"Był więcej niż jednym z najlepszych fotografów naszych czasów". Sebastiao Salgado był brazylijskim fotografem i obrońcą środowiska, słynął ze zdjęć przedstawiających Amazonię i ubogie społeczności na całym świecie. Mawiał: "Niektórzy uważają mnie za fotoreportera. To nieprawda. Inni uważają, że jestem aktywistą. To też nie jest prawda. Jedyną prawdą jest to, że fotografia to moje życie. Wszystkie moje zdjęcia odpowiadają bowiem chwilom, które intensywnie przeżyłem" Urodził się w 1944 r. w Aimorés w brazylijskim stanie Minas Gerais. Wraz z siedmioma siostrami dorastał na farmie. Wcale nie planował kariery fotografa. Skończył studia ekonomiczne na Uniwersytecie w São Paulo, a w Paryżu, dokąd wyemigrował, bo nie chciał żyć w kraju rządzonym przez juntę, zrobił doktorat. Zatrudnił się w Międzynarodowej Organizacji Kawy. Fotografią zainteresował się tuż przed trzydziestką, gdy z ramienia wspomnianej organizacji podróżował po Ugandzie, Rwandzie i Burundi. Już nie wrócił do ekonomii. — Miałem możliwość przyjąć propozycję Banku Światowego i wyjechać do pracy w Waszyngtonie. Zacząłem się jednak zastanawiać też nad karierą fotografa. I ta myśl wygrała — wspominał, tłumacząc, że decyzję podjął, siedząc z żoną w łódce na środku jeziora. W czasie 50-letniej działalności zawodowej Salgado odwiedził ponad 120 krajów, przemierzając Amerykę Południową, Afrykę i Europę. "Czarno-białe fotografie Salgado charakteryzowały się dużym nasyceniem emocjonalnym. Ubogie społeczności zawsze należały do głównych tematów jego prac" — podkreśliła agencja AP. Fotografował społeczności nie tylko ubogie per se, ale też zmagające się z wojnami, kataklizmami czy procesami migracyjnymi. Do klasyki fotografii dokumentalnej weszły jego zdjęcia pokazujące kopalnię złota Serra Pelada w północnej Brazylii, gdzie pod koniec lat 70. XX w. wybuchła prawdziwa gorączka złota (cykl "Workers"). Przedstawiają one dziesiątki tysięcy niemiłosiernie umorusanych ludzi drążących skalistą górę bez użycia jakichkolwiek maszyn. — Prawie słyszałem, jak złoto szepce w ludzkich duszach — wspominał autor. Jego życie i twórczość zostały przedstawione w filmie "Sól Ziemi" z 2014 roku, wyreżyserowanym przez Wima Wendersa i syna fotografa, Juliana Ribeiro Salgado. Film dostał Cezara, nagrody w Cannes i na Millennium Docs Against Gravity oraz nominację do Oscara. W 1998 roku Salgado założył wraz z żoną Lélią Wanick wspomniany Instituto Terra zajmujący się zalesianiem obszarów Brazylii, które zostały poddane deforestacji, głównie za sprawą rolnictwa, a także przemysłu. Instytut zasadził trzy miliony drzew. Salgado dokumentował ludobójstwo w Rwandzie, do którego doszło w 1994 roku. Jak mówił, widział tyle śmierci i przemocy, że stracił wiarę w ludzkość i w sens fotografowania. Zachorował na depresję. — Z tysięcy uchodźców, którym towarzyszył z aparatem, nikt nie przeżył. To był dla niego koniec. Wcześniej też przeżywał kryzysy, ale na nogi stawiała go wiara, że jego zdjęcia mogą coś zmienić. Po Rwandzie stracił tę nadzieję — opowiadał syn Juliano Salgado. Na podarowanej Sebastiao przez schorowanych rodziców, zdegradowanej biologicznie farmie zaczął wraz z żoną (to był jej pomysł) sadzić drzewa i obserwować, jak znów rozkwita tam życie. To dało mu impuls nie tylko do założenia Instituto Terra, ale także do powrotu do fotografii. Nad projektem "Genesis" pracował między 2004 a 2012 rokiem, odbywając 30 podróży w najbardziej niedostępne miejsca globu. W 244 fotografiach pokazał nieskażone cywilizacją puszcze, pustynie, morza i góry. Fotografował zwierzęta (spopularyzowane przez "Sól ziemi" lwy morskie z wyspy Georgia Południowa) i ludy, które wciąż zachowały autonomię i żyją tak samo jak setki lat temu. — Poznałem plemiona, które nadal żyją jak w epoce kamienia i posługują się prostymi narzędziami takimi jak kamienne młotki. W koronach drzew żyły klany składające się z około 10 osób. Już kiedyś widzieli białych. Patrzyli w kierunku, z którego przybyłem, a ich wódz spytał mnie, czy należę do klanu białych ludzi, którzy zwykle przybywali z tamtego kierunku. Dla tych ludzi świat składa się z klanów — opowiadał. Fotograf zmarł 23 maja w Paryżu, gdzie mieszkał, choć wakacje wciąż spędzał w Brazylii. Miał 81 lat. "Sebastião był więcej niż jednym z najlepszych fotografów naszych czasów. Jego obiektyw ujawniał świat i jego sprzeczności, a jego życie — moc działań na rzecz zmian" — napisała w komunikacie założona przez artystę organizacja Instituto Terra.