Roma Kodłubaj

Roma Kodłubaj

Ur. 14.12.1955 Zm. 03.06.2019

Wspomnienie

Kochana Mamo, Po wieloletniej walce z różnymi problemami zdrowotnymi odeszłaś 3 czerwca 2019 do krainy wiecznej radości. Choć przez ostatnie siedem lat biłaś się z losem o każdy oddech, leżąc w łóżku – wytrwale do samego końca, to wszyscy będziemy pamiętać Ciebie sprzed wypadku. I taką chcemy Cię zawsze wspominać. Urodziłaś się w Oświęcimiu, w 1955 roku w grudniu, znaczy w połowie grudnia, w pierwszej połowie grudnia właściwie, dokładnie to czternastego grudnia. Nie da się powstrzymać od nawiązania do „Rejsu” Barei, bo to był przecież nasz film, oglądany wielokrotnie w Nowy Rok, całą rodziną. Przynosił nam – nie tylko wtedy, ale również w wielu innych sytuacjach – mnóstwo uśmiechu. U Ciebie, Mamusiu, czasami przywoływane przeze Kubę i tatę cytaty, niejednokrotnie doprowadzały do ataków śmiechu, którego kompletnie nie byłaś w stanie opanować. Tak więc pochodziłaś z Galicji, co dumnie przypominałaś przy okazji wszystkich Świąt Bożego Narodzenia, kiedy w domu dzięki Twoim rodzinnym przepisom i przywiązaniu do pochodzenia pojawiał się aromat zupy grzybowej, której nikt już nigdy takiej dobrej nie przygotuje. Wszak Twojemu gotowaniu nie potrafimy dorównać… W wieku 7 lat wraz ze swoimi rodzicami i siostrą przeniosłaś się do Puław, gdzie Twój tata był jednym z dżentelmenów otwierających wówczas Zakłady Azotowe. Tutaj też uczęszczałaś do szkoły, w której poznałaś Teresę, swoją największą przyjaciółkę i wiele innych koleżanek i kolegów ze szkolnych ławek, z którymi przyjaźń trwa na zawsze. Choć lata Twojej podstawówki są dla nas raczej owiane tajemnicą, to liceum dostarczyło wielu opowieści. I LO im. A.J. ks. Czartoryskiego kończyłaś w klasie 4f, eksperymentalnej klasie stworzonej z wybitnych uczniów, ale też wspaniałych towarzyszy wycieczek szkolnych, rajdów, a wiele lat później również zlotów absolwentów Czartorycha. Uwielbiałaś się z nimi spotykać przy każdej okazji, nie tylko podczas kolejnych jubileuszów matury. Np. kiedy wiedziałaś, że któryś z kolegów bądź któraś z koleżanek mieszkających na stałe za granicą jest w okolicy, od razu organizowałaś mecz na Waszym „Wembley” na puławskich Błoniach czy inne spotkanie towarzyskie. 4f o Tobie też pamięta, bardzo... Po maturze otworzył się nowy rozdział Twojego życia – kolejna przeprowadzka, tym razem na studia do Warszawy. Wybrałaś inżynierię ochrony środowiska, ale to nie kierunek czy wydział chcemy teraz wyróżnić – do tego jeszcze wrócimy w późniejszych słowach. Zamieszkałaś w akademiku PW Babilon na Ochocie, gdzie los splótł Cię z pewnym czarującym jegomościem ze Świdnika, czyli naszym tatą. Zakochaliście się w sobie na amen i miłość ta pozostała w Waszych sercach, zgodnie z przysięgą, dopóki śmierć Was nie rozłączyła. Znajdując czas z jednej strony na randki z Andrzejkiem (jak mówił o tacie Twój tata Rudek), z drugiej na granie do rana w brydża z nim, Teresą i Januszem czy na inne całonocne studenckie imprezy, nigdy nie miałaś problemów z bardzo dobrymi, jeśli nie celującymi ocenami na uczelni. Studiowałaś pilnie i zgodnie z dewizą dziadka Rudka, którą Kasi i Kubie wpoiłaś do głowy na całe życie, a mianowicie: „Przygotuj się na 5, jak o czymś zapomnisz, będzie 4, a jak nie trafisz w pytania, to zaliczysz na 3.” Oczywiście Ty pamiętałaś o wszystkim, co ważne, a pytania zawsze Ci pasowały. Dyplom magistra inżyniera ochrony środowiska zdałaś śpiewająco i w końcu mogłaś rozpocząć kolejny ważny rozdział swojego życia. W lata 80., które w naszym kraju stały się ikoną skutecznej walki o demokrację, weszłaś w butach żony i matki – dla Ciebie upłynęły one pod szyldem budowania rodziny. Jeszcze 4 dni przed Twoim odejściem obchodziliśmy Waszą 39. rocznicę ślubu – łatwo to policzyć od roku 1980. Niemal dokładnie rok po weselu na świecie pojawiła się Twoja kochana córeczka Kasia. W szalonych latach przepychanek „Solidarności” z komuną, przez które również Twój szwagier był internowany, aż w końcu wraz z Beatą, Twoją rodzoną siostrą, otrzymali wilcze bilety do RFN, często byłaś bardzo osamotniona i ta mała dzidzia była Twoim oczkiem w głowie. Tata wspierał Cię, jak mógł, ale często po lepsze zarobki wyjeżdżał wówczas za granicę. Ty jednak dzielnie wychowywałaś malutką Kasieńkę, a 8 lat po niej doczekałaś się Kuby ryżego grubaska (jak udało Ci się urodzić potwora ważącego ponad 4kg!), który właśnie opisuje Twoje barwne życie swoimi słowami. Z dwójką dzieci i mężem czyli pełną swoją rodziną weszłaś w burzliwe lata 90. Choć od czynnej polityki stroniłaś i nigdy nie myślałaś o takiej karierze, to interesowałaś się nią, czytając codziennie nomen omen „Politykę” czy nowopowstałą „Wyborczą”, która przecież dzień po Twoim odejściu świętowała 30-lecie. Będąc prawdziwą patriotką chodziłaś na wszystkie wybory, zabierając ze sobą dzieci – to zawsze było w naszym domu rodzinne święto – i my tę ciągłość głosowań obiecujemy kontynuować. Dla Ciebie każda zmiana na szczeblu państwowym i samorządowym miała także duże znaczenie zawodowe, w końcu stałaś na czele Wydziału Ochrony Środowiska puławskiego Urzędu Miasta przez wiele lat. Twoje koleżanki i koledzy z magistratu również oddają Ci honory. A skoro już o honorach mowa, to dla tego miasta i jego otoczenia zrobiłaś prawie w pojedynkę wiele więcej niż niejeden ekologiczny NGOs: koordynowałaś akcje powodziowe jak np. wzmacnianie wałów, uczestniczyłaś w sadzeniu lasów (na które też niejednokrotnie zabierałaś Kubę), zatrzymywałaś ruch uliczny, żeby w Europejski Dzień Bez Samochodu promować jazdę na rowerze (sama często w sezonie wiosenno-letnim wybierałaś dwa kółka zamiast auta na dojazd do pracy) i – choć zawsze prosiłaś, byśmy z tego wielkiego sukcesu nigdy nie robili – nauczyłaś puławian segregować odpady, zanim to było modne czy nakazane przez prawo krajowe. Za swoje niekwestionowane zasługi byłaś zresztą odznaczona przez samego Ministra Środowiska. Brawo Mamo, dla miasta Puławy odwaliłaś naprawdę kawał dobrej roboty! Jak wiemy, nie samą pracą i rodziną człowiek żyje, dlatego nigdy nie zapominałaś o swoich przyjaciołach. W kamiennym kręgu razem z naszymi przyszywanymi wujkami i ciociami, bawiłaś się na parkietach w naszym domu lub w ich mieszkaniach. Wspólnie jeździliśmy na różne wakacje – nad Bałtyk, na narty, na Mazury… to z Tobą właśnie byłem pierwszy raz w życiu na żaglach! Kochałaś spacery po plaży, uwielbiałaś oddech pełną piersią po zjazdach ze stoków w polskich górach i Alpach, chętnie wybierałaś liny i odrabiałaś wachty na pokładach czarterowanych przez nas żaglówek. Teraz jesteś już w jakimś innym wymiarze, bawiąc się na niebiańskim parkiecie ze swoimi rodzicami i przyjaciółmi, których pożegnaliśmy wcześniej. Już nie musisz być o 7 rano w urzędzie, wiatr zawsze wieje Ci w żagle, a na rajskich zaśnieżonych stokach nigdy nie będziesz się już musiała martwić o muldy czy brak „sztruksu”, bo na pstryknięcie palcami zmienią się na Twoje życzenie w ulubione niebieskie, szerokie nartostrady. Na koniec pozwolę sobie na parafrazę słów Antoine’a de Saint-Exupery’ego z Twojej ulubionej książki, czyli „Małego Księcia”: Kiedy będziemy patrzeć nocą w niebo, będzie nam się wydawało, że wszystkie gwiazdy śmieją się do nas, ponieważ to Ty będziesz uśmiechać się na jednej z nich. Żegnaj, Mamo.

Rodzina i Przyjaciele