Był bez wątpienia najlepszym polskim kierowcą rajdowym przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, w tamtym czasie również jednym z najlepszych kierowców rajdowych świata. Marian Bublewicz pochodził z Olsztyna i właśnie w okolicznych lasach mazurskich najczęściej oddawał się swojej największej pasji – wyścigom. Przez długi czas sam finansował starty – fundusze zdobywał prowadząc warsztat samochodów osobowych, w którym zatrudniał 50 osób. Z początku rywalizował w zawodach motocrossowych, ale po jednym z wypadków motocykl zamienił na samochód. W 1983 roku został kierowcą oficjalnego zespołu rajdowego żerańskiej Fabryki Samochodów Osobowych. Dzięki temu mógł się ścigać na takich, specjalnie szykowanych do rajdów samochodach, jak Polonez 2000 Rally i Polonez 2000 Turbo. Z czasem obydwa modele zaczęły coraz wyraźniej zostawać w tyle stawki, więc w 1987 roku Marian Bublewicz przesiadł się do prywatnej mazdy 323 4WD. W 1991 r. stworzył pierwszy w Polsce profesjonalny zespół rajdowy - Marlboro Rally Team Poland. W ten sposób dołączył do takich gwiazd wyścigów samochodowych, jak Brazylijczyk Ayrton Senna, Hiszpan Carlos Sainz i Fin Juha Kankkunen. Na efekty nie trzeba było długo czekać – rok później Marian Bublewicz został rajdowym wicemistrzem Europy. Poza tym sześć razy zdobywał mistrzostwo Polski (1983, 1987, 1989-1992). Łącznie, wliczając tytuły w innych klasach, Marian Bublewicz zdobył w Polsce 20 tytułów mistrzowskich. A w 1993 r. znalazł się na prestiżowej liście 31 najlepszych kierowców rajdowych świata, którą opublikowała Międzynarodowa Federacja Sportu Samochodowego (FIA). W lutym 1993 roku Marian Bublewicz wystartował w IX Zimowym Rajdzie Dolnośląskim. Wcześniej wygrywał te zawody siedem razy z rzędu. Kilka kilometrów po starcie do piątego odcinka specjalnego z Orłowca do Złotego Stoku kierowany przez Olsztynianina Ford Sierra Cosworth uderzył w drzewo przednimi lewymi drzwiami. Samochód nie zamortyzował uderzenia: owinął się wokół pnia. Bublewicz siedział w środku przypięty pasami, przyciśnięty lewym bokiem do drzewa, a prawym do powyginanych rur, które zabezpieczają karoserię samochodu rajdowego. Układ kierowniczy był przesunięty w prawo, aż do siedzenia pilota. - Teoretycznie nie był to aż tak trudny odcinek trasy – opowiadał dziennikarzowi „Gazety Wyborczej” pilot Bublewicza Ryszard Żyszkowski. - Podyktowałem: 120 prostej i trójkę prawy. Jechaliśmy z szybkością około 120-130 kilometrów, czyli także nie zawrotną. Czytając opis trasy nie patrzyłem na nią. Nagle poczułem, że wpadamy w poślizg. Z samochodu wydostałem się przez boczną szybę, bo drzwi były zablokowane. Kiedy wniesiono mnie do karetki, Marian jeszcze siedział w wozie. Wielogodzinna operacja w szpitalu w Lądku-Zdroju nie dała pożądanych efektów – obrażenia, jakich doznał Marian Bublewicz były zbyt rozległe. Kierowca zmarł. Został pochowany na cmentarzu komunalnym w Olsztynie. W jednym z wywiadów Marian Bublewicz powiedział: „Zginęło wielu wspaniałych kierowców rajdowych, lecz odczytuję to, jako pech, który w tej dyscyplinie przypłacić można dość szybko życiem. Jest to wielka tragedia, gdy w wyniku rywalizacji sportowej umiera człowiek.”