Gdy latem 2022 Odrą popłynęły martwe ryby, Tomek Włoch, społecznik z małej przystani w Cigacicach zagroził, że zorganizuje protesty na wszystkich mostach. - Bez rzeki nie ma życia - mówił "Wyborczej". Lato 2022 roku. Z Odry wypływają tysiące martwych ryb, skorupiaków i małż. Rzeka zaczyna cuchnąć. Rząd PiS niewiele sobie z tego robi, dziennikarze publicznych mediów o rzece nie mówią. Nie chcą rozliczyć trucicieli. Tomek się wścieka, bo to pierwsza tak poważna katastrofa, od kiedy żyje przy rzece. W końcu wpada na pomysł: na Odrze jest kilkanaście mostów, niech w proteście zablokują je ludzie. Tak powstaje Koalicja nadodrzańskich mostów. - Chcemy wymóc na rządzie opracowanie planu ratowania rzeki. Nie wymyślonego przez autorytety PiS, ale wypracowanego w konsultacjach społecznych z przedsiębiorcami, mieszkańcami i ekologami - mówi odważnie Tomek Włoch. I domaga się konkretnych ustaw, które zapewnią ochronę Odrze, pomoc ludziom, którzy żyli z rzeki. Bo życie turystyczne umarło, czeka ich plajta. Do Cigacic przyjeżdżają ministrowie PiS. Przyjeżdża też Donald Tusk. Posłowie nowego rządu decydują potem, by poprzeć obywatelski projekt ustawy i nadać Odrze osobowość prawną. Rzekę można byłoby lepiej ochronić, skuteczniej karać jej trucicieli. O chorobie dowiedział się jesienią 2024 roku. W październiku zrobił rutynowe USG. Biopsja wykazała, że to rak trudny do wyleczenia. Lekarze proponowali leczenie paliatywne. Tomek wierzył, że z choroby uda mu się jednak wyjść. Po pomoc pojechał do Warszawy. W Narodowym Instytucie Onkologii zakwalifikowano go do leczenia, które dawało szansę na dłuższe życie. Pierwszą chemię przyjął nadzwyczaj dobrze. Nawet gdy jechał do hospicjum, wierzył, że to kolejny przystanek w leczeniu. Długo bał się powiedzieć głośno, że choruje. Wiedzieli nieliczni. Nie mówił nie dlatego, że ludzie mogliby uznać to za słabość, ale by nikogo nie martwić. Zwłaszcza ukochanego syna Marcela. Liczył, że szybko upora się z rakiem, nikt choroby nie zauważy. Na wsparcie ludzi mógł zawsze liczyć. Nie tylko, gdy umierała Odra. Jesienią 2024 roku zamarzył, by posadzić w pięciu wsiach platany, pieniądze na ich zakup zebrał w kilka godzin. - Ludzie go po prostu lubili - słyszę. W cigacickim porcie stworzył kultową "Przytań Tu". Pracował na Statku Kultury, dawał wykłady w Rzecznym Uniwersytecie Ludowym. Był przedsiębiorcą, animatorem kultury, kamieniarzem, kucharzem, ale najbardziej lubił być w życiu przewodnikiem. - Bo moim życiem jest Odra - tłumaczył. Razem z bratem Piotrem i ojcem Romanem ożywił Odrę przy Zielonej Górze. Pływał galarami - wzorowane na tratwach do spuszczania rzeką drewna, mogą płynąć nawet przy 50-centymetrowym stanie wody. Niski poziom rzeki martwił go najbardziej. Nie tylko dlatego, że rzeka wysycha, bardziej dlatego, że umiera. Galarami pływał od świtu do zmierzchu. Do portu zawijał tylko przed burzą. - Odra daje w te upały niesamowity chłód i ulgę - mówił. Turystom opowiadał o winnych wzgórzach. Bo kiedyś prawy brzeg Odry pokrywała winorośl. Owoce z południowych, nasłonecznionych stoków dawały bardzo dobre wino. Woził ich na lubuskie winnice. I opowiadał o niemieckich korzeniach miejsca. Wieczorami na przystani organizował koncerty. Był Maleńczuk, Tymański. Często wpadał też Makłowicz. - Tomek miał dużo zrozumienia dla ludzi. Potrafił wybaczyć, choć bywał też zacietrzewiony. To drugie na szczęście szybko mu mijało - mówią przyjaciele. "Najważniejsze w życiu jest tu i teraz, najważniejsi są ludzie i nasze relacje międzyludzkie. W ostatnią sobotę zadziały się te "najważniejsze"" - napisał po tym, gdy przyjaciele zorganizowali koncerty i zbierali na jego leczenie. Zdecydował się na terapię na Balii. O tym, że w Indonezji świetnie leczy się raka, dowiedział się od znajomych. Spotkał się z dziewczyną, której wyleczono raka wątroby. Pisał stamtąd: "Biała Małpa, dobry duch dżungli mnie dorwała, mówiła, że będę zdrów, wierzę, że tak będzie." Nie zrezygnował z leczenia systemowego, jeździł do Narodowego Centrum Onkologii na kolejne wlewy z chemii. Do momentu, gdy lekarze odmówili, bo wyniki krwi były już fatalne. Zmarł 30 maja 2025 roku. Miał 56 lat.