Jonasz Kofta

Jonasz Kofta

Ur. 28.11.1942 Zm. 19.04.1988

Wspomnienie

Satyryk, dramaturg, piosenkarz, ale przede wszystkim poeta - autor niezapomnianych tekstów piosenek. „Pamiętajcie o ogrodach”, „Śpiewać każdy może”, „Do łezki łezka" - to najsłynniejsze z nich. Urodził się, jako Janusz Kaftal w Mizoczu na Wołyniu, gdzie jego rodzice – Mieczysław i Maria – znaleźli się, uciekając z Warszawy przed Niemcami. Jeszcze w czasie wojny zmienili nazwisko. O tym, że po ojcu jest Żydem, dowiedział się, mając 17 lat. Odtąd zaczął szukać swych semickich korzeni, upierając się, że dopóki w Polsce będzie żył choćby jeden antysemita, dopóty on będzie mówił, że jest Żydem. Po wojnie mieszkał we Wrocławiu (gdzie ojciec zakładał rozgłośnię Polskiego Radia), Katowicach (gdzie ojciec pracował w miejscowym radiu), Łodzi i Poznaniu (gdzie matka – germanistka – uczyła niemieckiego na uniwersytetach). W tym ostatnim mieście Jonasz Kofta ukończył liceum plastyczne, po maturze zdał egzaminy na wydział malarstwa stołecznej Akademii Sztuk Pięknych i wyjechał do Warszawy. Na uczelni malował abstrakcje w tonacji czarno-złotej, ale dość szybko pędzel zamienił na pióro. W 1962 roku - razem z Janem Pietrzakiem i Adamem Kreczmarem - założył studencki kabaret Hybrydy, który sześć lat później przekształcił się w Kabaret pod Egidą. Pietrzak długo powtarzał, że najpierw musiał mocno namawiać Koftę na występowanie, a później trudno mu go było przepędzić ze sceny. Kiedy Jonasz Kofta miał już dość utarczek z cenzurą, zaczął pisać poetyckie teksty piosenek wykonywane przez ówczesne gwiazdy estrady, m.in. Marylę Rodowicz, Bogusława Meca, Macieja Kossowskiego, Hannę Banaszak. Na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu nagradzano go osiem razy. Pisać poezje potrafił wszędzie, nawet w kawiarni na serwetkach. Długowłosy, o rozmarzonym spojrzeniu, lubił brylować w towarzystwie, słynął z erudycji - kolegom objaśniał znaczenie słów, których nie rozumieli. Bywał nostalgiczny ( Od tygodnia leje w tym mieście,/ ścieka wilgoć po sercu i palcie,/ z autobusu spłakanego deszczem/liczę gwiazdy na mokrym asfalcie), zakochany ( Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt/ Bo tego nie wiesz nawet sama Ty/ W tańczących wokół ciemnych lustrach dni/ Rozbłyska twój złoty śmiech/ Przerwany w pół czuły gest/ W pamięci składam wciąż/ Pasjans z samych serc), czasem chciał słuchaczom przemówić do rozsądku (Pamiętajcie o ogrodach/ Przecież stamtąd przyszliście/ W żar epoki użyczą wam chłodu/ Tylko drzewa, tylko liście), a czasem tylko namawiał do aktywności (Jak dobrze wstać/ Skoro świt/ Jutrzenki blask/ Duszkiem pić/ Nim w górze tam/ Skowronek zacznie tryl/ Jak dobrze wcześnie wstać/ Dla tych chwil), choć sam znany był z tego, że długo spał. Na pewno miał poczucie humoru ( Śpiewać każdy może/ Trochę lepiej lub trochę gorzej/ Ale nie o to chodzi/ Jak co komu wychodzi), i lekką rękę do przebojów ( To była blondynka/ Ten kolor włosów tak zwą/ Sprawiła że miałem/ Wakacje koloru blond). Jonasz Kofta przez lata był związany z III Programem Polskiego Radia – ze Stefanem Friedmannem współtworzył tam cykle „Dialogi na cztery nogi” i „Fachowcy”. Tworzył też utwory dramaturgiczne („Wątroba faraona”, „Wojna chłopska”), rewiowe, libretta do musicali („Oko. Gra dla młodych”, „Kompot”, „Wielki świat”, „W zielonozłotym Singapurze”). Pracował dla „Szpilek”, „Radaru”, „Płomyka”, i „ITD”. Z jego działań filmowych najistotniejszy okazał się scenariusz telewizyjnego filmu Feriduna Erola „Zawodowcy” (1975), o brygadzie budowlanej, która zaprzyjaźnia się z młodym artystą malarzem. Sam zagrał w horrorze „Lubię nietoperze" (1985) Grzegorza Warchoła. Długo zmagał się z chorobą nowotworową, z czego też starał się żartować („Mówią podobno, że mam raka, a nie chodzę tyłem”). To ona przyczyniła się do jego śmierci.

Redakcja

Zdjęcie profilowe: Tadeusz Rolke / Agencja Gazeta