Mówił o sobie Father, Musician, Chef. Tato, Muzyk, Kucharz. Poznaliśmy się w 2017 r. i spędziliśmy ze sobą 4 trójmiejsko-warszawskie lata, aż przyszła pandemia. Grzegorz miał niezwykły, nie-neurotypowy umysł. Spał, gdy inni byli w pracy, tworzył muzykę, oglądał filmy i analizował rzeczywistość, gdy inni spali. Kochał przyrodę i pobyty w swoim drewnianym domku na Kaszubach. Tam wsłuchiwaliśmy się w śpiew kosów, szukaliśmy borowików, paliliśmy ognisko. Tam, w Gołubiu, szczególnie lubił gotować, bo pyszne dania można było serwować na tarasie z widokiem na ukochane jezioro. Botwinka i młode ziemniaki okraszone cebulką, 'tagiatelle porcini', 'uovo in purgatorio', czy jajecznica na kurkach - robił to wybitnie, z niezwykłą uwagą i precyzją. Zwykłe dania z tchnieniem perfekcji i wyjątkowości. Wybierał tylko najlepsze składniki, nie zadowalał się drogami na skróty. Inspiracji i nauki szukał w kulinarnej sztuce mistrzów. Noże kuchenne sprowadzał prosto z Japonii. Także gotowanie stało się dla niego sposobem na zarobek w czasie, gdy temat muzyki odszedł na daleki plan. Koledzy z zespołów się porozjeżdżali, kontakty ustały. Grzegorz odczuwał wręcz organiczną potrzebę tworzenia, ale jednocześnie brakowało mu koła zamachowego, kompanów, czuł się zapomniany i pominięty. To było przyczyną częstego codziennego przygnębienia. Wysoki, przystojny, lekko przygarbiony. Niemal zawsze w ulubionym kapeluszu. Czasem lubił zapalić klasyczną, 'freudowską' fajkę, nabitą wysokogatunkowym tytoniem. Dbał o brodę i fryzurę, wygładzał ją ulubioną pomadą Suavecito. Fizis w połączeniu z muzyczną charyzmą sprawiało, że bardzo podobał się kobietom i mężczyznom. Był radykalnym krótkowidzem - minus 10 dioptrii. Nosił soczewki, ale czasem zakładał swoje dziwaczne okulary - denka, które paradoksalnie dodawały mu niezwykłego uroku. To był prawdziwy Guzik, jedyny w swoim rodzaju. Właśnie w tych okularach obserwował godzinami i układał życie w swoim domowym akwarium. Stworzył prawdziwy podwodny ogród zgodnie z japońską sztuką aquascapingu. Akwarystyka była jego wielką pasją - zgłębiał jej tajniki, zabierał mnie do specjalistycznych sklepów, znał najbardziej osobliwe gatunki ryb i skorupiaków. No i piłka nożna - Grzegorz był w tej materii specem i autorytetem dla wielu, znał wyniki meczów i składy piłkarskie sprzed wielu lat. Analizował i chłonął tę dziedzinę w sposób ponadprzeciętny i czasem wręcz obsesyjny. Wielka wrażliwość Guzika była jego dobrodziejstwem, ale i przekleństwem. Utrudniała mu mierzenie się z najtrudniejszym doświadczeniem życiowym - wieloletnim, wyniszczającym procesem rozwodowym. Pola - ukochana córka Grzegorza - była dla niego najważniejszą osobą w życiu. O niej rozmawialiśmy na pierwszej randce i w ostatnich dniach życia Guzika. Jego wielkim marzeniem było porozmawiać i zobaczyć się na dłużej z Polą. Przekazać jej osobiście prezent urodzinowy. Grzegorz zmarł w wieku 45 lat w gdańskim szpitalu św. Wojciecha na Zaspie. To było około 3. nad ranem 9 stycznia 2021 r. Z powodu covidowego przeładowania szpitala - nie doczekał się miejsca na oddziale intensywnej terapii. Jego organizm nie odpowiedział na próbę reanimacji. Zespół nerkowo-wątrobowy i sepsa były ostatecznym ciosem. Ostatni kontakt mieliśmy 8 stycznia około 21. przez messenger. Skarżył się, że w sali jest bardzo gorąco i nie pozwalają otworzyć okna. Niedługo po śmierci Guzika umarło jego akwarium, dobrze, że się o tym już nie dowiedział. Spoczywaj w spokoju Grzesiu! Zostaniesz na zawsze w sercu. Pamiętamy! październik 2024