Edmund Flisikowski

Edmund Flisikowski

Ur. 30.03.1931 Zm. 18.02.2021

Wspomnienie

Edmund Flisikowski na emeryturze został przewodnikiem po Trójmieście. To było jego ukochane miasto, w którym się urodził i żył. Dobrze pamiętał czasy II wojny światowej, choć był wtedy małym chłopcem. W 1939 roku miał zaledwie siedem lat. Jak wspominał, życie Polaków nie było wtedy łatwe. Już w 1938 roku jego rodzicom odradzano posyłanie chłopca do polskiej szkoły. Jednak Flisikowscy uparli się, żeby ich dziecko uczyło się ojczystej mowy. Potem, w czasie wojny, trafił do szkoły niemieckiej. Do końca życia świetnie mówił w tym języku. Przeżył wraz z rodziną wyzwolenie Gdańska i wkroczenie wojsk radzieckich. Wspominał, że dla Polaków, przybyłych tu po wojnie, rdzenni mieszkańcy Trójmiasta byli elementem podejrzanym. W 1945 roku widział, jak płonie mieszkanie jego rodziny. Stało się to dokładnie 30 marca, kiedy walki już ustały, a Sowieci rozgościli się na dobre w Gdańsku. Rodzina Flisikowskich musiała szukać dla siebie nowego lokalu. Jego życie zawodowe było związane z branżą budowlaną. Na początku pracował w kraju, potem za granicą. Zawsze fascynował się Gdańskiem i jego historią. To było jego miejsce na ziemi i autentyczna pasja. Zbierał wszystkie publikacje o swoim ukochanym mieście. Znał wszystkie zakamarki starego miasta. Swoją wiedzą postanowił się dzielić z innymi. W 1995 roku, tuż przed emeryturą, zdał egzamin na przewodnika po Gdańsku. Z powodu świetnej znajomości języka niemieckiego był rozchwytywany przez wycieczki zza zachodniej granicy; turyści prosili, żeby to on oprowadzał ich po mieście. Obowiązkowym punktem programu tych wycieczek był zawsze dom Güntera Grassa, noblisty i autora „Blaszanego bębenka”. Edmund Flisikowski stał się moim wujkiem, gdy zostałam żoną jego chrześniaka. Mąż wspomina, że – kiedy uczył się w młodszych klasach podstawówki – wujek nauczył go wszystkich nazw zabytkowych kościołów na terenie Gdańska. Praktycznie każdy przejazd rodzinny umilał opowieściami o swoim mieście. Wszystkie nowe informacje z prasy, jakie pojawiły się o historii Gdańska, miał skrzętnie zgromadzone w teczkach. Gdy były prowadzone prace archeologiczne na terenie miasta, on już wszystko o nich wiedział. Nigdy nie zanudzał opowieściami. Zawsze były one okraszone jakąś dowcipną historyjką, ciekawostką. Bardzo lubił dzieci. Z żoną Werą ich nie miał. Dlatego zarówno o dzieci swojej siostry, jak i licznych chrześniaków bardzo dbał. Gdy był jeszcze w sile wieku, uwielbiał z żoną wakacyjne wyprawy. Pamiętam, jak z dumą pokazywał zdjęcie przy swoim aucie marki syrenka, przy wieży Eiffla. Wujek Edmund był zawsze uśmiechnięty, pogodny i pozytywnie nastawiony do świata. Zawsze w ruchu, ciągle pod telefonem, bo znowu obiecał, że będzie oprowadzał kolejną wycieczkę po mieście. Przez ostatnie lata mocno podupadł na zdrowiu. Lekarze nie wiedzieli, dlaczego zanikają u niego mięśnie. Pozostawała tylko rehabilitacja. Musiał zrezygnować z kierowania autem. Jednak starał się żyć normalnie. Nigdy nie mówił, że coś go boli, dokucza. Widzieliśmy się ostatni raz przy okazji świąt Bożego Narodzenia. Jak zwykle stan swojego zdrowia próbował obrócić w żart. W ubiegłym roku podczas pierwszego lockdownu dzwoniliśmy do cioci i wujka z obawą, jak sobie dają radę. Pierwszą falę przetrwali. Podczas drugiej oboje trafili do szpitala. Edmund Flisikowski zmarł na koronawirusa 18 lutego 2021 r. Jego żona w tym czasie leżała pod tlenem na oddziale covidowym. Wujka pochowano na cmentarzu na Srebrzysku w Gdańsku. Podczas ostatniej drogi na miejsce wiecznego odpoczynku odprowadzali go również jego koledzy z Koła Przewodników Miejskich i Terenowych im. Franciszka Mamuszki w Gdańsku.

Katarzyna Rydzewska

Zdjęcie profilowe: archiwum