Minęły dwa miesiące od śmierci Pawła. Potrzebowałem tego czasu. Potrzebowałem, aby się otrząsnąć, spróbować zrozumieć, ochłonąć. Pawełek, bo tak Go potocznie nazywaliśmy, umarł w szpitalu covidowym we Wrocławiu po 25 dniach od przewiezienia do szpitala, już w stanie ciężkim. Nie pomogły wszystkie, możliwe zastosowania leków i urządzeń. Śmierć tym razem wygrała. Pawełek był moim Przyjacielem o lat dziecinnych. Jego Rodzice mieszkali na Biskupinie, moi na Dąbiu i znali się już przed urodzeniem się Pawła w dniu 6.09.1949. Moje najwcześniejsze wspomnienia dotyczą początku lat 1950. Były to wspólne zabawy na nadodrzańskich łąkach pod czujną opieką raz jednej, raz drugiej, matki. Letnie pobyty zawsze z kanapkami i piciem, a zabawy, jak to u dzieci, a to w wojsko, a to w Indian, w podchody i inne gry terenowe. Ten czas zbliżył nas do siebie, zwłaszcza, że Pawełek był jedynakiem, a ja miałem młodszego brata. Lata biegły. Odra była też, zwłaszcza zimą całkowicie zamarznięta, terenem naszych zabaw na łyżwach i sankach. Już znacznie później, zmotoryzowani na motorowerach, jeździliśmy na sudeckie wycieczki, w latach 1970 zrealizowaliśmy motocyklową wycieczkę do Bułgarii. Ale to była przygoda! W późnych latach 1970. Pawełek przyjeżdżał na swoim motorze do mnie w teren, gdzie prowadziłem prace geologiczne w Górach Złotych, w Krowiarkach i pomagał mi w najtrudniejszym, w kopaniu wkopów badawczych. Była to bardzo ciężka, ale i konieczna praca. Pod koniec lat gierkowskich Pawełek kupił swój pierwszy samochód Fiata 126p na tzw. przedpłaty. W 1978 r obronił pracę doktorską na Politechnice Wrocławskiej, gdzie na Wydziale Mechanicznym rozpoczął pracę zaraz po studiach. W tym samy roku w towarzystwie 3 przyjaciół wyprawiliśmy się do Azji. Była to wyprawa poza dzisiaj popularnymi szlakami turystycznymi. Biegła przez Moskwę, Baku, statkiem przez Morze Kaspijskie, potem w poprzek całego Iranu (autobusem) do granicy z Beludżystanem w Pakistanie (pociągiem) do Lahore i do indyjskiego Amritsaru. A później wędrówka po Indiach od Delhi na północy po Przylądek Komorin na południowym cyplu Dekanu. A powrót przez Afganistan, jeszcze pod władzą komunistów, przez północny Iran – już w czasie rewolucji przeciw szachowi aż do ówczesnego Bander Pahlavi, w którym czekał nas radziecki statek. Jak by to nie zabrzmiało tu dopiero poczuliśmy się bezpieczni. Pawełek złapał bakcyla podróży i przygody. W ciągu następnych wielu lat odbył prawdziwe wyprawy do najdalszych zakątków Azji, potem także do Ameryki Południowej i Afryki. Był prawdziwym globtroterem. W międzyczasie skończył pracę na Politechnice i razem z grupą przyjaciół założył prywatną firmę specjalizującą się z czasem w projektowaniu i wykonawstwie instalacji wodnych różnego typu. Wystarczy wspomnieć remont generalny Wrocławskich Zakładów Kąpielowych i ich największe osiągnięcie – skomplikowana instalacja wodna i oczyszczająca w Afrykarium wrocławskiego ZOO. Tak więc życie Pawełka dzieliło się między pełną sukcesów pracę zawodową i pasję turystyczną. W lutym 2020 urodziła Mu się wnuczka Emilka. Niedługo się nią cieszył. Zostały tylko fotografie. Ostatni raz widziałem się z nim na początku lipca zeszłego roku. Nic nie wskazywało… Paweł był człowiekiem szczególnym. Miał On bowiem cechę rzadką, potrafił trafić do nas, pomimo naszych różnych osobistych doświadczeń, sytuacji życiowych, problemów. Po prostu był, istniał. Nigdy się nie narzucał, nie radził, nie mądrzył się, nie wiedział lepiej... Był Przyjacielem i tak był przez nas odczuwany. Tym bardziej będzie nam Go brakowało...