Pamiętam, że w moim domu rodzinnym dużo rozmawiano, głównie o sprawach dla mnie jako dziecka zupełnie niezrozumiałych. Dzieci są ciekawe i gdy mówiono o ludziach, zadawałem do znudzenia pytanie „czy on/ona jest/był dobry, czy zły”. Tata oczywiście nie chciał mnie zawieść, ale zwykle chwilę się zastanawiał. Odczuwał zapewne wielką ulgę, gdy mógł zacząć odpowiadać „najpierw dobry, potem zły”, a po pewnym czasie „to nie takie proste”. Widać było, że czuł się najlepiej szczegółowo opisując, tak szczegółowo, że ocena w końcu stawała się oczywista i przestawała być potrzebna. Należał do nielicznych ludzi bezgranicznie kochających swoją pracę, oddanych jej i zafascynowanych nią i zapewne to zawodowe spełnienie dawało mu spokój ducha i pogłębiało jego życzliwość i wyrozumiałość dla ludzi. Żartował, ale nie był ironiczny lub złośliwy. Mógł być rozżalony, ale nie zgorzkniały. W czasie wolnym współtworzył książkę o geografii Chin, gotował dla nas chińskie potrawy, stworzył w swoich warszawskich mieszkaniach pokoje wypełnione chińskimi obrazami, rzeźbami, meblami, lampami, figurkami, maskami i instrumentami. Mama opowiadała, że gdy teściowa przyjechała do Chin w czasie jego pracy w pekińskiej ambasadzie, usiłował złagodzić jej zaburzenia rytmu serca zapewniając jej dostęp do metod tradycyjnej chińskiej medycyny. Nietrudno się domyśleć, że polubiłem chińską kuchnię i nauczyłem się na zawsze jeść pałeczkami. Jego narzędziem pracy przez bardzo długie lata była maszyna do pisania. Pisał bardzo szybko, używając wszystkich palców, ale dźwięk maszyny milkł na chwilę, gdy zastanawiał się jakich słów użyć, a na nieco dłużej, gdy myślał co napisać. Tak, dźwięk maszyny do pisania jest donośny niczym salwy karabinu maszynowego, ale ten dźwięk, towarzyszący całemu mojemu dzieciństwu, mnie zawsze uspokajał. Syn Marek Janek - pamiętny kolega ze studiow w Pekinie 1957-9 i potem przez dziesięciolecia w pracy w słuzbie zagranicznej, działalności w problematyce chinskiej. Życzliwy i pomocny jako starszy juz stażem wsród studentow polskich w Chinach. Pasjonat chłonny jak gąbka chińskiej problematyki przez całe życie, badacz pilny i płodny autor, ciepły i skuteczny pedagog, profesor - promotor magistrów i doktorów. Widzę go w intensywej pamięci jak na studiach w Instytucie Dyplomatycznym chłonie wiedzę, jak wiele i szeroko czyta, czyta i pracuje nad sobą - umysłowo i - co podziwiam - fizycznie! Usilnie ćwiczy podnoszenie cieżarów na uczelnianym podwórku, imponująca jego muskulatura. Niezmordowany organizator wakacyjnych wycieczek po Chinach. W osobistych stosunkach - nieustająca dlań wdzięczność nas obojga - o różnych wtedy obywatelstwach - za skuteczną pomoc w pokonaniu biurokratycznych ambasadzkich przeszkód, co pozwoliło nam zawrzeć w grudniu 1958 w Pekinie formalny związek malżeński, któremu niebawem spełni się 65 lat. Cześć jego pamięci! Bogusław Zakrzewski, były ambasador, z żoną Olgą Poznaliśmy się we wrześniu 1955 r. Ja rozpoczynałem naukę języka chińskiego na Uniwersytecie Pekińskim, Janek zaś ukończywszy kurs języka rozpoczynał pięcioletnie studia w nowo utworzonej uczelni – „Waijiao Xueyuan”, dziś oficjalnie noszącej nazwę China Foreign Affairs University. Janek zamieszkał z dwoma chińskimi kolegami. We wrześniu 1956 r. i ja trafiłem na tę uczelnię. Janek jawił się jako student bardzo pracowity i ambitny. Intensywnie konwersował z swymi chińskimi współlokatorami. Dzięki kontaktom Janka z ambasadą czytaliśmy nowo powstały tygodnik „Politykę” oraz miesięcznik teatralny „Dialog”, dzięki któremu mogliśmy orientować się we współczesnej polskiej i światowej dramaturgii (Ionesco). Janek uczestniczył w życiu sportowym uczelni, m.in. grał w drużynie piłki nożnej. Podjął śmiałą decyzję udziału - z kolegami ze swego roku - w budowie tamy na rzeczce w pobliżu grobowców dynastii Ming, gdzie planowano spory zbiornik wodny. Po dwóch tygodniach wrócił zmizerowany. Pozostałych studentów zagranicznych uczelnia zaprosiła do symbolicznego jednodniowego udziału w tym przedsięwzięciu. W trakcie wakacji w 1957 r. Janek wraz z bodaj dziesięciorgiem naszych kolegów i ponad dwadzieściorgiem studentów z innych krajów (Czesi i Słowacy, Hindusi, Egipcjanie, Taj) uczestniczył we wspaniałej, zorganizowanej przez Uniwersytet Pekiński wyprawie do prowincji Sichuan i Hubei. Część Polaków, wśród nich Janek, przedłużyła wyprawę – do Nankinu, Szanghaju, Qingdao. W 1959 r. zorganizowaliśmy wycieczkę do prowincji Guizhou, Junnan i Guangxi-Zhuang oraz do Kantonu. W mieście Wuhan, gdzie nad ranem wysiedliśmy z pociągu dalekobieżnego (do Kantonu), by się przesiąść na lokalny do Guiyangu uderzył nas niesamowity upał. Ktoś z Chińczyków poradził nam „dla ochłody” spacer nad rzeką Jangce, a tam - okazało się - pewnie pół miasta spędzało noc „dla ochłody” na bambusowych matach. Podróż z przerwami odbywaliśmy pociągami, autobusami, łodziami. Obok historycznych zabytków, odwiedzaliśmy uniwersytety, parki, pozostałości wielkoskokowej huty, itp. Janek tryskał zapałem i entuzjazmem. Nie opuścił ani jednego parku. Wiele by pisać o życiu na uczelni. Janek lubił gawędzić z kucharzem w stołówce, z węgierskimi kolegami, z Rosjaninem-wykładowcą na innej uczelni. Ja po studiach trafiłem do ambasady w Pekinie w 1962 r. jako tłumacz. Janek przybył z żoną, synem i teściową bodaj w 1964 r. Mógł od początku pobytu włączyć się w większą dyplomację, w kontakty w korpusie dyplomatycznym stolicy Chin, który to korpus w owym czasie nie był zbyt liczny, ale chętny do wymiany opinii i ocen, zwłaszcza z sinologiem. Ponownie spotkaliśmy się z Jankiem w Pekinie w połowie stycznia 2000 r. Janek pracował tam od 1995 r. jako zastępca ambasadora Z. Góralczyka, zaś po jego wyjeździe sprawnie kierował placówką. Bardzo mi pomógł w ponownym zainstalowaniu się w tamtej stolicy w nowej roli (ambasadora). Uczestniczył w ceremonii składania listów uwierzytelniających na ręce Przewodniczącego ChRL Jiang Zemina i w audiencji prywatnej po tej ceremonii. Służył radą zarówno gdy idzie o bieżącą pracę placówki, jak i o kontakty w korpusie dyplomatycznym. Nadal tryskał energią. Utrzymywał żywe kontakty w korpusie, w czym pięknie wspierała go Jego małżonka Halina. Jako doświadczony sinolog , autor licznych książek i opracowań o Chinach dla wielu kolegów był wyjątkowo wartościowym rozmówcą. W połowie 2000 r. otrzymał z MSZ propozycję objęcia stanowiska Ambasadora RP w Pjongjangu. Zbyt długo się zastanawiał z podjęciem decyzji, a szkoda, gdyż na stanowisko ambasadora w pełni zasłużył i byłoby ono pięknym zwieńczeniem kariery. Około 1997 r. miałem przyjemność gościć Janka wraz z jego Małżonką w Dżakarcie, gdzie się zatrzymali na kilka dni przed dalszą podróżą w wulkaniczne góry Jawy i bodaj także na Bali. Pamiętam, że przywieźli mi z Pekinu sporą kamionkową butlę wina shaoxingskiego. Ksawery Burski, były ambasador Profesor Jan Rowiński był nie tylko wybitnym naukowcem, lecz również niezwykle oddanym nauczycielem akademickim. Wkład Profesora w rozwój badań nad Chinami trudno przecenić: okazał się znaczący w skali daleko wykraczającej poza nasz uniwersytet, a nawet kraj. Żegnamy nie tylko wyjątkowego naukowca i dyplomatę, lecz przede wszystkim dobrego człowieka. Profesor Jan Rowiński zawsze wyrażał gotowość do niesienia pomocy i udzielania wsparcia innym, a Jego ciepła i przyjazna osobowość przyciągała ludzi. Profesora poznałem, jako młody pracownik Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego i… od razu polubiłem. Nigdy nie pozwolił mi odczuć dystansu, jaki dzielił nas pod względem wiedzy i doświadczenia. Zostałem zobowiązany przez grono pracowników dawnego ISM UW, należących do mojego pokolenia, by podkreślić, że Profesor był przez nas uwielbiany. Uniwersytet Warszawski pozostanie dumny z dorobku Profesora Jana Rowińskiego. Wspominając Profesora, będziemy pamiętać o Jego wyjątkowej osobowości, ciepłym uśmiechu i pozytywnym podejściu do życia. Drogi Profesorze, spoczywaj w spokoju! dr hab. Maciej Raś, prodziekan Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Jako naukowiec i badacz, podobnie jak wielu innych wiedziałem, że mogę liczyć na Jego życzliwość, ale też merytoryczne uwagi. Każdy, kto widział niezliczone wprost recenzje prac magisterskich, doktorskich czy rozpraw habilitacyjnych w wykonaniu Janka, ten doskonale wie, że były niezwykle rozbudowane, całkowicie merytoryczne, wręcz drobiazgowe, ale nigdy nie złośliwe czy też napastliwe. Był wcieleniem uprzejmości, dyplomatycznego taktu, ale też rozsądku, rozwagi, pewnego życiowego dystansu, choć zarazem ciepła i wyrozumiałości dla innych. W cennej rozmowie z M. Jacobym stwierdził: „Cieszę się, że moje życie się tak ułożyło. Tak w Chinach jak poprzez nie nauczyłem się jak trudna, skomplikowana i pełna bolesnych doświadczeń jest ścieżka dochodzenia do własnej drogi, adaptacji i uczenia się od innych, ale zarazem pozostawania sobą”. Janek cenił innych, cieszył się z ich dorobku i brał go pod uwagę, ale zarazem miał swoje własne oceny. Zarówno swoim studentom, jak też innym badaczom, w tym mnie, wielokrotnie powtarzał: „Gdy ja zaczynałem zajmować się Chinami, były biedne i na peryferiach, ale teraz znów urosły i są ważne”. Jak to ujął w wywiadzie Jacobiego: „Do jakiego modelu kwitnące (ponownie) Chiny dojdą? Co się stanie po zakończeniu zmian, gdy będą ponownie wielką potęgą i staną się mocarstwem? Będą chciały przebudować cały świat na swoją modłę, wymuszając na innych pax sinica? Przecież takie ambicje są skazane na niepowodzenie! A może wyciągną wnioski z przeszłości i staną się integralną częścią świata, akceptując jego normy, zasady i wartości? Inaczej ujmując: będzie chiński świat czy też świat globalny? Głęboko i emocjonalnie wierzę w ten drugi scenariusz, albowiem Chiny stały się moim drugim domem – di erge guxiang”. Chiny, jak wiadomo, na swojej długiej historycznej drodze, również jako ChRL, przeszły już tyle zakrętów i zwrotów, że jeszcze nie raz mogą nas zaskoczyć. Jan Rowiński doskonale udokumentował wiele z tych meandrów i zawirowań z ich niedawnej przeszłości. Kto to zrobi w przyszłości? Czy znajdzie On właściwego następcę? Albowiem, jak mówi znane powiedzenie: „nie ma ludzi niezastąpionych, ale są niepowtarzalni’. Janek zdecydowanie należał do tej ostatniej kategorii. Kogoś równie życzliwego i wyrozumiałego dla innych – osób, charakterów, poglądów, punktów widzenia – jak Janek, niełatwo będzie znaleźć. Trzeba dużo przeżyć i dużo przejść, by do tego dojść. Dlatego wiemy, i ja, i nasze środowisko: odszedł ktoś niezastąpiony, tak w sensie badawczym, jak ludzkim. Wraz z Jego odejściem zamknęła się pewna karta w naszych badaniach nad współczesnymi Chinami. Będziemy, a na pewno powinniśmy o niej pamiętać i do niej, gdy trzeba, wracać. Żegnaj, przyjacielu! Prof. zw. dr hab. Bogdan J. Góralczyk Były dyrektor i ambasador Centrum Europejskie Uniwersytetu Warszawskiego Profesora Jana Rowińskiego poznałem w czerwcu 2010 r. przy okazji obrony mojej pracy licencjackiej, której Profesor był recenzentem. Nawet w tak formalnych okolicznościach dał się poznać jako osoba otwarta na drugiego człowieka, szczerze zainteresowana rozmową. Następnie miałem szczęście brać udział w zajęciach prowadzonych przez Profesora i napisać pracę magisterską pod Jego okiem. Wiosną 2012 wahałem się, czy rozpocząć studia doktoranckie. Powiedziałem Mu wówczas, że zdecyduję się na nie tylko wtedy, gdy ponownie - tym razem przy rozprawie doktorskiej - zgodzi się być moim promotorem. Zgodził się i razem z Joanną Dobkowską byliśmy Jego ostatnimi doktorantami. Na każdym etapie Profesor traktował mnie jak rozmówcę. Jego promotorska pomoc wychodziła daleko poza wsparcie merytoryczne. Godziny rozmów z Profesorem były wyjątkowym i wzbogacającym doświadczeniem. Jego wybitność przejawiała się nie tylko w gigantycznej wiedzy o Chibach i Azji, celności i przenikliwości uwag, lecz także trosce o drugiego człowieka. Pięknie i starannie dobierał słowa, miał kapitalne poczucie humoru. Zachowywał niespotykaną skromność, był najmądrzejszym człowiekiem, jakiego poznałem. Gdyby nie On, nie byłbym tym, kim jestem. W ostatnich latach coraz częściej z przekąsem powtarzał „nie bój się, dam znać, jak będę umierał!”. Nie dał znać. I trochę mam Mu to za złe, bo każda rozmowa z Nim wnosiła coś ważnego do mojego życia. Profesorze, to był zaszczyt rozmawiać z Tobą. Dr Oskar Pietrewicz, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych Żegnam pierwszego w mojej rodzinie warszawiaka, pierwszego profesora, pierwszego dyplomatę. Żegnam Dobrego Człowieka. Żegnam syna bohaterskiej lekarki, męża mojej siostry, też lekarki. Miał dwie miłości - rodzinę i Polskę. Im oddał wszystko wytrwałą pracą i poświęceniem. Przesiąknięty kulturą chińską dążył uparcie do zbliżenia się i wzajemnego zrozumienia między drogimi mu zawsze narodami - polskim i chińskim. Konfucjusz w rozdziale XVI dialogów mówi: "żyć w ukryciu i dochować wierności dążeniom, działać sprawiedliwie, spełniając wolę niebios. Zaprawdę słyszałem to powiedzenie. Zaprawdę nie spotkałem takiego człowieka". A ja spotkałem. Takim człowiekiem był Jan Rowiński. Żegnaj Janku. Józef Duriasz, aktor