Barbara Gwiazda-Gajda

Barbara Gwiazda-Gajda

Ur. 1939 Zm. 17.01.2021

Wspomnienie

Barbara Gwiazda-Gajda, w szkole podstawowej nr 10 w Będzinie uczyła języka rosyjskiego. - Ruki wwierch, wpieried, w storonu - w środku lekcji urządzała trzy minuty gimnastyki. Wśród uczniów miała poważanie. Potrafiła być kosą. Niektórzy po latach przyznają, że skutecznie potrafiła ich wyleczyć z ADHD. I równie skutecznie nauczyć rosyjskich słówek. Wyczulona na sytuację rodzinną uczniów, problemy z pieniędzmi. W szkole był chłopak, którego wychowywała samotna, schorowana, nie radząca sobie z życiem matka. Gwiazda-Gajda co pewien czas wkładała mu dyskretnie paczki do plecaka. Jedzenie, środki czystości. Kupowała mu nawet ubranie. To nie jedyny przykład. Wśród innych nauczycieli organizowała zbiórki pieniędzy żeby ktoś mógł jechać na zieloną szkołę, wycieczkę czy pójść z klasą do teatru. Prawdziwy talent do wynajdowania tych, którzy potrzebują pomocy. Gdy w świetlicy zobaczyła, że jedno z dzieci nie idzie na posiłek z innymi, dzwoniła do rodziców. Na wszystko znajdywała rozwiązanie. Łącznie z organizowaniem żywności dla dzieci na diecie bezglutenowej. Niepozorna z wyglądu, miała pamięć słonia. Pamiętała wszystkich uczniów, których uczyła. Imię, nazwisko, klasę, gdzie kto siedział. Gdy na 40-lecie szkoły przygotowywany był benefis i trzeba napisać listę wyróżniających się absolwentów, Barbara sporządziła ją z miejsca pisząc wszystko z głowy. Barbara pomagała potrzebującym nie tylko w szkole. Angażowała się m.in. w akcje Caritas. Zbierała wyprawki szkolne. Organizowała paczki na święta. Gdyby nie to, że uwielbiała uczyć, pracować z dziećmi i młodzieżą, zajmowałaby się tylko pomaganiem. Po przejściu na emeryturę nie potrafiła usiedzieć w domu. Od zawsze uwielbiała książki. Czytanie było jej wielką pasją. Gdy dowiedziała się, że biblioteka parafialna kościoła Świętej Trójcy szuka kogoś do pomocy, od razu się zgłosiła. Choć to nie była jej parafia i do biblioteki musiała dojeżdżać tramwajem, a praca była społeczna. Mimo to przez wiele lat Barbara w każdą niedzielę przez kilka godzin w bibliotece dyżurowała. W tygodniu księgozbiór porządkowała. To nie były tylko książki związane z religią, ale masa historycznych, wspomnień, biografii, manuskryptów, dokumentów związanych z historią Będzina. Do biblioteki często zaglądali studenci, doktoranci. Czasem mieli problem. Nie potrafili znaleźć potrzebnej informacji. Emerytowana nauczycielka pomagała. Wydzwaniała, szperała, aż do skutku. Barbara wraz z mężem Leszkiem mieszkała w bloku. Na czwartym piętrze bez windy. Mimo, że z trudem każdego dnia musiała się wspinać do swojego domu, nigdy nie narzekała. Kiedy 4 grudnia 2020 roku obchodziła swoje imieniny, rozdzwonił się telefon. Z życzeniami dzwoniły koleżanki ze szkoły. Cały czas miały ze sobą kontakt. Od czasu pandemii nie widziały się ani razu. Nie działała też biblioteka. Barbarze najbardziej doskwierał brak kontaktu z innymi ludźmi, zamknięcie w czterech ścianach. - Jeszcze trochę, damy radę - przekonywała koleżanki po złożonych życzeniach. - Tyle już wytrzymaliśmy, to jeszcze wytrzymamy. Po raz kolejny telefony między koleżankami rozdzwoniły się przed świętami Bożego Narodzenia. Informacja była krótka: Barbara jest w szpitalu. „Wszystko w ręku Boga” – takiej treści ostatniego smsa napisała 7 stycznia 2021 roku. Dziesięć dni później zmarła. Zostawiła męża i syna, Grzegorza. I masę uczniów, którzy swoją kosę od rosyjskich słówek wspominali na Facebooku. Ze względu na obostrzenia nie mogli być na pogrzebie.

Anna Malinowska

Zdjęcie profilowe: archiwum prywatne