Gabriela i Leszek – razem od lat 60-tych ubiegłego wieku. Biolodzy specjalizujący się w ekologii populacji zwierzęcych, ich strukturze, organizacji i dynamice. Oboje byli profesorami i oboje większość życia pracowali w Polskiej Akademii Nauk, w Instytucie Ekologii. Leszek przez kilka lat był dyrektorem tego Instytutu. Po likwidacji Instytutu pracowali oboje w Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, gdzie zajmowali się dydaktyką. Kochali swoją pracę, ale na emeryturze odkryli nowe źródła ekscytacji: podróże, fotografowanie, poznawanie innych narodów, a także poznawanie kotów. Umarli niemal jednocześnie, w okresie Bożego Narodzenia i Nowego Roku, w odstępie dwóch tygodni od siebie. Rodzina i znajomi wstrzymali oddech. Znaliśmy epidemie światowe z opowieści naszych babek (hiszpanka) i z wiersza Juliusza Słowackiego „Ojciec zadżumionych”. Cała tamta wiedza działała na wyobraźnię jak koszmar. Przy obecnej pandemii byliśmy ufni, że choroba jest lżejsza, że mamy wysoki poziom wiedzy, że mamy szpitale, lekarstwa, respiratory, szczepionki na horyzoncie. W przypadku Gabrysi i Leszka wszystko to było i nie zadziałało. W dodatku oni oboje przestrzegali zasad izolacji, mieszkali w wolnostojącym domu w Łomiankach, zakupy robili przez Internet, z nami kontaktowali się tylko przez telefon. Trudno to wszystko pojąć. A teraz trochę wspomnień. Gabrysia była moją przyjaciółką od pierwszego dnia studiów. Opiekunem naszego roku był wybitny uczony, Profesor Zdzisław Raabe Uczył nas solidnie prawdziwej biologii, co w czasach komunizmu miało wielkie znaczenie. W wolnych chwilach bawiliśmy się a Profesor z nami. Ogólną wtedy biedę rozweselałyśmy z Gabrysią górą napoleonek u Pomianowskiego, każdego miesiąca, zaraz po odebraniu stypendium. W wakacje jeździłyśmy autostopem i w ten sposób zwiedziłyśmy całą Polskę. Gabrysia, od studiów interesowała się małymi ssakami i swoją miłość skierowała ku nornicy rudej, zwierzątku podobnemu do myszy, tylko żyjącemu w lesie. Najpierw współpracowała z profesorem Kazimierzem Petrusewiczem, a później była samodzielną specjalistką od nornicy. Prowadziła badania terenowe na Mazurach, na Wyspie Dzikiej Jabłoni - wyspa była królestwem nornicy. Odkryła nowe elementy w zachowaniu i uzależnieniu klimatycznym nornic. Okazało się, że u tych gryzoni samice mają tak duże poczucie terytorializmu, że jest ono sprzężone z ich rozrodem. Nornice odnosiły sukcesy na zjazdach naukowych na świecie, gdyż ich zachowanie było ważne dla wiedzy zoologicznej wyjaśniającej wpływ czynników środowiskowych na fizjologię zwierząt. Na tematy związane z ekologią gryzoni Gabrysia napisała sto kilkadziesiąt prac i większość opublikowała w czasopismach międzynarodowych. O pracy naukowej Leszka wiem mało, bo Leszek był małomówny i nie eksponował swoich osiągnięć. Wiem, że zajmował się ekologią chrząszczów i był artystą w fotografowaniu obiektów przyrodniczych, nawet maleńkich, które trzeba było powiększać, aby odkryły swoją wyjątkową urodę. Wiem też, że wespół z Gabrysią tłumaczył z anielskiego książki ekologiczne. Oboje bardzo kochali swój ogród, sprowadzali egzotyczne rośliny. Nawet ja dostałam od nich dwa wyjątkowe klony z Ameryki Południowej, które teraz staną się pamiątką.