Jeden z najznakomitszych i najważniejszych fotografów w dziejach tego medium, fotograf, który swoją pracą bez wątpienia zasłużył na miano „największego fotoreportera wojennego świata". Jego zdjęcia – głównie z Hiszpanii i Normandii – stały się symbolami wojen XX wieku. Naprawdę nazywał się Endre Ernö Friedmann i urodził się w Budapeszcie w rodzinie węgierskich Żydów. Kiedy miał 17 lat, po tym, jak został przyłapany na kontaktach z miejscowymi komunistami, musiał emigrować przed represjami. Uciekł do Berlina, gdzie studiował nauki polityczne w Deutsche Hochschule Für Politik. Chciał być dziennikarzem, ale ponieważ słabo znał niemiecki i nie radził sobie z pisaniem w tym języku, zainteresował się fotografią prasową. Fachu uczył się najpierw w wydawnictwie Ullstein, później – od 1932 roku - w agencji fotograficznej Dephot. Już jesienią 1932 roku dostał pierwsze zlecenie: sfotografował Lwa Trockiego, wygłaszającego wykład w Kopenhadze. Po dojściu Hitlera do władzy w 1933 roku Friedmann jeszcze raz emigrował – tym razem do Francji. Krótko potem poznał tam m.in. Polaka Dawida Szymina - znanego jako David „Chim” Seymour – oraz francuskiego fotografa Henri Cartier-Bressona. Tam też spotkał miłość swojego życia - emigrantkę z Lipska o polskich korzeniach Gertę Pohorylle, która stała się też jego partnerką w pracy. Para latem 1936 roku wyjechała na wojnę do Hiszpanii. To tam oboje zmienili nazwiska: Gerta Pohorylle stała się Gredą Taro, a Endre Friedmann - Robertem Capą. Już kilka tygodni później – 5. września 1936 roku - Capa zrobił jedną ze swoich najsłynniejszych fotografii – obraz „Hiszpańskiego republikanina”, znany również jako „Padający żołnierz". Dla wielu historyków i krytyków sztuki jest on uniwersalnym i symbolicznym przedstawieniem ofiar nie tylko tamtej wojny, ale wojen w ogóle, czasami porównywany nawet do „Guernici” Pabla Picassa. Po raz pierwszy ta fotografia została opublikowana w magazynie „Vu" 23 września 1936r. Potem zamieszczały ją m.in. „Paris-Soir", „Regards", „Life". W grudniu 1938r. angielski magazyn „Picture Post" poświęcił 26. „hiszpańskim" zdjęciom Capy kilkanaście stron, przy okazji nazywając ich autora „największym fotoreporterem wojennym świata". Jednak wobec tej fotografii, niemal natychmiast po jej upublicznieniu, padały podejrzenia o to, że nie przedstawia ona wcale żołnierza śmiertelnie ugodzonego kulą na polu walki, a jedynie „żołnierza, który pada", a cała scena została zaaranżowana. Sam Capa miał podawać różne wersje powstania tego zdjęcia. W jednej z nich republikańscy żołnierze zbiegali na rozkaz przełożonego, który miał ulec prośbom reporterów, narzekających, że „nie mają co fotografować”. Sławę Capy - „największego fotoreportera wojennego świata” podtrzymały też fotografie wykonane w 4. czerwca 1944 roku w czasie lądowania wojsk alianckich w Normandii. Na jednym z nielicznych ocalałych kadrów, utrwalonych tamtego dnia przez Capę – ale prawdopodobnie najczęściej rozpowszechnianym – widać amerykańskiego żołnierza brodzącego po szyję w wodach kanału La Manche. W pełnym ekwipunku – z bronią w ręku, hełmem na głowie i plecakiem na ramionach – kieruje się w stronę plaży. Wykonane w śmiertelnie trudnych warunkach pola walki zdjęcie jest nieostre, dlatego trudno jednoznacznie wyczytać z wyrazu twarzy żołnierza, czy maluje się na niej więcej determinacji, aby dotrzeć na ląd, czy też lęku przed tym, co go czeka na brzegu. W tle na powierzchni kanału unoszą się niezidentyfikowane przedmioty, być może jest to wyposażenie kolegów wojaka, którzy do plaży już nie dotrą, zatrzymani przez nieprzyjacielskie kule. W dalszym planie majaczą zapory przeciwdesantowe, złowieszczo wychylające swoje głowy z wody. Magazyn „Life” opublikował fotografie Capy z Normandii na siedmiu stronach wydania z 19 czerwca 1944r. Towarzyszyła im adnotacja, że zdjęcia zamieszczone w numerze „wykonał fotoreporter gazety, który wziął udział w walkach razem z pierwszymi oddziałami desantowymi”. Mimo upływu lat fotografie Capy z lądowania w Normandii pozostają nadal niezwykle sugestywne. I to do tego stopnia, że kilkadziesiąt lat po ich zrobieniu stały się inspiracją dla polskiego operatora Janusza Kamińskiego przy pracy nad scenami desantu wojsk amerykańskich, przedstawionymi w oscarowym hicie Stevena Spielberga „Szeregowiec Ryan" z 1998 r. W 1947 roku Robert Capa, m.in. z Chimem i Henri Cartier-Bressonem, założył agencję Magnum – do dziś najbardziej prestiżową w światku fotograficznym agencję. Poza konfliktem w Hiszpanii i II wojną światową, Capa dokumentował też japońską inwazję na Chiny (1938), powstanie państwa Izrael (1948), wojnę w Indochinach (1954). Zginął podczas tej ostatniej wyprawy – fotografując żołnierzy wszedł na minę. Robert Capa pozostaje jednym z najznakomitszych i najważniejszych fotografów w dziejach tego medium, fotografem, który – nawet biorąc pod uwagę kontrowersje narosłe wokół „Padającego żołnierza” – bez wątpienia zasłużył na miano „największego fotoreportera wojennego świata".