Antoni Żero

Antoni Żero

Ur. 14.06.1938 Zm. 20.12.2024

Wspomnienie

W imieniu najbliższej rodziny chciałbym powiedzieć parę słów na temat naszego Taty, Antoniego. Gdy miał niecałe 15 lat, Tata zaczął swoją pierwszą pracę jako uczeń u okolicznego kowala na swojej rodzinnej Białostocczyźnie, Po paru latach zaczął szukać swojego własnego miejsca na świecie, trafiając między innymi do pracy w hucie w Legnicy, do lodziarni w Międzyzdrojach i w końcu do Szczecina za namową kolegi. W Szczecinie Tata zatrudnił się w Stoczni Szczecińskiej, gdzie przepracował ponad 40 lat, zaczynając jako zwyczajny pracownik fizyczny, a że był bardzo ambitny, po 10 latach zaocznej nauki w technikum, a następnie Politechnice Szczecińskiej awansował na stanowisko specjalisty do spraw spawalnictwa po uzyskaniu dyplomu inżyniera. Tata był patriotą i zawsze uważał, że uczciwością i ciężką pracą można zmieniać świat. Wierząc w lepszą Polskę w latach 80. wspierał między innymi ruch Solidarności w szczecińskiej stoczni. Naszą mamę, Marię, poznał też w Szczecinie, założyli rodzinę, pojawiła się moja siostra Basia a 3 lata później również ja. Parę lat później zdecydowali się na „przygodę” z ogrodnictwem. Tata był bardzo praktycznym człowiekiem i właściwie z niczego potrafił stworzyć prężnie działający dom i ogrodnictwo. Razem z mamą przez lata cieszył się własnym sadem, warzywami, ich zieloną oazą na skraju Szczecina. Wszyscy co znali naszego Tatę na pewno wiedzą i pamiętają, że pszczoły i pszczelarstwo były od wielu lat jego pasją. W jego rodzinnym domu pszczoły były obecne od pokoleń. Taty kolejne spotkanie z pszczołami zaczęło się całkiem przypadkiem, po tym jak zabłąkany rój pszczół w poszukiwaniu swojego nowego domu osiadł na jednym z drzew w sadzie rodziców. Tata wiedział, że jeśli pszczoły nie znajdą szybko dla siebie nowego miejsca, to rój nie przetrwa długo. Pożyczył od znajomego pszczelarza pusty ul i tak pszczoły wróciły do życia Taty. Oprócz pszczół Tata miał również słabość do okolicznych bezdomnych kotów, które zawsze dokarmiał i próbował udomawiać, czasami płacąc za to samemu podrapanymi rękoma. Zawsze i do samego końca był bardzo ciekawy świata i innych ludzi, nawet bariera językowa nie stanowiła nigdy problemu. Posługiwał się uniwersalnym językiem życzliwości a w razie potrzeby żywą gestykulacją. Zawsze znajdował czas na rozmowę i kontakt z rodziną. Był również bardzo dumy z obu swoich wnuków – Aleksandra i Wiktora – i cieszył się bardzo, że obaj wyrośli na mądrych, młodych ludzi. Tata już od jakiegoś czasu powtarzał, że zaczyna się powoli przygotowywać na podróż do Domu Ojca. Znaleźliśmy krótką fraszkę księdza Twardowskiego, która bardzo trafnie nawiązuje do życia Taty: Nie mów, że pszczoła umiera powiedz: dokonuje dzieła na śmierć nie ma już czasu tak się pracować zawzięła Zasypia a nie umiera tak się dla innych trudzi maleńka nieśmiertelna wśród nas śmiertelnych ludzi. Pomódlmy się więc teraz wszyscy za to żeby ta podróż i spoczynek tam były dla niego wytchnieniem po długim i owocnym życiu. Żeby miał okazję spotkać się tam na nowo ze wszystkimi swoimi bliskimi i przyjaciółmi, którzy już odeszli na drugi świat. Do zobaczenia Tato!

Rafał i Basia