Charlie Watts

Charlie Watts

Ur. 02.06.1941 Zm. 24.08.2021

Wspomnienie

Perkusista The Rolling Stones był niezastąpionym silnikiem rockowej grupy wszechczasów. I prawdziwym dżentelmenem w tym łobuzerskim zespole. A w świecie muzyki rozrywkowej - człowiekiem-instytucją. Charlie Watts, który na początku czerwca 2021 roku obchodził 80. urodziny, niedługo potem przeszedł operację. Zabieg się udał, ale mimo to na początku sierpnia perkusista, po raz pierwszy od 58 lat, musiał zrezygnować z udziału w koncertach The Rolling Stones w ramach amerykańskiej części trasy „No Filter Tour”. „To nie jest dla mnie najlepszy czas – napisał w oświadczeniu. – Pracuję nad tym, by w pełni dojść do siebie, ale słucham ekspertów, którzy przewidują, że to trochę potrwa. Po tym, co nasi fani wycierpieli w czasie pandemii, nie chcę ich rozczarować kolejnym opóźnieniem trasy. Dlatego poprosiłem mojego przyjaciela Steve'a Jordana, by mnie zastąpił." 24. sierpnia 2021 roku po południu agent muzyka Bernard Doherty poinformował, że Charlie Watts nie żyje. - „Zmarł spokojnie w londyńskim szpitalu w otoczeniu swojej rodziny" - oświadczył agent. Dodał, że Watts był „ukochanym mężem, ojcem i dziadkiem” oraz „jednym z największych perkusistów swojego pokolenia”. Charlie Watts grał z The Rolling Stones od 1963 roku, dołączył do zespołu rok po jego założeniu przez Micka Jaggera, Keitha Richardsa i zmarłego w 1969 roku Briana Jonesa. Watts pochodził z Londynu, w dzieciństwie mieszkał w Wembley, później w Kingsbury. Pierwszy zestaw perkusyjny kupili mu rodzice, kiedy miał 14 lat. Ale był też utalentowany plastycznie - z wykształcenia był grafikiem, studiował w londyńskiej Harrow Art School (co później wykorzystywał w projektach dla zespołu, choćby oprawy scenicznej koncertów). W dorosłe życie wchodził, jako dobrze zapowiadający się pracownik agencji reklamowej Charlie Daniels Studios, jednak szybko upomniała się o niego muzyka - w osobie Alexisa Kornera, pioniera brytyjskiego bluesa. Watts grał w jego Blues Incorporated, ale też w zespole Arta Wooda (brata Ronniego, późniejszego Stonesa), kiedy ledwie raczkujący zespół The Rolling Stones złożył mu propozycję nie do odrzucenia. Nie przyjął jej od razu, bojąc się ryzykować skromne, acz regularne dochody na rzecz przygody z grupą, która „ma w sobie to coś, ale zapewne nigdy nie zarobi ani pensa”. W końcu jednak Stonesem został. I stał się opoką grupy, niezbędnym ogniwem, które publiczność podczas koncertów zawsze witała najdłużej i najgłośniej. I jeśli Keith i Mick nie wysadzili w powietrze tej rockandrollowej machiny, to tylko dlatego, że gorące głowy studził flegmatyczny, dobrze wychowany Charlie Watts. Środkami adekwatnymi do sytuacji. Jak – według jednej z anegdot - podczas trasy w połowie lat 80. Był środek nocy, hotel. Wattsa budzi dzwonek telefonu. „Gdzie jest mój perkusista?” – pyta nie do końca trzeźwy Mick. Charlie odkłada słuchawkę. Wstaje, idzie do łazienki, goli się, ubiera: koszula, garnitur, krawat, lakierki. Udaje się do pokoju Jaggera. Puka. Kiedy Mick otwiera, Charlie wali go pięścią w nos i wyjaśnia: „Nigdy więcej nie nazywaj mnie twoim perkusistą. To ty jesteś moim pieprzonym wokalistą!". Ta anegdota doskonale portretuje rolę Charliego Wattsa w zespole. Mick i Keith mogli sobie harcować do woli, ale to właśnie mocny cios kryjącego się na drugim planie dandysa trzymał to wszystko w ryzach. Watts był sercem, które pompowało energię w ich piosenki. W odróżnieniu od większości rockmanów nie grał za dużo, nie popisywał się, nie zasłaniał zestawem złożonym z kilkunastu czy kilkudziesięciu elementów – za to swingował jak nie rockman. Właśnie jazz był jego pierwszą muzyczną miłością. Uwielbiał Charliego Parkera (zadedykował mu jeden ze swoich solowych projektów), kolekcjonował płyty jazzowe. Nigdy jazzu nie porzucił na dobre, grywał go po godzinach w różnych składach. – Wciąż żyję w czasach, kiedy przez Atlantyk płynęło się statkiem parowym – przyznał w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” przy okazji koncertu na Stadionie Śląskim w 1998 r. – Żyję w świecie rockandrollowym, ale robię to na swój sposób. Tak naprawdę rock'n'roll specjalnie mnie nie interesuje. Nie słucham współczesnej muzyki. Niewspółczesne, a już na pewno nierockandrollowe, wiódł życie. W grupie, która wytyczała nowe trendy modowe, pozostał konserwatystą – stroniącym od ekstrawagancji, zawsze nienagannie ubranym. Ożenił się, zanim odniósł wielki sukces i pozostał wierny swojej ukochanej Shirley do końca. Łączyło ich też szczególne hobby: hodowla koni arabskich. Przez lata państwo Watts przyjeżdżali na doroczną aukcję do stadniny w Janowie Podlaskim.

Jarek Szubrycht

Zdjęcie profilowe: Jakub Porzycki / Agencja Gazeta