Bogdan Bolumiński

Bogdan Bolumiński

Zm. 16.11.2020

Wspomnienie

Przez 20 ostatnich lat swojego życia współpracował z redakcją „Czasu Brodnicy”, piątkowym dodatkiem „Gazety Wyborczej” na powiat brodnicki. Specjalizował się w relacjach fotoreporterskich, ale zajmował się też innymi gatunkami dziennikarskimi. Pierwsze zdjęcia w „Czasie” opublikował w 2000 roku, a już rok później stał się jednym z najważniejszych ogniw redakcji. Bogdan pisał relacje z przeróżnych wydarzeń, ilustrował je własnymi zdjęciami, był wszędzie tam, gdzie coś się działo. Znali go dobrze organizatorzy i uczestnicy wydarzeń kulturalnych, społecznych i politycznych w całym powiecie brodnickim. Bogdan lubił aparaty fotograficzne. Miał ich całą kolekcję. Od tych z lat 30. ubiegłego wieku, takich na klisze, a kończąc na tych już cyfrowych. Bawił się fotografią, to była jego jedna z kilku pasji. Bo jeszcze był motocykl i rower – chociaż niepodzielnie związane z fotografią. Jednośladem z silnikiem jeździł na liczne zloty i jego fotorelacje można było oglądać w jednym z czasopism motoryzacyjnych. Rowerem najczęściej jechał „na materiał” do gazety, do auta wsiadał głównie wtedy, gdy było daleko i ważny był czas. Jeździł wszędzie, nie wybrzydzał: na koncerty, wystawy, festyny, konferencje, imprezy seniorów, szkolne, strażackie, gminne, dożynki, studniówki, jubileusze... Zawsze dyspozycyjny, także wtedy, gdy trzeba było jechać w niedzielę i święta. Co roku, obowiązkowo w Wielką Sobotę rejestrował „święconkę” w brodnickich kościołach, w okresie Bożego Narodzenia wszelkie spotkania opłatkowe, po Wszystkich Świętych przynosił relacje z cmentarzy, a w Nowy Rok - z bali sylwestrowych, których kilka w tę szczególną noc zawsze sam odwiedzał. Rzadko zdarzało się, że odmawiał wykonania jakiegoś zadania; najczęściej wtedy, gdy miał kłopoty ze zdrowiem, albo zaplanowaną wizytę u lekarza. Był emerytem, fotografikiem, dziennikarzem, członkiem społeczności motocyklistów, lubił swój rower i dobrego rocka. Miał 73 lata, gdy dopadł go koronawirus. Miał wtedy kłopoty z oddychaniem. Zmarł w domu pięć dni po tym, jak poznał wynik testu. W ostatniej drodze grały mu silniki motocykli jego kolegów.

Janusz Wojtarowicz

Zdjęcie profilowe: archiwum prywatne