Zofia Ciszewska

Zofia Ciszewska

Ur. 30.09.1923 Zm. 09.01.2024

Wspomnienie

Zofia Ciszewska z domu Klemczyńska ur.30.IX.1923 – zm. 9.I.2024 żyła lat 100 Moja matka urodziła się w Wilnie w rodzinie lekarskiej i tę tradycję przekazała dzieciom. Jej ojciec Eugeniusz był lekarzem chorób kobiecych a dziadek ze strony matki, Julian Pęski profesorem chirurgii uniwersytetu w Charkowie. Rodzina Pęskich, ze względu na udział w powstaniu styczniowym, została przesiedlona przymusowo do guberni charkowskiej z terenów dawnej Rzeczpospolitej. W Charkowie córka Juliana , Zofia Pęska (moja babcia) poznała i wyszła za mąż za pochodzącego również z Polski studenta medycyny Eugeniusza Klemczyńskiego. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, dziadkowie Klemczyńscy przenieśli się do Wilna, a w latach 30-tych do Warszawy, gdzie matka przeżyła okupację. Mojego ojca poznała jako dziecko na wileńszczyźnie. Ponownie go spotkała już po wojnie i wyszła za niego za mąż w 1950r. Urodziła dwoje dzieci, moją siostrę Halinę mieszkającą od wielu lat we Francji i mnie, a my kontynuujemy medyczną tradycję jej rodziny. Matka po ślubie poświęciła swoje życie najbliższej rodzinie, przede wszystkim mężowi i dzieciom a była osobą o dużych zdolnościach i szerokich zainteresowaniach. W czasie okupacji nauczyła się biegle angielskiego i francuskiego w takim stopniu, że później udzielała lekcji i korepetycji w tych językach. Po wojnie ukończyła SGH, krótko pracowała w Metalexporcie, do którego po urodzeniu dzieci już nie powróciła, poświęcając się całkowicie mężowi i dzieciom. Ojciec ogromnie doceniał tę jej decyzję i odpłacił się zostając profesorem i członkiem prezydium PAN. Dla najbliższej rodziny było oczywiste, że jest to ich wspólny sukces. Matka ogromnie interesowała się sztuką, zwłaszcza malarstwem i architekturą. Wiele na ten temat czytała i razem z ojcem często odwiedzali wystawy, miejsca ciekawe historyczne i budowle. Te zainteresowanie przekazała z sukcesem dzieciom i wnukom. Śledzenie aktualnych wystaw, udział w grupach muzealnych czy weekendowe wypady na wystawy do Wiednia, Paryża czy Berlina na to jedna z ulubionych form spędzania wolnego czasu zarówno w mojej rodzinie jak i rodzinie mojej siostry Haliny – zdecydowanie to jej zasługa. Nieliczne i trudne w PRL podróże na zachód były chwilami wielkiego szczęścia mojej matki. Przez kilka lat z rzędu rodzice jeździli razem na konferencje naukowe ojca do Paryża. Matka ze względu na biegłą znajomość francuskiego czekała na nie z utęsknieniem i przygotowywała szczegółowy program pobytu. Ponadto rodzice na początku lat siedemdziesiątych odwiedzili Włochy, podróżując Trabantem. Do tej podróży matka przygotowywał się cały rok. Wówczas ponownie ujawniły się jej zdolności językowe - sama, bez lekcji, z podręcznika i rozmówek na tyle opanowała język włoski, porozumiewała się swobodnie do tego stopnia, że gdy w sklepie ekspedientka "nie miała wydać" i chciała jej dać cukierka odpowiedziała "nie, nie, wole jajko bo to właśnie taka cena". Z miast włoskich największe wrażenie zrobiła na niej Florencja, do której często wracała w rozmowach wspominając jej historię, architekturę oraz rzeźby i obrazy. Była wtedy naprawdę szczęśliwa. Kolejną pasją mojej matki było pływanie. Uwielbiała ten sport. Uważała, że jak ktoś naprawdę lubi pływać, to nie zwraca bardzo uwagi na pogodę. Kąpanie się tylko wtedy gdy jest słońce i gorąco to chłodzenie się a nie pływanie. Po śmierci mojego ojca, kiedy mieszkała sama, basen był jej główną rozrywką, z której korzystała kilka razy w tygodniu nawet po przekroczeniu 80 lat. Szczególnie połączyło nas ostatnie 10 lat, kiedy to po załamaniu nogi i 2 operacjach mama mieszkała ze mną, a ja występowałem w podwójnej roli syna-opiekuna i lekarza prowadzącego. Wychodziliśmy często na wspólne spacery, początkowo pod rękę, a później woziłem mamę na wózku, na kieliszek prosecco w pobliskiej kawiarni. Pamiętam jak raz, gdy skróciłem drogę, przechodząc przez ulicę nie na pasach, powiedziała: „Ja to nic nie ryzykuję, ale tobie to się dziwię”. Tak więc do końca zachowała poczucie humoru i dystansu do siebie i rzeczywistości. Oby dopełnić obraz mojej matki, chciałem podkreślić, że była osobą bardzo delikatną, o niezwykłej kulturze i nigdy nie chciała nikogo urazić. Była też drobnej budowy, szczupła, co podkreślało te cechy. Zawsze wyglądała i zachowywała się jak dama a to w połączeniu z delikatnym charakterem zjednywało jej szacunek, sympatię i poważanie otoczenia. Taką ją zapamiętajmy.

syn Andrzej