Jerzy Kozakiewicz

Jerzy Kozakiewicz

Ur. 23.03.1948 Zm. 21.05.2024

Wspomnienie

Trudno uwierzyć, że to już ponad rok, a najtrudniej – że nigdy już nie porozmawiamy. Ciężko myśleć i pisać o Nim w czasie przeszłym. Ciężko pisać, ale trzeba. Ciężko, bo to sprawy bardzo intymne. Trzeba, bo na wszystkie sposoby staram się Go zatrzymać przy nas. Przy mnie i przy moim synku. I trzeba, żeby to było czarno na białym, oprócz tego, że Tata i Dziadek jest i będzie w naszych sercach. Tata ukończył Uniwersytet Jagielloński, był historykiem i politologiem, pracownikiem naukowym Polskiej Akademii Nauk w Krakowie i wykładowcą akademickim PAN w Warszawie i na Uniwersytecie Warszawskim, a także gościem uczelni polskich i zagranicznych. W latach dziewięćdziesiątych był Ambasadorem RP na Ukrainie. Ale nie tytuły i stanowiska były dla Niego, i dla mnie, najważniejsze. Najważniejsza była – i jest – nasza więź. Od urodzenia Tata był zawsze przy mnie, ze mną, dla mnie, i przez całe życie czułam Jego miłość i troskę. Charaktery mieliśmy bardzo podobne, i nawet jeśli nie zawsze byliśmy zgodni, to zawsze mocno się kochaliśmy. Tata przekazał mi bardzo wiele ważnych rzeczy. Między innymi miłość do literatury i muzyki. W dzieciństwie dał mi dużo bezcennego ciepła i uwagi. Mam wiele wspaniałych wspomnień z wakacji z Tatą, ze wspólnych chwil, nawet kiedy po prostu tylko byliśmy razem. Pamiętam naukę jazdy na rowerze, okupioną dotkliwym upadkiem w pokrzywy w Rabce. Rabka to było nasze miejsce, ale jeszcze czulej wspominam Sieniawę, gdzie spędzaliśmy wakacje w dworku przysposobionym dla letników. Chodziliśmy na łąki zbierać poziomki i maliny, do gospodyni na pagórku zjadać pyszne i ogromne domowe obiady. Często lało, jak to w czasie wakacji, i wtedy czytaliśmy, rozwiązywaliśmy krzyżówki, graliśmy w karty. Szczególnie zapamiętałam „Złość i złośliwość” (nazwa była angielska), ale za nic nie mogę sobie przypomnieć, jak to się grało właściwie. Muszę poszperać. Teraz najlepsze – w któreś wakacje Tata przeczytał mi… całego „Pana Tadeusza”. A czytał pięknie i ze swadą. Jeździliśmy pociągami osobowymi z przesiadką w Chabówce. Na przykład do Suchej Beskidzkiej. I wtedy Tata objaśniał mi, że… jest Sucha Bez Kicka, i Sucha z Kickiem… W ogóle bardzo ceniłam Jego poczucie humoru i błyskotliwość. Tata objaśniał mi świat, jak teraz ja staram się objaśniać mojemu dziecku. Słuchałam Go zawsze, do niedawna, z dużą uwagą i przyjemnością, bo był wielkim erudytą i – co więcej – lubił się dzielić swoją rozległą wiedzą, a robił to z wdziękiem i entuzjazmem. A propos wdzięku – pamiętam też, jak w moich latach szkolnych mamy miały nadzieję, że pojawi się na wywiadówce, taki był przystojny! Był zapalonym kolekcjonerem – filatelistą i numizmatykiem. Pożeraczem książek. A także wielkim kibicem piłki nożnej. Dzielił się swoimi pasjami z bliskimi. Kochał muzykę, od muzyki klasycznej (ulubiony kompozytor – Gustaw Mahler) poprzez blues i jazz, rock, aż po współczesnych wykonawców młodego pokolenia z całego świata. Pamiętam, jak mnie zadziwił kiedyś dawno – przyszedł do mnie, wyjął z torby płytę CD i mówi „Zobacz, co odkryłem!”. A ja na to „Oooo? Mam już wszystkie ich albumy!” A mowa o zespole, no właściwie metalowym. Jego, i moim, rodzinnym miastem jest Kraków, jednak los rzucił nas do Warszawy, gdzie spędziliśmy po sąsiedzku wiele lat, zanim wyjechałam za granicę, gdzie założyłam rodzinę. Wiele lat temu straciłam Mamę i Tata został moim jedynym Rodzicem, był też jedynym Dziadkiem dla mojego synka. Natychmiast po urodzeniu mocno go pokochał i mimo, że dzieliło nas tysiące kilometrów, a Tata nie lubił latać samolotem, odwiedzał nas często. Byliśmy w stałym kontakcie na różne sposoby i Tata troszczył się nieprzerwanie o moją rodzinę. Przez ostatnie lata Jego zdrowie pogarszało się, najpierw stopniowo, potem coraz szybciej. A On znosił to bardzo dzielnie. Żałuję, że byliśmy oddaleni w tym czasie. Żałuję, że moje dziecko tak krótko Go znało, tylko osiem lat, z oddali i z kłopotliwą komunikacją językową. To dla mnie strata przeogromna... Myślę i tęsknię codziennie. Czekam, że zadzwoni „No, co tam u was? A jak kot?” Albo „Ty pamiętasz, że są wybory?” Albo gdy mam grypę – „Kontrolnie dzwonię. Wylecz się dobrze i nie chodź bez czapki!” I na Dzień Dziecka, zawsze... Albo z gratulacjami dla mojego męża, że jakaś francuska drużyna piłkarska dobrze grała, czy też z uznaniem dla jego zespołu rockowego. I przede wszystkim – co u wnuczka, jego wielkiej miłości i dumy. Pracuję, mam rodzinę, dom, wolnego czasu niewiele, ale czytam książki z Jego księgozbioru, zamierzam oglądać (bardzo liczne) filmy z Jego filmoteki, i słuchać muzyki z Jego (także licznej) kolekcji. Oglądam z synkiem i mężem zdjęcia i nagrania. Piszę to wspomnienie… Staram się już nie płakać, wspominać Tatę z uśmiechem. Mój Kochany…

Ania