Jan Pęczek

Jan Pęczek

Ur. 1950 Zm. 27.07.2021

Wspomnienie

Aktor, który od 2007 do 2021 roku wcielał się w pasjonata samochodów Zenka Grzelaka w serialu telewizyjnym „Barwy szczęścia”. Jan Pęczek pochodził z Makowa Podhalańskiego. Krakowską Państwową Wyższą Szkołę Teatralną skończył w 1974 roku. Większe role grał w teatrach w Grudziądzu (Artur w „Tangu” w 1975 r.), w Olsztynie (Andrzej Prozorow w „Trzech siostrach” w 1976 r., AA w „Emigrantach” w 1979 r.) i w Teatrze Popularnym w Warszawie (Lowa w „Kronice wypadków miłosnych” w 1981 r.). Od 1982 roku grał w Teatrze Współczesnym. Był tam m.in. Guzmanem w „Don Juanie” (1981), Iwanem Warionuchą w „Mistrzu i Małgorzacie” (1987), Fryzjerem w „Bambini di Praga” (2001) i Strażakiem w „Psim sercu” (2017). W Teatrze Telewizji pokazał się, jako Candy w „Długim pożegnaniu” (1983) według Raymonda Chandlera. W latach 80. Jan Pęczek był w opozycji antykomunistycznej, działał w organizacji zajmującej się drukiem „Tygodnika Mazowsze” i książek drugiego obiegu. W jego mieszkaniu była m.in. przechowalnia powielaczy, oraz skrzynka na matryce czasopisma. Od 2007 roku grał w serialu obyczajowym „Barwy szczęścia” – wcielał się tam w postać Zenona Grzelaka, taksówkarza i mechanika samochodowego. W serialu „Oficer” (2004) zagrał ojca Borysa Szyca, mignął też w „Zmiennikach” (1986) Stanisława Barei, w „Pograniczu w ogniu” (1991) Andrzeja Konica oraz „Kryminalnych” (2008) Ryszarda Zatorskiego i Piotra Wereśniaka. Epizody zagrał poza tym w „Lawie” (1989) Tadeusza Konwickiego oraz w „Powidokach” (2016) Andrzeja Wajdy. Powodem śmierci Jana Pęczka był nowotwór szpiku kostnego, z któ®ym aktor zmagał się od dłuższego czasu. - Był osobą spolegliwą, w prawdziwym znaczeniu tego słowa, można było na nim polegać i jednocześnie ufać, zarówno, jako człowiekowi jak i artyście. - napisał o Janie Pęczku Maciej Englert, dyrektor Teatru Współczesnego. - Skromny, lojalny i ciepły, mimo swojej hardej i dumnej „góralskiej duszy”. Zaangażowałem go w stanie wojennym. Działał aktywnie w opozycji i uciekając z jakiegoś „kotła”, złamał pechowo nogę w kostce, która nie bardzo się chciała zrosnąć, ale rwał się do grania, choć każdy krok sprawiał mu ból, mało kto o tym wiedział, nie rozczulał się nad sobą.

Jacek Szczerba

Zdjęcie profilowe: Tricolors/East News