Wanda Łukaszewicz

Wanda Łukaszewicz

Ur. 26.03.1931 Zm. 25.09.2023

Wspomnienie

Wspomnienia o Wandzie Łukaszewicz 1931-2023 Adrian – syn: Mama to miłość, czułość, opiekuńczość (ale bez przesady). Mama to zasady, to podstawy mojego stosunku do bliźnich, do zwierząt, do świata. Mama to podróże, zwiedzanie świata, zaszczepianie ciekawości, zainteresowań, pasji. Mama to muzyka, teatr, życie towarzyskie. Mama to książki, prasa, filmy, niekończąca się dyskusja, polemika, spór, kłótnia i wielkie emocje. Wreszcie mama to przyjaźń, dom, rodzina. Mama wpłynęła na moje życie fundamentalnie, w każdym możliwym aspekcie. Byliśmy ze sobą od dnia moich urodzin aż do dnia jej odejścia. Byliśmy nie tylko matką i synem, ale i przyjaciółmi i zawsze, w każdej sytuacji mogliśmy na siebie liczyć. Mama to po prostu Mama. Ada- synowa: Wanda. Teściowa? Czy na pewno? Raczej matka. Od Niej zawsze słyszałam, że jestem jej córką. Dziwna to relacja. Przez ponad 40 lat (a warto dodać, że z Adrianem mamy dziś 40 rocznicę ślubu) traktowana byłam tylko jak córka. Głupio to mówić, ale nigdy się przez te lata nie pokłóciłyśmy, zawsze trzymała bardziej moją stronę niż stronę ukochanego, bądź co bądź syna. Ostatnie ćwierć wieku pod jednym dachem przebiegło nam, w co trudno uwierzyć bezkonfliktowo. Mamo, dziękuję za brak komentarzy na temat nieporządku u nas (u Wandy zawsze był idealny porządek). Dziękuję za troskę. Za otwartość na rozmowę, za takt i umiejętność znalezienia się w idealny sposób w różnych sytuacjach życiowych. Nieocenianie nikogo. Uwielbiałam nasze wspólne wyjazdy na konferencje, w czasie mojej pracy na Wydziale Nauk Ekonomicznych. Zawsze chciałyśmy się obie dobrze bawić. Jak co roku mówiłaś- konferencja jest okazją odreagowania przez kobiety Łukaszewicz trudów codziennego życia z męską linią rodu Łukaszewiczów. W obu naszych małżeństwach to połączenie Barana i Raka – nota bene podobno beznadziejnie nieudane połączenie! Ja miałam coroczną ambicję ją spić (a mama na rauszu była najcudowniejszą kobietą na świecie) zawsze kończyło się to odwrotnym skutkiem- to Mama musiała odprowadzać mnie zawianą do pokoju. Jakże często słyszałam od różnych osób niedowierzanie- jak to, z teściową na konferencję? Niemożliwe. Ale jak się miało taką teściową to musiało się udać. Mama to serce, zawsze otwarte na drugiego człowieka. I szeroki gest, jeśli idzie o pomoc bliźniemu. To rodziło czasem zaskakujące i niemiłe sytuacje. Jak wspomaganie setkami złotych pewnej przemiłej starszej pani, która upatrzyła sobie nasz dom i regularnie pukała do drzwi. Okazało się, że wizyty na Korfantego stanowiły chyba podstawowe źródło utrzymania całej rodziny tej pani. Doświadczenie to na szczęście nie zmieniło Mamy, wciąż i wciąż wspierającej takie czy inne osoby w potrzebie. Mama to bezgraniczna miłość do swoich kotek- Mamby, Asi i Meli. Przez nasz dom przewinęło się (i częściowo wciąż przewija) 8 zwierząt- 7 kotów i on- pies- koci król Benio. Wszyscy czworonożni domownicy są opisani w pamiętniku, który służył tylko do rejestracji wyczynów braci mniejszych w naszym domu. Mama to czytanie. Książki nie służyły w jej domu jako ozdoba ścian. Były eksplorowane, przeglądane, zaczytywane, pokreślone, z licznymi notatkami i uwagami na marginesie (zawsze to krytykowałam- jak można mazać po książkach!). Teraz można te uwagi czytać i poznawać jej błyskotliwy umysł. Mama to sudoku. Każda wolna chwila spędzana była nad cyferkami wpisywanymi w kratki- jak mówiła: „ćwiczę głowę, by nikomu nie zrobić kłopotu” . Mama to także głupie seriale, których oglądania nie mogliśmy z Adrianem pojąć. Widać sprawiały jej jakąś perwersyjną przyjemność. Mama to muzyka, puszczana tak głośno, że przechodziła przez wszystkie ściany w tym betonowe. Gdy wpadałam krzycząc (by przekrzyczeć hałas), że musi założyć słuchawki do uszu, padała niezmienna odpowiedź- „jak to za głośno? Przesadzasz. Przecież jest tak cicho.” Mama to 6 gazet tygodniowo- co środowe pytanie do mnie „Ado, czy wychodzisz dzisiaj gdzieś do sklepu? A co mam kupić? Kup proszę gazetki”. Nigdy: kup chleb, mleko, ser. Tylko jedna potrzeba: Newsweek, Polityka, Przegląd, Forum, TeleTydzień, To i Owo. Mama to rozpolitykowanie. Polityka to był jej żywioł. Chyba musiała po swym odejściu zrobić gdzieś tam w górze awanturę, że nie pozwolono jej wziąć udziału w wyborach. No po prostu świństwo. Teraz to ja zagłosuję w jej imieniu. Mama w ostatnich latach to szokujące połączenia modowe- często jak zgrzyt diamentu po szkle- dres i biżuteria, wieczorowa suknia i skarpetki… A może wytyczała nowe trendy modowe? Mama to ciągły ból. Ból towarzyszył jej przez ostatnie dekady. Co dzień. Nikt go jednak nigdy nie widział. Nikomu się nie skarżyła. Gdy jednak nasz pies otrzymał od weterynarza nowatorskie zastrzyki znoszące ból prosiła, by zapytać czy weterynarz nie mógłby przepisać jej także psiej terapii. Dla Mamy czworonożna rodzina była równie ważna, jak ludzka. Jej ukochane zwierzaki nie mogły zabrać głosu, ale przeżywają wielką traumę, związaną z Jej odejściem. Nie rozumieją, gdzie zniknęła ich pani, najukochańsza a w zasadzie jedyna osoba, którą bezwzględnie kochały i tolerowały. Mamo- dziękuję za te lata. Pozwolę sobie jednak zakończyć nutą smutku- słowami Zbigniewa Preisnera: Gdzie dzisiaj ty Tam będę ja U ciebie mgły I u nas mgła Za tobą kres Przede nami dal Jak ciebie żal Jak nas nam żal Marcin- wnuk Babcia poza oczywistą życzliwością była osobą niezwykle otwartą, która nikogo nie oceniała… no może poza politykami, ale to chyba coś oczywistego w tej rodzinie. I choć bywała temperamentna, żeby nie powiedzieć, że po prostu taką była osobą, cechowały ją równocześnie ogromny spokój i cierpliwość. I to właśnie ta druga cecha jest tą, której się od babci uczyłem od małego, kiedy będąc jeszcze dzieckiem grałem z Babcią godzinami w szachy, a ja zazwyczaj przegrywałem, bo wspomnianej cierpliwości nie miałem. Babcia to także częste rozmowy o uczelni, pracy i moich pasjach. To ogromne zaciekawienie tym, czym się zajmuję i co kocham. Babcia to akceptacja moich własnych wyborów mimo, iż pewnie sama w niektórych sytuacjach postąpiłaby inaczej. Babcia to niezwykła pamięć i własne encyklopedie, które tworzyła przy okazji rozwiązywania krzyżówek. Każdą dziedzina naukowa miała swój oddzielny segregator, w którym maczkiem zapisywane były wyjaśnienia danego terminu, równania czy reguły… Babcia to również miłość do roślin, których miała w domu tak wiele oraz ptaków, których życiu się bacznie przyglądała. Babcia to w końcu absolutne dwie lewe ręce do technologii. Przy niej nie dzwonił telefon, lub dzwonił samoistnie, a telewizor podobno sam się przełączał na inne pasma, przez co nie mogła oglądać ukochanych paradokumentów, programów popularno-naukowych, politycznych i ukochanego przez Nią i Dziadka teleturnieju ”Jeden z dziesięciu”. A i prawie bym zapomniał… babcia to świąteczne kruche ciasteczka i żurawinowy kisiel! Zula - bratowa Wiele ciepłych słów można wypowiedzieć o Wandzie, która była niezwykle wyrazistym członkiem Rodziny. Wszyscy tu mamy wspomnienia związane z jej uczestnictwem w każdej uroczystości rodzinnej, jej serdeczne, zawsze improwizowane i pomysłowe laudacje na cześć jubilatów, jej elegancję i gościnność. Ale mnie teraz, kiedy o niej myślę, przypomina się także wyraziście jej postawa wobec przeciwności losu. Nigdy nie narzekała, nie użalała się nad sobą, zawsze chciała być samodzielna, samowystarczalna i nikogo nie obciążać swoimi kłopotami. Nawet wtedy, gdy była w szpitalu po operacji biodra, podczas pobytu na rehabilitacji, która wymagała bolesnych ćwiczeń, czy podczas długiej choroby Olka. Nie koncentrowała się na swoim losie – przeciwnie, podczas rozmowy interesowało ją to, co się dzieje na świecie i u innych. Wtedy wydawało mi się to naturalne – przyzwyczaiła nas do tego, że tak jest. Ale teraz, patrząc wstecz doceniam te jej właściwości i widzę, jak wyjątkowo dzielną była kobietą. Jak do samego końca życia udało jej się zachować swoją niezależność. Ewa- siostra cioteczna Tak szybko zasnęłaś - a przecież nie zadałam ci jeszcze wszystkich pytań Tak niespodziewanie Cię zabrakło - a ja nie zdążyłam Ci wszystkiego powiedzieć Tak cicho odeszłaś - a przecież byłaś Wojowniczką Mój czas z Tobą wymknął mi się z rąk A jednak pozostaniesz ze mną do końca moich dni Do zobaczenia, Siostrzyczko Zosia i Marian – brat cioteczny z żoną Smutno nam Wandziu, że nie ma Cię wśród nas. Odeszłaś cicho i spokojnie, tak jakie było Twoje życie. Byłaś osobą niezależną, samowystarczalną, nie chciałaś nikomu sprawiać kłopotu i przykrości. Zapamiętamy Cię jako pogodną, uśmiechniętą, o dobrym sercu. Nigdy nie okazywałaś swego cierpienia i smutku. Miałaś swoje pasje. Interesował Cię świat i jego przemiany. Chętnie uczestniczyłaś w spotkaniach rodzinnych. Mamy w pamięci twoje laudacje, w których mówiłaś o nas tylko dobre rzeczy, bo sama byłaś obdarzona dobrem. Taką Cię zapamiętamy. Będziesz na zawsze w naszych sercach i pamięci. Żegnaj i pozostań w pokoju. Magda, Olek i Zosia - bliskie kuzynostwo Kiedy myślimy o Cioci Wandzie, przychodzą nam do głowy rozmaite obrazy, uruchamiają się emocje…. Uwielbiałam dom na Staffa, ogród ze słodkimi winogronami, zapach fajki wujka Olka, bibeloty z odległych zakątków Ziemi, opowieści, często barwne i dowcipne. I Cioci śmiech. A śmiała się cudownie! Pamiętam też amerykańskie czasopisma o modzie. Boże jak one rozpalały moją wyobraźnię. Jak zachwycały mnie kobiety w klipsach i bransoletkach. Kolorowe, pewne siebie. Taka też była Ciocia Wanda. Dla Olka i Zosi była niezwykle czuła. Zainteresowana ich sprawami, potrafiąca cieszyć się nawet z drobnych sukcesów. Jej: „Ach wspaniale!” naprawdę miało dla człowieka wartość. Zagarniała ludzi. Budowała wspólnotę. Z taką naturalnością mówiła: „Pamiętasz Oleczku, jak Magdalenka była mała, to…”. Kiedy delikatnie sugerował, że nie było go wtedy w naszej rodzinie, mówiła: „ No popatrz, aż nie chce mi się wierzyć, że był kiedyś taki moment!” Z Zosią ostatnio umówiły się na coś …..Padły daty i zobowiązania. A potem umarła, jakby chciała jeszcze powiedzieć: „Teraz kochana, to już nie masz odwrotu! Słowo się rzekło!” Darem śmierci jest odkrycie, że miłość trwa dłużej niż życie tego kogo kochamy! (R. Arendt-Dziurdzikowska, 2021 "Możesz odejść, bo cię kocham") Ania- bliska kuzynka Moje najwcześniejsze wspomnienie związane z ciocią Wandą sięga początku lat siedemdziesiątych, kiedy to zobaczyłam ją po raz pierwszy po dłuższej przerwie, jako całkiem już świadomy, dziesięcioletni człowiek. Zobaczyłam piękną kobietę- kolorowego ptaka, tryskającą energią, humorem, z ogromnym apetytem na życie. Zważywszy na otaczającą nas szaroburą rzeczywistość wrażenie było ogromne. Pomyślałam wtedy, że chciałabym być choć trochę do niej podobna. W ciągu kolejnych lat to wrażenie tylko się umacniało. Ciocia Wanda była dla mnie ważną, wyrazistą postacią. Dbała o więzi rodzinne, łączyła członków rodziny. Była wyzwoloną, niezależną kobietą, solidnie wykształconą. Interesowało ją dosłownie wszystko: nauka, kultura, polityka, sport. Przy tym cechowała ją wręcz królewska elegancja i charyzma. Uwielbiała biżuterię. Nigdy nie widziałam jej bez klipsów, korali czy broszki. Jednocześnie była osobą niezwykle skromną, ciepłą, zainteresowaną losami innych. Za nic nie chciała nikogo kłopotać swoimi problemami czy cierpieniem, a wiemy, że nie była od nich wolna. Była po prostu dobrym, mądrym człowiekiem. Niezapomniane są jej laudacje wygłaszane na cześć poszczególnych członków rodziny. Dawała w nich wyraz swojej wrażliwości na drugiego człowieka. W każdym widziała wyłącznie dobre i w swoim przekonaniu niezwykłe cechy. Odeszła nagle, zupełnie niespodziewanie w pełni sił witalnych. Najwyraźniej uznała, że w ten sposób nie będzie nikomu zawracać głowy taką "drobnostką" jak śmierć, która i tak jest nieunikniona. Dla nas to ogromna strata. Ida- bratanica Chodziłam z Ciocią Wandą do filharmonii. Przy kolejnych okazjach Ciocia zachwycała się różnymi instrumentami muzycznymi, np. harfą, fletem czy wiolonczelą. Kiedyś się zapytałam – Ciociu czy jakiegoś instrumentu nie lubisz? Po krótkim zastanowieniu Ciocia odpowiedziała- nie ma takiego. Małgosia- kuzynka z Australii Laudacje Cioci Wandy pamiętamy wszyscy, z wielkim szacunkiem i wdzięcznością. Była wspaniałym oratorem. Jej impromptu przemówienia były przykładem wspaniałej dykcji i niezwykłej umiejętności wykorzystywania pauzy ( dorównując w tej rzadkiej umiejętności Barackowi Obamie ), aby podkreślić ważność okazji i jej wartość dla rodziny i wszystkich obecnych. Mówiła z wielką powagą, a pauzy dawały możliwość na ocenę jej szczególnie mądrych uwag o ludziach, świecie oraz więziach rodzinnych. Jej laudacje, zawsze impromptu, cechowały bogactwem współczesnej polszczyzny i szczerym szacunkiem dla osób o których mówiła. Wanda miała szeroka wiedzę i niesamowite poczucie humoru. W czasie ostatniej kolacji (w przeddzień swojego odejścia) z wielkimi detalami mówiła o historii gospodarczej Polski, ale też rozmowa skierowała się na temat bielizny damskiej. Otóż, Wanda opowiadała z wielkim animuszem o powrocie jej rodziny do Warszawy z miejscowości Sforne Gacie, o którym to miejscu dużo wiedziała. Śmialiśmy się bardzo, kiedy jej przypomniałam, że w czasie mojego pierwszego powrotu do Polski, kiedy razem z Olkiem mieszkali na ulicy Staffa, znakiem rozpoznawczym przystanku tramwaju koło ich domu był sklep z wielkim napisem „Biustonosze”. Wanda, wielka dama, która ceniła wartość rodziny i zostawiła ręcznie napisaną jej historie. Małgosia Nowak, Sydney, Australia Łukasz- kuzyn z Irlandii Ciocia Wandzia!! Twoje uściski oraz radosny i szczery uśmiech, kiedy się widzieliśmy będą zawsze w mojej pamięci. Byłaś zawsze ciekawą osobą; z wielkim entuzjazmem pytałaś o rodzinę i słuchałaś ze szczerym zainteresowaniem. Łukasz Wojtaskiewicz, Dublin, Irlandia Barbara- kuzynka Odejście Wandy. Niby normalna „kolej rzeczy” a jednak jest silnym przeżyciem. Wyobrażam sobie jak „Chwalebny” uchwycił dłoń Wandy i łagodnie przeprowadził ją przez próg wieczności, do swego Królestwa światła, pokoju i radości”. Tej „przyszłości” nie znamy. Może jednak za trudy ziemskiego życia będzie jakaś nagroda?! Wszak materia – energia jest niezniszczalna. Ulega przemianie, a Stwórca dysponuje wielką mądrością i mocą. Marek z Gdańska- brat Ady Wanda była zawsze pełna pozytywnej energii, uśmiechnięta, zainteresowana nowymi tematami. Nasze wnuki- Maksa i Polę traktowała jak swoje, bardzo lubiła z nimi rozmawiać i dowiadywać się nowości z życia młodego pokolenia. W pamięci pozostaną wspólnie spędzane święta z rodzinną atmosferą i ciekawymi rozmowami na różne tematy, a Wanda była prawdziwą skarbnicą wiadomości. Maksio i Pola- przyszywane prawnuki z Gdańska Babcia była bardzo miła, bawiła się z nami i kotami. Pozwalała nam jeździć na elektrycznym krześle. Zawsze mówiła nam, że jesteśmy już bardzo duzi. Pytała się czego się uczymy w szkole. Agnieszka z Gdańska- rodzina Ady Moje wspomnienie z dzieciństwa: Najlepszą zabawą w dzieciństwie było szukanie jajek niespodzianek na Staffa pochowanych po całym domu podczas świąt. Piotr- przyjaciel Ady i Adriana Jako przyjaciel szkolny syna Pani Wandy, Adriana, bywałem często w domu Państwa Łukaszewiczów. Były to lata naszych młodzieńczych buntów i szkolnych zawirowań. Mówiąc wprost nie należeliśmy z Adrianem do najlepszych uczniów. Rodzice przyjaciela bardzo się tym niepokoili. Pani Wanda w charakterystyczny dla niej, mądry i pedagogiczny sposób próbowała rozpoznać kogo syn przyprowadza do domu i z kim się koleguje. Zachowuję w pamięci jej otwartość i zachęty do rozmowy. Jako osoba wykształcona muzycznie i melomanka bardzo szybko zorientowała się że jestem bardzo zainteresowany tym tematem. Nie miałem w tamtym czasie pojęcia o muzyce klasycznej, ale z wielką ciekawością słuchałem jej opowieści. Zafascynowany oglądałem zbiór płyt. Mama Adriana nie tylko znajdowała czas na rozmowę z kompletnie zielonym uczniakiem, ale również zapraszała go na fotel w salonie i puszczała fragmenty utworów tłumacząc, kto gra, co gra i dlaczego ta muzyka tak brzmi. Czułem się wyróżniony, wprowadzany w jakiś tajemny krąg, dotąd zupełnie mi obcy. Pewnego razu Pani Wanda wyjęła płytę w pięknie, graficznie i introligatorsko wykonanej okładce. Mimo upływu wielu lat, pamiętam bardzo dokładnie tę chwilę - oglądanie grubej oprawy i schowanego w niej katalogu z informacjami i fotografiami wykonawców, wreszcie opuszczenie igły gramofonu. Musiała odczytać z wyrazu mojej twarzy jakiś rodzaj nieświadomego zachwytu, afektu od pierwszych dźwięków. Po odsłuchaniu fragmentów utworu, Mama Adriana, widząc moje „zbaranienie” , zapakowała płytę i bez chwili wahania podarowała mi ją. Mam tę płytę do dziś i z pietyzmem ją traktuję, jest to „Król Roger” Karola Szymanowskiego. W tak dyskretny, lekki, całkowicie bezinteresowny sposób otworzono przede mną przestrzenie muzyki. Bardzo często, słuchając utworów, których piękno szczególnie odczuwam, wspominam Panią Wandę jako pierwszą przewodniczkę i osobę, której zawdzięczam możliwość wejścia do tego wspaniałego ogrodu. Darek-przyjaciel Ady i Adriana Mama Adriana zawsze jawiła mi się jako dystyngowana Pani o pięknej szlachetnej twarzy. Pozornie poważna, jednak czasem szybko przechodziła do śmiechu, z dobrym poczuciem humoru, a z oczu sypały iskry. Super nam się rozmawiało. Kiedyś musiała z nami przeprowadzić rozmowę po wspólnej imprezie, którą wyprawiliśmy w domu Adriana za zgoda rodziców. Impreza lekko wymknęła się nam spod kontroli, zarówno co do ilości gości, czasem mało nam znanych, jak i ilości alkoholu… Mama Adriana spytała się , jak oceniamy imprezę? Jako bardziej zaufany od Adriana - wszystko przez pozory - opowiedziałem, że wszystko się udało i mimo pewnych trudności świetnie się bawiliśmy. Mama przenikliwie popatrzyła, pokiwała głową, i powiedziała: ja wszystko rozumiem, naprawdę, nawet to, że paliliście w domu, chociaż mieliście nie palić. Ale dlaczego gasiliście papierosy w szafie w najlepszych garniturach mojego męża? I pokazała nam popalone garnitury z najlepszych materiałów. Do dzisiaj nie rozumiem, dlaczego nie dostałem zakazu wstępu do tego przemiłego domu na Staffa… Dużo wspomnień. Jeszcze jedno bardzo szczególne. Tak się złożyło, że choć w wersji oficjalnej dla rodziców wyjechałem z domu rodzinnego w góry, jednak dla swojej dziewczyny musiałem zostać w Warszawie. Nie mając gdzie spać, zastukaliśmy do Adriana. Nie wiem, co powiedział swojej Mamie, ale zgodziła sią, żebyśmy przenocowali u nich kilka dni. Traktowała nas jak swoje dzieci, jakby wiedziała, że to były ważne dni dla naszej relacji. Pamiętam, jak zbieraliśmy razem z Mamą wiśnie z drzewa, umazani sokiem śmiejąc się i bez przerwy żartując. A potem wieszałem z Mamą Adriana nasze uprane rzeczy, rozmawiając o życiu. Mama brała każdą upraną skarpetkę za jej brzeg, a następnie uderzała nią o blat. Trochę to było dziwne, jak rytuał… Na moje zdziwienie zaśmiała się i powiedziała: Nie wiesz? W ten sposób każda skarpetka odzyska swój kształt, jak nowa. Teraz, za każdym razem, kiedy uderzam upranymi skarpetkami o blat, pamiętam ten dzień i Mamę Adriana, na zawsze. Kuba- przyjaciel Marcina Co prawda z Panią Wandą nie znaliśmy się bardzo długo, ale czasem na swojej drodze spotykamy ludzi i doświadczamy sytuacji, które – pomimo, że pozornie krótkotrwałe, mają ogromny wpływ na dalszy przebieg naszego życia. Pani Wanda pojawiła się w jednym z takich momentów mojego życia, stąd pamięć o Niej niewątpliwie pozostanie ze mną na zawsze. Swoją postawą obalała wszelkie stereotypy przypisane do „starszej Pani”. Pełna pasji i życiowej energii z którymi każdego dnia dążyła do samodoskonalenia. Niezwykła inteligencja, jasność umysłu, ogromna ciekawość ludzi i świata to cechy, charakteryzujące osobę Pani Wandy. Zawsze elegancka o wysokiej kulturze osobistej, gotowa do działania i niesienia pomocy. Miałem również przywilej obserwowania Pani Wandy w roli Matki, Teściowej, Babci – osoby ceniącej wartości i relacje rodzinne, otwartej na dialog i drugiego człowieka, szczególnie wrażliwej na los zwierząt, które obdarzała niezwykłą troską i traktowała jako prawowitych członków rodziny. Życzę sobie i nam wszystkim – niezależnie od wieku, takiej postawy życiowej. Abyśmy w tych pogmatwanych czasach mieli na tyle odwagi, aby pozostać dobrymi ludźmi. Dziękuję za świadectwo Pani Wando, do zobaczenia! Koledzy z Katedry Historii Gospodarczej Wydziału Nauk Ekonomicznych UW Wanda Łukaszewicz pracowała ponad trzydzieści lat w Katedrze Historii Gospodarczej Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, niemal od początku istnienia wydziału. Przez te wszystkie lata uczyła Historii Gospodarczej, a przez jej zajęcia przeszło setki studentów. Była niezwykle ciepłym i otwartym nauczycielem, zawsze skorym do pomocy. Jej przyjazne podejście do studentów zyskało jej powszechną sympatię. Tak jak wobec studentów, tak również wobec kolegów zawsze okazywała serdeczność i wsparcie. Pomimo, że już od ponad dwudziestu lat była na emeryturze, utrzymywała żywe kontakty z katedrą, była zainteresowana jej losem i osiągnięciami młodszych kolegów. Pomimo pogarszającego się z roku na rok stanu zdrowia niezawodnie brała udział w corocznych spotkaniach katedry w dniach poprzedzających Święta Bożego Narodzenia. Tak też było kilka miesięcy temu, gdy na koniec umawialiśmy się na następne spotkanie w tym roku. Niestety, wraz z odejściem Wandy, nie będzie to już możliwe Cecylia- koleżanka z Wydziału Nauk Ekonomicznych Pamiętam Wandę jako osobę bardzo życzliwą, pomocną i serdeczną. Kiedyś dawno temu w końcu lat 80. kiedy były problemy z zakupem wielu dóbr, Wanda zaproponowała mi talony obiadowe w stołówce uniwersyteckiej, ot tak zwyczajnie mówiąc, że ona może z nich zrezygnować. W ostatnich latach uznała. że powinna podzielić się z Katedrą swoim księgozbiorem, dzięki temu otrzymaliśmy sporo cennych książek, część z nich nigdy nie została wydana w Polsce. Nie pamiętam by się uskarżała na cokolwiek, zawsze uśmiechnięta, kolorowa, lubiąca klipsy, korale, zawieszki. Zawsze elegancka. Nigdy o tym nie rozmawiałyśmy, ale sadząc po kolorach ubrań najbardziej chyba lubiła barwy pastelowe, rożne odcienie błękitu i czerwieni.

Adriana, Adrian i Marcin Łukaszewicz,