Komendant Żydowskiej Organizacji Bojowej i dowódca powstania w getcie warszawskim. Mordechaj Anielewicz urodził się w ubogiej rodzinie w Wyszkowie, wychował na warszawskim Powiślu, gdzie po przeprowadzce do stolicy jego rodzice mieli sklep przy ul. Tamka. Handlowali rybami, którym mały Mordechaj miał malować skrzela na czerwono, żeby wyglądały świeżo. W 1933 r. ukończył siedmioklasową szkołę powszechną Tarbutu z wykładowym językiem hebrajskim. Później uczył się w prywatnym Gimnazjum Męskim La-Or na Nalewkach. W tym czasie zaczął działać syjonistycznej organizacji harcerskiej Haszomer Hacair, m.in. organizującej samoobronę przeciw antysemickim atakom ONR. Został nawet członkiem komendy naczelnej związku. Maturę zdał w 1938 roku. Po wybuchu II wojny światowej najpierw próbował się przedostać przez Rumunię do Palestyny, a kiedy ta sztuka mu się nie udała, wrócił do Warszawy. Związał się z ruchem oporu, został redaktorem pisma „Pod prąd”. W warszawskim getcie znalazł się w 1942 roku. Jeszcze w tym samym roku został komendantem Żydowskiej Organizacji Bojowej, a kiedy ŻOB rozpoczęła współpracę z Armią Krajową i weszła w skład jej struktur, Anielewicz dostał awand do stopnia majora. Na wieść o planowanej przez nazistów likwidacji getta, dowództwo ŻOB-u podjęło decyzję o wybuchu powstania. Na czele zrywu stanął właśnie Mordechaj Anielewicz. „Był ambitny, dynamiczny, młody, odważny. Może nie zawsze miewał trafny osąd, ale był świetnym dowódcą” – tak Anielewicza wspominał jego zastępca Marek Edelman w książce „Strażnik. Marek Edelman opowiada” (Znak, 1999). W nocy z 18 na 19 kwietnia 1943 roku do kwatery ŻOB-u trafiła wiadomość, że Niemcy zaczynają otaczać warszawskie getto. Kiedy świtem wkroczyli do getta, bojowcy ŻOB-u zaatakowali ich z pistoletami, granatami, butelkami zapalającymi i karabinami w dłoniach. Dowódca powstania Mordechaj Anielewicz przesłał na aryjską stronę list: „Stało się coś, co przerosło wszelkie nasze marzenia. Niemcy dwukrotnie uciekli z getta. Jeden nasz oddział wytrzymał w walce 40 minut, a drugi - ponad sześć godzin. (...) Najważniejsze marzenie mego życia spełniło się: dane mi było zobaczyć żydowską obronę w getcie - w całej jej wielkości i chwale.” Niestety, odizolowani od reszty miasta powstańcy nie mogli liczyć na pomoc z zewnątrz. Ich opór został złamany po trzech tygodniach, a Mordechaj Anielewicz zginął w otoczonym przez Niemców bunkrze przy Miłej 18. W lipcu 1944 roku Komenda Główna AK nadała Anielewiczowi Krzyż Walecznych. Po wojnie w miejscu bunkra usypano kopiec, a jedną z ulic na warszawskim Muranowie – w pobliżu Miłej – nazwano imieniem Mordechaja Anielewicza.