Maria Siwkowska-Łatuszyńska (Maryla) i Grzegorz Łatuszyński. Zmarli: Maryla 18 czerwca, Grzegorz 27 lipca 2020 r. W piękny, słoneczny dzień, 26 sierpnia 2020 roku, na warszawskich Powązkach Wojskowych pożegnaliśmy naszych Przyjaciół, Marylę i Grzegorza Łatuszyńskich. Kochali życie, słońce i siebie nawzajem, mogli jeszcze długo cieszyć się sobą, rodziną i przyjaciółmi, a zabrał ich koronawirus. Grzegorza dopadł w szpitalu, gdzie był na dłuższej kuracji, Marylkę w domu, po kilku dniach od powrotu Grzegorza ze szpitala. Tylko kilka dni dane im było znów spędzić razem, cieszyli się, że choroba Grzegorza już za nimi i że znów mogą wziąć się do pracy. To jednak nie było im dane. I choć razem przeżyli przeszło czterdzieści lat, to ich wspólne życie skończyło się na covidowych oddziałach dwóch różnych warszawskich szpitali. Marylka była warszawianką z urodzenia: dzieciństwo spędziła na warszawskiej Pradze, studiowała polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim, pracowała jako redaktor w Książce i Wiedzy, a potem we własnym wydawnictwie „Agawa”. Była przyjaciółką całego mojego życia: razem chodziłyśmy do szkoły podstawowej, razem studiowałyśmy, razem spędzałyśmy wakacje nad morzem i w górach, wiele świąt i rodzinnych uroczystości. No i wiele godzin przegadałyśmy przez telefon, prawie zawsze o północy, bo obie prowadziłyśmy nocne życie i uprawiałyśmy nocne Polaków rozmowy o wszystkim: o życiu, o rodzinie, o codziennych sprawach i o polityce. I choć często się spierałyśmy, to przyjaźniłyśmy się nadal. Grzegorz był warszawiakiem z wyboru. Urodził się w Zdzięciole k. Nowogródka, ale powojenne losy całą jego rodzinę przegnały do Polski. Liceum ukończył w Grudziądzu, do Warszawy przyjechał na studia, gdzie na Uniwersytecie Warszawskim równolegle studiował polonistykę i bohemistykę, a później filmoznawstwo w Podyplomowym Studium Wiedzy Filmowej. Studia slawistyczne uzupełniał na studiach podyplomowych na uniwersytetach w Zagrzebiu i Belgradzie. W swoim zawodowym życiu był dyplomatą, lektorem języka polskiego, dziennikarzem, krytykiem literackim, pisarzem, ale przede wszystkim poetą i tłumaczem. Marylkę zawsze interesowała dobra literatura, całe swoje życie zawodowe związała z książką, jako redaktor i jako wydawca. Była nie tylko wnikliwym, ale i wymagającym czytelnikiem, zawsze chciała, żeby do odbiorcy trafiały pozycje nie tylko starannie wyselekcjonowane, ale i starannie wydane. Dlatego, gdy było to już możliwe, założyli z Grzegorzem na początku lat dziewięćdziesiątych własne wydawnictwo. „Agawa” wydała ponad setkę książek, wszystkie spod redaktorskiej ręki Marylki. To ona wydała wiele pozycji doskonałych polskich pisarzy, niejednemu umożliwiła literacki start, przywróciła polskiej literaturze prawie zapomnianych, ale przede wszystkim udostępniła polskiemu czytelnikowi wiele tomów literatury krajów byłej Jugosławii, znakomitą poezję serbską, chorwacką, macedońską, czarnogórską i bośniacką, w kongenialnym przekładzie Grzegorza. To ich wspólne osiągnięcie jest nie do przecenienia. W ten sposób odwdzięczali się ziemi, na której Grzegorz wśród przyjaciół spędził wiele lat, gdzie zawsze byli serdecznie przyjmowani i zapraszani na festiwale poetyckie. Tamtejszemu czytelnikowi udostępnił Grzegorz twórczość polskich poetów, tłumacząc ich wiersze i dbając o ich publikację. Ostatnim osiągnięciem na polu promocji polskiej literatury było dwutomowe wydanie antologii współczesnej polskiej poezji – stu poetów na stulecie polskiej niepodległości – w jego wyborze, opracowaniu i tłumaczeniu na język serbski. Za tę działalność na rzecz bałkańskiej i polskiej literatury otrzymał Grzegorz liczne nagrody, dyplomy i odznaczenia państwowe. Marylka i Grzegorz w przyjaźni zawsze byli wierni i o przyjaźń umieli dbać, dla przyjaciół zawsze mieli czas na długie rozmowy przez telefon, przy winie lub filiżance aromatycznej kawy, po mistrzowsku parzonej przez Grzegorza w dżezwie, na sposób bałkański. Przyjaciołom Grzegorz poświęcał swoje wspomnienia i wiersze. Marylka dla Grzegorza była nie tylko niezawodną towarzyszką i życia, i pracy – była dla niego wszystkim. Tak o niej pisał: „Jesteś dla mnie / i chlebem i winem, / i słońcem na niebie,/ i niebem,/ na którym wciąż gwiazdy liczę/ i nowe odnajduję,/ i swojej szukam.” Oboje byli dla siebie wszystkim, odeszli prawie w tym samym czasie, los oszczędził im świadomości, że tego drugiego zabrakło. A nas, przyjaciół i rodzinę, przede wszystkim syna Krzysztofa, synową Agnieszkę, wnuki Grzesia i Zosię pozostawili ze świadomością, że, jak pisał Grzegorz, choć „Do niedawna jeszcze/ spotykaliśmy się wszyscy/ przy jednym stole rodzinnym,/ przy jednym stole świątecznym./ Zapalaliśmy świece, żeby nadać naszym spotkaniom/ uroczysty charakter. / …./ Dziś, żeby się z nimi spotkać, idziemy zapalić świece/ na płycie kamiennej.” „Bo czas się zatrzymał / myśl się zatrzymała / zatrzymało się życie.” To słowa Grzegorza.