "Top Gunie". Jako egotyk, "najlepszy pilot"w marynarce" był teoretycznie antagonistą, ale urok Kilmera sprawił, że tę postać pokochali widzowie. Uwielbienie widzów przyniosła mu rola rycerza Madmartigana w "Willow" Rona Howarda. Z czarnymi włosami do pasa, najpierw w łachmanach, a potem w złocistej zbroi, Kilmer stworzył w tym filmie niedoskonałego wojownika, niechętnego bohatera i "najlepszego szermierza na świecie". Lata 90. to dla Kilmera już role w głównym hollywoodzkim nurcie. Oprócz występów w "The Doors", czy "Batman Forever" do swojego portfolio dopisał "Świętego" (nową, filmową wersję klasycznego serialu z Rogerem Moore'em), "Prawdziwy romans" Tony'ego Scotta (był zaskakująco udanym Elvisem, choć występ miał krótki). U Michaela Manna zagrał pogubionego złodzieja u boku Pacino i De Niro w "Gorączce", z Michaelem Douglasem wystąpił w mocnym "Duchu i mroku", a z Marlonem Brando, legendą ekranu, w dziwacznej, choć fascynującej "Wyspie Doktora Moreau". Na planie tego ostatniego filmu znów zasłużył na renomę dupka i aktora kapryśnego, choć w tej kategorii Brando to mocna konkurencja. Do historii amerykańskiego westernu przeszedł dzięki wybitnej kreacji w "Tombstone" z 1993 r. Kilmer wcielił się w nim w Doca Hollidaya, dentystę-rewolwerowca z gruźlicą i zamiłowaniem do sarkastycznych uwag, które miał na podorędziu, jak szulerzy lewe asy. To jeden z najważniejszych kowbojskich filmów i jedna z najlepszych kreacji w historii kina. Choć bardzo niedoceniona. Może dlatego, że w całkowitej opozycji wizerunku Kilmera z pierwszej połowy lat 90. Aktor, który charyzmą i talentem bił na głowę wielu gwiazdorów i młodych wilków lat 90., ani za tę rolę, ani za żadną inną nominacji do Oscara nie dostał. - Nagrody nie zawsze pomagają w karierze. Dla wielu twórców zbyt częste nagradzanie oznacza początek końca kariery. Za bardzo zaczynają się skupiać nie na filmach, ale na tym, czy będą nadal nagradzani. Myślę, że mam zdrowy stosunek do nagród. Jestem aktorem od ponad 20 lat, a ciągle myślę, jak lepiej grać — mówił "Wyborczej" w 2005 r. Dekadę zakończył kosztowną, ale fatalną "Czerwoną planetą". To był początek ciągu klap finansowych i ról w filmach klasy B. Wielki powrót, który wzbudził emocje w widowni, zaliczył w filmie "Top Gun: Maverick". Choć come back trwał chwilę, przypomniał publice, za co go pokochała. W każdej dekadzie Kilmer grał bowiem w czyimś ulubionym filmie. Paradoksalnie, mimo swego talentu, aż trzykrotnie w karierze nominowany był do przyznawanych największym hollywoodzkim gniotom Złotych Malin — za role w "Wyspie doktora Moreau", "Świętym" i "Aleksandrze". W 2023 r. przyznano mu statuetkę odkupienia dla tych, którzy w oczach jury zmazali swoje artystyczne winy. To była nagroda za dokument "Val", w którym podzielił się swoimi osobistymi, gromadzonymi przez lata nagraniami. W ostatnich latach życia na ekranie pojawiał się rzadko. Nagrał album muzyczny. Miał niegroźną, ale wieloletnią obsesję na punkcie życia i twórczości Marka Twaina, jednego z najsłynniejszych pisarzy amerykańskich. Wcielał się w swojego idola w jednoosobowym spektaklu, z którym jeździł po całym kraju, założył fundację pielęgnującą pamięć po Twainie i jego dorobek. Ostatecznie karierę skończył przez raka gardła. Początkowo chciał leczyć swój nowotwór siłą wiary - przez lata należał do Stowarzyszenia Chrześcijańskiej Nauki. Dzieci namówiły go jednak, by skorzystał ze zdobyczy medycyny i poddał się chemioterapii. Wcześniej swoją chorobę nazywał "sugestią". Zmarł 1 kwietnia 2025 roku, przyczyną było ciężkie zapalenie płuc. Miał 65 lat.

Marta Górna, oprac. Agnieszka Drabikowska

Zdjęcie profilowe: Sergiusz Pęczek/Agencja Wyborcza.pl