Paweł Kopeć

Paweł Kopeć

Ur. 23.12.1984 Zm. 03.07.2023

Wspomnienie

„Wszyscy jesteśmy dziś w szoku. Nasz klubowy kolega, Paweł Kopeć, wczoraj zdobył Nanga Parbat - jego drugi ośmiotysięcznik. Niestety za to osiągnięcie zapłacił najwyższą cenę. Najszczersze wyrazy współczucia dla rodziny i bliskich" - napisali członkowie Świętokrzyskiego Klubu Alpinistycznego informując o śmierci Pawła Kopcia. Paweł Kopeć mieszkał w Kielcach, przez lata był związany ze Świętokrzyskim Klubem Alpinistycznym, był członkiem kadry Polskiego Związku Alpinizmu. W 2019 roku zdobył swój pierwszy ośmiotysięcznik – Manaslu (8163 m n.p.m.). Teraz uczestniczył w wyprawie na Nanga Parbat (8126 m n.p.m.), górę u zbiegu wielkich pasm: Himalajów, Karakorum i Hindukuszu. Okoliczności śmierci Pawła Kopcia nie były początkowo w pełni znane. Wiadomo, że trzech polskich wspinaczy - Piotr Krzyżowski, Waldemar Kowalewski i Paweł Kopeć - zdobyło w niedzielę 2 lipca Nanga Parbat. Przeprowadzili atak, wychodząc przed północą, jeszcze w sobotę, z obozu III (6750 m n.p.m.), ale w górę szli oddzielnie. Po kilkunastu godzinach wspinaczki zdobyli szczyt. „Podczas zejścia, powyżej 7300 (lokalizacja obozu 4), pojawiły się jednak problemy. Zmęczenie i odwodnienie mocno osłabiły Pawła Kopcia. Rano otrzymaliśmy wiadomość, że Paweł zmarł w obozie 4 (lub w jego pobliżu). W zejściu towarzyszył mu Waldek [Kowalewski - red.] - napisał portal wspinanie.pl. Paweł Kopeć na Facebooku wyjaśnił kiedyś, dlaczego idzie w góry: „Od dziecka ciągnęło mnie w te rejony. Góry zawsze dawały mi spokój, spełnienie, były miejscem, gdzie mogłem pomyśleć, odpocząć oraz oderwać się od zgiełku miast. Po pierwszym w życiu wyjeździe w Himalaje, podczas którego zamierzaliśmy zdobyć szczyt Manaslu, zrozumiałem, że himalaizm i wspinanie zimowe jest tym, co chcę robić w życiu. Pomimo tego, że pierwsza próba była nieudana, nie zrezygnowałem… bo wiedziałem, że tam wrócę i stanę na szczycie…". Pogrzeb Pawła Kopcia odbędzie się 12 lipca o godz. 17 w kościele św. Jadwigi Królowej w Kielcach.

Redakcja

Zdjęcie profilowe: Marek Podmokły/Agencja Wyborcza.pl