Joanna Béreniké Libich z d. Wiankowska

Joanna Béreniké Libich z d. Wiankowska

Ur. 06.02.1959 Zm. 22.01.2017

Wspomnienie

Joanna była wyjątkową, wspaniałą Osobą o niezwykłej prawości i dobroci. Nie cierpiała fałszu, kłamstwa i obłudy. Zawsze mocno i emocjonalnie angażowała się po stronie prawdy. Nie przechodziła obojętnie wobec krzywdy, pierwsza biegła z pomocą. Wielokrotnie pomogła ludziom ubogim, słabym, odtrąconym. Była bezgranicznie kochającą, cudowną Żoną. Troskliwa i opiekuńcza, tworzyła prawdziwe ognisko domowe, pełne ciepła i uczucia. Za męża "dałaby się pokroić", każdy jego problem, nawet czysto zawodowy, był Jej problemem, głęboko się nim przejmowała i zawsze umiała dobrze doradzić. W domu dbała o wszystko, o najdrobniejszy szczegół. Mając świetny gust, stworzyła niespotykany, piękny wystrój mieszkania. Jej gust wyrażał się również w dbałości o wygląd. Doskonale się ubierała i zawsze wyróżniała się z otoczenia, zwracając uwagę świetnym stylem i wyjątkową klasą. Życie Joanny to było ciągłe staranie i walka, żeby wszystko było jak należy. Czasem się bała, że coś będzie "nie tak". Na trzy miesiące przed odejściem powiedziała mi: "wiesz, czasem ogarnia mnie taki strach... on jest najgorszy, ale przecież to tylko strach". Bardzo bała się latać, a samolotem przemierzyła setki tysięcy kilometrów. Już wiedząc o swojej chorobie, a potem po operacji, gdy w każdej godzinie cierpiała ból, nie skarżyła się ani słowem. Zajmowała się codziennymi sprawami jak zawsze. Dosłownie na dwa dni przed trafieniem na Oddział Intensywnej Terapii zadbała o wizytę u kosmetyczki, rutynowe badania mammograficzne i o to, by kupić buty i czapkę na zimę dla męża. Najdzielniejsza. Żyła bardzo prawdziwie. Jak się śmiała - to szczerze, jak się cieszyła - to z całego serca, jak płakała - to naprawdę, gdy oburzała się - to głęboko. W Jej życiu nie było letnich temperatur - każda sekunda to było prawdziwe, nieudawane, gorące zaangażowanie. Joanna była osobą niezwykle otwartą na ludzi i świat, empatyczną, radosną i ciepłą. Bardzo lubiła śmiać się i żartować. Obdarzona wysoką inteligencją, z każdym (czy to profesorem czy bezdomnym po podstawówce) umiała prawdziwie rozmawiać na dowolny temat, natychmiast nawiązując nić porozumienia. Głęboko i wszechstronnie wykształcona, zawsze była gotowa poszerzać horyzonty. Po uzyskaniu magisterium w Szkole Głównej Planowania i Statystyki (obecnie Szkoła Główna Handlowa), ukończyła kilka studiów podyplomowych. Najbardziej interesowała się sztuką i kulturą. Świetnie znała francuski, rosyjski i angielski, ale umiała też porozumiewać się w innych językach (włoskim, hiszpańskim, greckim, chińskim i tajskim). Uwielbiała podróżować. W swoich ponad 75 podróżach wraz z mężem odwiedziła ponad 100 miejsc w różnych zakątkach świata. Nie była zwykłą turystką - umiała doskonale wyczuć lokalną atmosferę, zrozumieć ten prawdziwy, nieturystyczny, klimat miejsca. Wszędzie czuła się "jak ryba w wodzie" i w każdych okolicznościach umiała właściwie się zachować. Nie była turystką obojętną - zawsze przejmowała się sprawami i problemami zwykłych ludzi. Uciekając przed tsunami 26 grudnia 2004 roku w Ao-Nang w Tajlandii i później, będąc już bezpieczna w Bangkoku i Warszawie, przede wszystkim myślała i mówiła z rozpaczą o losie lokalnych mieszkańców i zagranicznych turystów, dotkniętych kataklizmem. Bardzo kochała zwierzęta, zwłaszcza psy. Każde spotkanie z psem było dla Niej szczęściem, a każda krzywda psa - Jej krzywdą. Gdy na bulwarze Malecón w Hawanie zagraniczni turyści obojętnie odwracali wzrok od dziewczyny płaczącej nad przejechanym pieskiem, to właśnie Joanna zorganizowała pomoc. Życie zawodowe Joanny, choć wycofała się z niego po 15 latach, aby opiekować się domem i mężem, było bogate i wszechstronne. Przez dłuższy okres (w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych) pracowała naukowo w ekonomicznym instytucie badawczym, ale nie bała się żadnej pracy. W młodości, przed podjęciem studiów, przez rok prowadziła gospodarstwo w londyńskim domu Premiera Kazimierza Sabbata. W końcu lat osiemdziesiątych pracowała w Moskwie przy budowie części hotelowej Kompleksu Mikrochirurgii Oka słynnego profesora Światosława Fiodorowa, prowadzonej przez francuską firmę Bouygues, najpierw jako asystentka dyrektora polskiego podwykonawcy, a później już bezpośrednio w sztabie Bouygues. Joanna zawsze uwielbiała Pana Boga. Gdy ją pytano "czy wierzy w Boga?" odpowiadała: "Nie, nie wierzę, ja wiem, że Bóg jest". Jednak kościół instytucjonalny nie miał dla Niej wielkiego znaczenia. Odnajdywała się w każdym Kościele chrześcijańskim. Jej religijność była głęboko wewnętrzna, nie na pokaz, nie dla instytucji i nie dla politycznych idei. Przeżyła niewyobrażalne cierpienia, spędzając ponad dwa miesiące na Oddziale Intensywnej Terapii, przechodząc osiem operacji i mimo leków usypiających i przeciwbólowych, codziennie doświadczając ogromu bólu. I nawet wobec takiego bezmiaru udręki Joanna nie poddawała się. Walczyła o życie z determinacją, długo i do końca, nie dla siebie, ale dla tych, których kochała.

Krzysztof Barteczko