Wanda Kośmider

Wanda Kośmider

Ur. 11.03.1949 Zm. 16.12.2020

Wspomnienie

Wanda Kośmider bardzo dużo wymagała od siebie, ale także od innych. Z uśmiechem słucham relacji pacjentek, którym zakazywała noszenia butów na obcasach. Widziałem czasem lęk w oczach silnych mężczyzn, którzy wybierali się do doktor Kośmider na kolejną wizytę w poradni. Ale to przecież były tylko pozory. Pod maską rozkazów kryła się lekarka o niezwykłej wrażliwości, wręcz uczynności dla innych. Zawsze gotowa do pomocy: w terapii, nauce, odsłanianiu tajników chirurgii, ortopedii i rehabilitacji, czego doświadczałem i jako „garbaty” licealista, i chętny do gipsowania rąk i nóg student. Nie zapomnę jej swetrów robionych na drutach w mrocznych latach osiemdziesiątych, które produkowała dla wszystkich wokół, wyczarowując różne wełniane wzory i widoczki. Wanda Kośmider urodziła się w Lubaszu w Wielkopolsce. W 1974 roku ukończyła Akademię Medyczną w Krakowie. I stopień specjalizacji z zakresu chirurgii urazowo-ortopedycznej uzyskała w 1978 roku. Tytuł specjalisty rehabilitacji w chorobach narządu ruchu - dwa lata później. Do 1978 roku pracowała w Zespole Opieki Zdrowotnej w Staszowie, później przeprowadziła się do Płocka. Przez dwa lata pełniła obowiązki kierownika Poradni Rehabilitacyjnej Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego. W 1981 roku rozpoczęła pracę w poradni chirurgicznej i rehabilitacyjnej Specjalistycznego Przemysłowego Zakładu Opieki Zdrowotnej (obecnie MWOMP) w Płocku. W 1993 roku wróciła do pracy w lecznicy na Winiarach, do 2010 roku prowadząc poradnie sportowo-lekarską i wad postawy. Po przejściu na emeryturę – w 2004 roku - pracowała też w Centrum Rehabilitacyjnym ARS-MED. Nie było tajemnicą, że pani doktor chorowała w dzieciństwie na chorobę Heinego-Medina, wywołaną wirusem polio, przeciw któremu nie było wówczas szczepionki. Powikłania po zakażeniu wymagały najpierw walki o życie i wielu lat spędzonych w sanatoriach, a następnie ciągłej rehabilitacji i niezwykłej sumienności w organizacji nauki i pracy. Samodyscyplina powodowała także zwiększone wymagania wobec pacjentów, zwłaszcza tych, którzy uważali, że mogą wyzdrowieć ot tak, bez własnego zaangażowania i wysiłku. Tymczasem credo ich lekarki było niezmiennie: prostuj się, ćwicz, bądź aktywny. Ten rys pozostał do końca. Mimo ciężkiej choroby przychodziła nadal do pracy, badała, zalecała i znów, i dalej, następny, następny... Aż do ostatniego dnia.

Jarosław Wanecki

Zdjęcie profilowe: Piotr Augustyniak / Agencja Gazeta