Blanka Jurewicz

Blanka Jurewicz

Ur. 28.09.1932 Zm. 26.12.2020

Wspomnienie

Moja Mama urodziła się 28 września 1932 roku w Warszawie. Jej pradziadek Ludwik Wolski był profesorem ekonomii i statystyki wykładowcą Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego, był jednym z twórców pierwszej Polskiej encyklopedii wydanej przez Samuela Orgelbranda. Jej dziadek Mieczysław Matuszkiewicz był lekarzem. Pracował w szpitalu św. Rocha, później w szpitalu św. Łazarza gdzie przez wiele lat był dyrektorem oraz w Szpitalu Dzieciątka Jezus. Zakładał przed wojną Spółdzielnię Lekarzy „Zdrowie”. Ojciec Mamy Wacław Ręczajski studiował medycynę w Kazaniu w Rosji, dyplom uzyskał w 1917 roku. Był bardzo przystojny i cieszył się wielką sympatią pacjentów. Leczył ludzi bogatych i wpływowych, ale również biednych artystów. Mama, gdy była dzieckiem była rysowana przez Witkacego, który nie płacił za wizyty, ale odwdzięczał się dziadkowi rysując rodzinie portrety. Jako dziecko uczęszczała do znanej warszawskiej szkoły Cecyli Plater-Zyberkówny. Mama świetnie pamiętała wnętrza pięknego przedwojennego mieszkania na ul. Kruczej, gdzie mieszkała z bratem i rodzicami i gdzie przyjmował pacjentów jej ojciec. Pamiętała życie w przedwojennej Warszawie, która już nie istnieje. Dziadek zginął w Katyniu na początku wojny osieracając dwójkę swoich dzieci. Jego tragiczna śmierć wywarła wielki i druzgoczący wpływ na jej życie. Myślę, że na całe życie została wielce zraniona. Powojenne losy rodziny były trudne podobnie jak losy wielu innych. Powstanie zastało rodzinę w domu (letniskowym) w Leśnej Podkowie. Po wyzwoleniu Babcia przyjechała na rowerze do Warszawy. Wynajętym wozem udało jej się przewieźć część mebli, które jeszcze znajdowały się na Kruczej. Babcia otwarcie mówiła o tym, że jej mąż zginął w Katyniu. Miała po wojnie wiele problemów z ówczesnymi władzami. Mimo różnych problemów Mama jest piękną uśmiechniętą dziewczyną, która lubi sporty: narty pływanie i żeglarstwo, widzimy to na zdjęciach. Pracuje jako chemik. Małżeństwo z moim ojcem Andrzejem Jurewiczem zawiera w roku 1960 w kościele Św. Aleksandra. Dwa lata później rodzę się ja. To duże wyzwanie dla moich rodziców, bo jestem dzieckiem specjalnej troski. Pamiętam, że opiekowało się mną wiele opiekunek. W 1968 roku mój ojciec traci pracę w Instytucie Badań Jądrowych w Świerku. Zatrudnia się jako urzędnik w Polservisie i uczy się angielskiego, bo chce wyjechać za granicę. To się udaje w roku 1974 – wyjeżdżamy do Teheranu. Ojciec przez kolejne 5 lat uczy chemii w międzynarodowej szkole w Teheranie. Ponieważ mój ojciec kochał podróżować – Mama zwiedziła wiele krajów Bliskiego i Środkowego Wschodu. Po powrocie do Polski wróciła do swojej pracy chemika w Instytucie Chemii na Żeraniu. W roku 1985 rodzice znów wyjeżdżają tym razem do międzynarodowej szkoły w Moshi w Tanzanii. Ja, ich niepełnosprawna córka po moim pierwszym pobycie w szpitalu Nowowiejskim, przyjeżdżam na pół roku do rodziców, a potem wracam do Polski, żeby skończyć studia. Mama razem z innymi żonami nauczycieli jest wolontariuszką w pobliskim dużym szpitalu Kilimanjaro Christian Medical Center. W Moshi rodzice są jedynymi Polakami, przyjaźnią się z cudzoziemcami różnych narodowości. Niektórzy ze znajomych z Teheranu i Tanzanii później odwiedzają rodziców w Warszawie. Po powrocie z Tanzanii w 1987 roku Mama odnajduje pasję swojego życia. Do spółki z kuzynem kupują remontują urządzają i wynajmują mieszkania. Mama ma do tego talent, a pomagają jej wspomnienia z czasów przedwojennych, kiedy Jej rodzina i ich znajomi mieszkali w pięknych wspaniale urządzonych mieszkaniach, w których było wiele pięknych przedmiotów. Wykształciła w sobie wyczucie piękna i elegancji. Kochała urządzać mieszkania, znała dobrze Warszawę i wszystkie najpiękniejsze zakątki miasta. Przywiązywała również wagę do ubioru. Była piękną i elegancką kobietą. Jej mąż, a mój ojciec był doktorem Chemii. Przez kilka lat po powrocie z Afryki był Dyrektorem Ośrodka Produkcji i Dystrybucji Izotopów w Instytucie Badań Jądrowych w Świerku. Zmarł w 2004 roku. Przez całe życie trudno było jej się pogodzić z faktem, że ma niepełnosprawną córkę, wstydziła się tego i starała się to ukrywać. Gdy byłam dzieckiem a i później Mama nie miała pomocy, która by ułatwiła opiekę nade mną i polepszyła nasze wzajemne kontakty. Pod koniec życia związała się z dawnym przyjacielem jej i mojego ojca i wiele razem podróżowali. Grała w brydża (również, kiedy mieszkała w Teheranie i w Tanzanii) i bardzo dobrze w scrabble. Była chora na jaskrę i pod koniec życia coraz gorzej widziała. Mimo wyzwań i przeciwności losu jej życie było pełne pozytywnych wydarzeń i radości. Była osobą bardzo towarzyską i przez wiele osób lubianą i podziwianą. Gdy rozmawiałam z nią po raz ostatni mówiła o mieszkaniu na Kruczej i o tym, że jestem jej ukochanym dzieckiem.

Córka Monika