Wielki polski bajkopisarz. Bez niego nie byłoby Kaczki-Dziwaczki, Pchły Szachrajki, Pana Kleksa i jego Akademii oraz wielu innych historii. Naprawdę nazywał się Jan Lesman. Pseudonim Brzechwa wymyślił jego stryjeczny brat - Bolesław Leśmian, który podobno nie chciał, aby w rodzinie było dwóch poetów podpisujących się zbliżonym w brzmieniu nazwiskiem. Przyszły autor „Akademii Pana Kleksa” urodził się na Podolu, jego ojciec był inżynierem, matka - nauczycielką francuskiego. Wychowywał się w Rosji - w Petersburgu i Kazaniu. Tam opublikował swoje pierwsze wiersze. W 1918 r. przerwał studia prawnicze, aby na ochotnika wstąpić do wojska i wziąć udział w odsieczy Lwowa oraz w wojnie 1920 roku z bolszewikami. Dostał za to Medal Niepodległości. Po powrocie do Warszawy dokończył studia i został adwokatem. Specjalizował się w prawie autorskim. Zawsze chciał być poetą piszącym „dla dorosłych”, ale jego wczesne wiersze z okresu międzywojennego cieszyły się zaledwie umiarkowanym powodzeniem. Sukcesy odnosił tylko, jako autor tekstów kabaretowych (pisanych pod pseudonimem Szer-Szeń) oraz specjalistycznych tekstów prawniczych. Przełom w jego karierze nadszedł podczas deszczowych wakacji 1938 roku w Zaleszczykach, kiedy zaimprowizował kilka żartobliwych wierszyków w obecności rodziny znanego wydawcy Mortkowicza. Efektem była natychmiastowa umowa na ich wydanie, a także pierwsza pochwała z ust najsurowszego krytyka, jakim dla Brzechwy był Bolesław Leśmian. „Cóż, zawsze lepiej być pierwszym bajkopisarzem, niż utonąć w tłumie poetów” – twierdził później Brzechwa. Już od wydania właśnie w 1938 roku zbioru „Tańcowała igła z nitką”, jego pełne humoru, pozbawione dydaktyki utwory weszły na stałe do kanonu lektur dla najmłodszych. Chociaż pisał tak, aby jego wiersze mógł z przyjemnością czytać też dorosły. Jak sam wyjaśniał, wcale nie tworzył dla dzieci, tylko dla ich „młodych i ładnych matek”. W czasie niemieckiej okupacji Jan Brzechwa pisał do szuflady, m.in. „Akademię Pana Kleksa” i „Trupę Pana Dropsa”. W końcu polubił swoje wcielenie Brzechwy-bajkopisarza na tyle, że pozostał mu wierny również po wojnie. Pod koniec lat 50. (od 1957 r. do śmierci poeta mieszkał na Mokotowie w domu przy ul. Opoczyńskiej 5) „przeżyć lirycznych” dostarczało mu już jednak co innego: zamiłowanie do wysokocholesterolowej diety (twierdził, że nie lubi jeść, tylko ucztować), które jednak zaowocowało poważną chorobą serca. Pisarza zafascynował wtedy temat śmierci, co widać w jego późnej liryce, m.in. w tomiku „Opowiadań drastycznych” i w ostatnim tomie trylogii o panu Kleksie zatytułowanym „Tryumf”. Występuje tam szalony dozorca Weronik, który „zdziwaczał po śmierci żony”. Sam Brzechwa mówił, że Weronik to karykatura żony Janiny - co współbrzmi z wymową jego późnych wierszy, w których częstym motywem jest przygotowywanie ukochanej na własną śmierć. Chociaż Jan Brzechwa stronił od polityki, kilka razy wpadł w jej sidła. W latach 50. partyjnym decydentom nie podobały się patriotyczne utwory z wydanego przed wojną tomu „Imię wielkości”, w których sławił Piłsudskiego. Cenzorzy nawet w jego utworach dziecięcych tropili aluzje niewygodne dla władzy ludowej, np. pod koniec lat 50. nie dopuścili do druku wiersza „Szóstka oszustka”, dopatrując się w nim krytyki planu sześcioletniego. Po 1989 roku wypominano Brzechwie kilka utworów socrealistycznych, m.in. „Strofy o planie sześcioletnim”, krytykowane zresztą przez znawców literatury za „niedostatek przeżycia lirycznego”.