Wybitny rzeźbiarz, malarz i rysownik, który był ucieleśnieniem emigranckiego losu Dolnoślązaków. Wszyscy go znali - jeśli nie osobiście, to poprzez dzieła. Pomnik Mikołaja Kopernika przy ul. Skargi, który Podsiadły zrobił w 1974 r., a dopiero kilka lat przed śmiercią mógł skończyć (bo wcześniej nie było pieniędzy na model układu heliocentrycznego), należy przecież do najbardziej znanych wrocławskich monumentów. Jego pierwszą ojczyzną była Francja, z której wywiózł miłość do sztuki i literatury, elegancję oraz bagaż często wykorzystywanych wspomnień. - Energię czerpie się z pamięci o najmłodszych naszych latach – tłumaczył w rozmowie z córką Magdą, dziennikarką „Gazety Wyborczej”. - Trzeba wciąż wracać wspomnieniami do dzieciństwa, do tego, co było radością dziecka. Urodził się w górniczym miasteczku Drocourt. Rodzice byli imigrantami z Polski, ojciec pracował m.in. w zakładach lotniczych Bregueta. Rodzina wróciła do Polski w 1947 r. i osiedliła się w Głuszycy koło Wałbrzycha. Leon Podsiadły studiował w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu. Po latach został profesor ASP z długą listą wystaw polskich i zagranicznych: w Mons (Belgia), w Atenach, Genewie, Brunszwiku, Monachium, Krnovie (Czechy), jego prace znajdują się w zbiorach muzealnych, wychował wybitnych uczniów. Leon Podsiadły był częścią niezwykle ciekawego środowiska artystycznego, które swoją energią i ekspresją wybijało dziury w peerelowskim betonie. To jego generacja wydała słynną Szkołę Wrocławską, zwaną później Grupą Wrocławską. Artyści, połączeni więzami towarzyskimi, nie rywalizowali, nie zwalczali się, a inspirowali, organizowali wspólne wystawy. Istotną częścią jego artystycznej biografii był pięcioletni pobyt w Afryce w roli profesora École Nationale des Arts et Métiers w Conacry, stolicy Gwinei. Dla wrocławskiego parku wodnego zrobił Zegar Słoneczny - podstawa z afrykańskiego, czarnego granitu przypomina przecięte jajko, na którym położono tarczę z białego marmuru i zamontowano rzucający cień stalowy gnomon. Prof. Leon Podsiadły umiał zawsze zachować właściwą perspektywę i przebijać nadymane balony egzaltacji, dużo było w nim pokory wypływającej z badania kondycji człowieczej. - Myślę, że najbardziej okazały pomnik, który profesor Leon Podsiadły sobie wystawił, to to, że pozostanie w naszej pamięci, jako człowiek, artysta i pedagog, wychowawca wielu pokoleń artystów – wyznał jego woliletni przyjaciel i współpracownik prof. Marian Molenda. - Miałem zaszczyt i przyjemność uczestniczyć we wspólnych działaniach artystycznych, min. na rzeźbiarskich plenerach ogólnopolskich i międzynarodowych. Byłem też jego zastępcą w Instytucie Sztuki w latach 1995-1999. Wspominam Prof. Leona Podsiadłego bardzo ciepło, jako przyjaznego, z dużym poczuciem humoru, pełnego energii twórczej, mimo dużych problemów zdrowotnych, aktywnego do ostatniej chwili swojego życia. Epidemia pokrzyżowała plany.