Kazimierz Kocowski ps. „Grom”

Kazimierz Kocowski ps. „Grom”

Ur. 1933 Zm. 12.11.2020

Wspomnienie

Dzieciństwo spędził w Warszawie. W czasie powstania warszawskiego pomagał w budowaniu barykad. „Piątego dnia powstania cudem udało mi się przeżyć – czytamy we wspomnieniach por. Kazimierza Kocowskiego, ps. „Grom”, na stronie internetowej samorządu województwa świętokrzyskiego. – Chcieliśmy z kolegami zorganizować tzw. sztafetę – butelki napełnione benzyną mieliśmy użyć do ataku na czołgi niemieckie przejeżdżające przez ul. Towarową. Kolejno koledzy zajmowali bramy domów. Ja miałem być ostatnim w szeregu. Biegłem ulicą, nagle usłyszałem szum, krzyk i wybuch – sądzę, że był to pocisk z działa czołgowego, odłamki uderzyły mnie w głowę. Padłem i straciłem przytomność. Kiedy się ocknąłem, poczułem, że jestem na noszach. Usłyszałem głos kobiecy: »Leż spokojnie, jesteś ranny«. Donieśli mnie do jakiegoś polowego szpitala. Usłyszałem męski głos: »Dawać go na stół!«. Znowu straciłem przytomność. Usunięto odłamki, a głowę zszyto na okrętkę. Tam odnalazł mnie brat mojej mamy, który mnie stamtąd zabrał. Prawdopodobnie uratował mi życie, bo Wola wkrótce została opanowana przez Niemców, a wszyscy przebywający w szpitalach zostali zamordowani”. Po wojnie działał w podziemiu niepodległościowym na Dolnym Śląsku, był represjonowany przez władze komunistyczne. W połowie lat 50. zamieszkał w Ostrowcu Świętokrzyskim, gdzie pracował w hucie. Był aktywnym działaczem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, prezesem ostrowieckiego Koła im. majora Jana Piwnika „Ponurego”, sekretarzem zarządu okręgu w Kielcach. – Niezwykle szanowany i otwarty człowiek - podkreśla Teresa Piwnik, wiceprezeska zarządu okręgu ŚZŻAK i członkini zarządu ostrowieckiego koła. – Był dla nas autorytetem, świetnie potrafił zachęcić do działania, dosłownie wydawał rozkazy. Jego opinie liczyły się, dawał nam przykład. W ostatnich latach Kazimierz Kocowski zmagał się z ciężką chorobą. 1 listopada 2020 roku trafił do szpitala, jako zakażony również koronawirusem. Jego żona Eulalia apelowała za pośrednictwem mediów, że pilnie potrzebuje osocza. Niestety, nie udało się uratować mu życia.

Janusz Kędracki

Zdjęcie profilowe: archiwum rodzinne