Gustaw Holoubek

Gustaw Holoubek

Ur. 21.04.1923 Zm. 06.03.2008

Wspomnienie

Nietuzinkowy artysta, jeden z najwybitniejszych polskich aktorów oraz reżyserów teatralnych i filmowych w historii. „Człowiek powołuje do życia iluzję, żeby oderwać się od rzeczywistości” - pisał w autobiografii. Gustaw Holoubek urodził się w Krakowie. Od 1935 roku uczył się w I Gimnazjum przy Placu na Groblach, maturę zdążył zdać jeszcze przed wybuchem II wojny światowej. Naukę w Studiu Aktorskim przy krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego rozpoczął w 1945 roku. Na egzamin wstępny przygotował wiersz Słowackiego „Testament mój”. Recytując, płacze i smarka. Cisza. Egzaminator: - Czy pan jest przy zdrowych zmysłach? To jeden z pogodniejszych utworów Słowackiego! A poza tym - zawiesił głos - pan nie wymawia aż sześciu liter... Ale przyjęli go. Na scenie grał, już w trakcie nauki, epizodyczne role w przedstawieniach wystawianych w teatrze. W 1947 roku ukończył studia w Państwowej Szkole Dramatycznej (stworzonej z połączenia kilku szkół, m.in. Studia Aktorskiego ze Słowackiego). Po dwóch latach pracy w Krakowie wyjechał do Katowic, by grać w Teatrze Śląskim. Był tam nie tylko aktorem i - przez dwa sezony - kierownikiem artystycznym, ale też pedagogiem - wykładał w działającym przy teatrze Studiu Teatralnym. Na śląskiej scenie Holoubek zagrał m.in. Pierczychina w „Mieszczanach” Maksyma Gorkiego, Filona w „Balladynie”, Jana Kazimierza w „Mazepie” i tytułowego Fantazego w sztuce Juliusza Słowackiego, Łatkę w „Dożywociu” Aleksandra Fredry, doktora Ranka w „Domu lalki” Henryka Ibsena. W Katowicach zaczął też reżyserować. W 1951 roku debiutował ze sztuką Howarda Fasta „Trzydzieści srebrników”. W 1957 roku Gustaw Holoubek przenosi się do Teatru Polskiego w Warszawie, po roku przechodzi do Dramatycznego. Od 1963 roku gra w Teatrze Narodowym pod dyrekcją Kazimierza Dejmka. Obaj przeżywają świetny okres artystyczny. „Najbardziej narodowy reżyser z najbardziej narodowym aktorem” - pisano później. Połączyła ich - jak mówił Holoubek - ta sama „religia artystyczna”: upodobanie do ascezy, pogarda dla efekciarstwa, szacunek dla słowa i teatru, niechęć do mód. Gustaw Holoubek wprowadził na polskie sceny nowy typ aktorstwa opartego na osobowości, a nie udawaniu. Miał magnetyzujący wpływ na publiczność. Andrzej Łapicki mówił, że nawet, kiedy Holoubek czytał książkę telefoniczną, ludziom chodziły ciarki po plecach. Na scenie grał role tragiczne: Leara, Konrada, Edypa. Prywatnie wolał jednak komedię. Był autorem pieprznych dowcipów i bohaterem niezliczonych anegdot. Wiosną 1968 r. wystąpił w roli Gustawa-Konrada w przedstawieniu „Dziady” w reżyserii Dejmka. - Wielkiej Improwizacji oni właściwie nigdy nie próbowali – opowiadał po latach reżyser Maciej Prus, asystent reżysera podczas realizacji „Dziadów”. - Któregoś dnia, gdy stanęły na scenie niedokończone dekoracje, Holoubek przyjrzał się im i zażartował: „Gramy jak na klepisku”, bo były gołe deski. „To ja powinienem zagrać trochę z chłopska...”. Zaczął zaciągać, parodiował tak przez dwa wiersze, oparł się na kolanie i... zaczął mówić. Było nas czworo na widowni. Od tamtej chwili wierzę w metafizykę teatru, wierzę, że Holoubka musiały słuchać nawet puste krzesła. Jego interpretacja była prosta jak czytanka dla dzieci. Jasna i przejrzysta. Na koniec krzyknął z rozpędu: „...żeś ty nie ojcem świata, ale.../ Carem!”. To „carem” w oryginale krzyczy szatan. Zapadła cisza. Asystentka płakała. Holoubek bardzo wolno schodził ze sceny, ale nie w stronę saloniku dla aktorów, tylko w odwrotną, widać było, że chce być sam. Wtedy zerwała się Krystyna Mazurowa z uwagami na temat dykcji. Nagle ryk Dejmka: „Proszę zostawić pana Holoubka w spokoju!”. Przedstawienie zostało szybko zdjęte z afisza, od czego rozpoczęły się demonstracje studenckie, tzw. wydarzenia marcowe. Stanisław Dygat wspominał, że gdyby podczas owego spektaklu w Teatrze Narodowym wyciągnął rękę i zawołał: „Na Belweder!”, wybuchłoby powstanie. Później Gustaw Holoubek pracował w Teatrze Ateneum i ponownie w Dramatycznym oraz Polskim. Na scenie i poza nią - jego 11-letnia dyrekcja w Teatrze Dramatycznym (od 1972 do 1983 roku) nazywana jest złotym okresem tego teatru. Ale Gustaw Holoubek występował nie tylko w teatrze. Od początku lat 50. zagrał w niemal 70 filmach. U Wojciecha Jerzego Hasa, Tadeusza Konwickiego, Jerzego Hoffmana. Wiele z tych filmów należy do najciekawszych w polskim kinie, chociaż debiutował w 1953 roku rolą Feliksa Dzierżyńskiego w „Żołnierzu zwycięstwa”. W „Pętli” (1957) zagrał alkoholika. W kręconym w Toruniu „Prawie i pięści” (1964) był bohaterem kina akcji - byłym więźniem obozu koncentracyjnego, który tuż po wojnie jedzie na Ziemie Odzyskane. W „Rękopisie znalezionym w Saragossie” (1964) - racjonalistą matematykiem Don Pedro Velasqueza nękanym przez inkwizycję. W „Sanatorium Pod Klepsydrą” (1973) doktora Gotarda, szefa tytułowego sanatorium. A w „Gangsterach i filantropach” (1962) oraz w „Marysi i Napoleonie” (1966) pokazał komediową twarz: w pierwszym grał szefa szajki urządzającej napad na furgonetkę z pieniędzmi, w drugim - cesarza Francuzów uwodzącego panią Walewską. Kiedy w 1989 roku Tadeusz Konwicki wyreżyserował „Lawę”, mówił, że zaadaptował Mickiewiczowskie „Dziady” dla kina, aby utrwalić na taśmie, jak Holoubek mówi Wielką Improwizację. Drugim domem Gustawa Holoubka, obok teatru, były warszawskie kawiarnie Blikle i Czytelnik, w których spotykał się codziennie z najbliższymi przyjaciółmi - Tadeuszem Konwickim i Andrzejem Łapickim. Zaproszenie do ich stolika traktowane było, jako wyróżnienie. Przy kawie i pączku, a w ostatnich latach przy tostach z masłem i zielonej herbacie opowiadali anegdoty, dyskutowali o kobietach i polityce. - Przy kawiarnianym stoliku wychodził z Holoubka swawolny chłopak o lotnej inteligencji i nieprawdopodobnej erudycji - wspominał Kazimierz Kutz. Ale Gustw Holoubek był też zapalonym kibicem piłkarskim. Żartował, że chce być pochowany na polu karnym boiska Cracovii, swojej ulubionej drużyny (w dzieciństwie grał właśnie w juniorach Cracovii): „Byłoby pięknie, gdyby można było tak wiecznie oglądać piłkarzy, mecze, cieszyć się z ich zwycięstw, martwić się ich klęskami, ale przede wszystkim być, cały czas być...”. Gustaw Holoubek zmarł niemal dokładnie w 40. rocznicę Marca '68. Andrzej Łapicki: - W „Dziadach” Dejmka Holoubek porwał ludzi i rozpoczął rewolucję marcową. Coś takiego miało miejsce w Paryżu - po premierze „Hernaniego” Hugo ludzie stawiali barykady.

Redakcja

Zdjęcie profilowe: Kuba Atys/Agencja Gazeta