Wybitna śpiewaczka o barwnej osobowości, która nie przystawała do siermiężnego PRL-u. Violetta Villas to był sopran koloraturowy o zasięgu czterech oktaw, absolutny materiał na gwiazdę - blondynka z włosami jak lalka Barbie i wulkanicznym temperamentem. Podobno miała słuch absolutny, wróżono jej wielką karierę operową. Amerykanie i Francuzi pisali o niej „głos ery atomowej”. Naprawdę nazywała się Czesława Cieślak. Pochodziła z rodziny górniczych emigrantów z Belgii, urodziła się w Heusy, które obecnie jest dzielnicą Verviers. Do Polski rodzina Cieślaków przyjechała jesienią 1946 roku, osiadła w Lewinie Kłodzkim na Dolnym Śląsku. Uczyła się grać na fortepianie, puzonie i skrzypcach, później brała lekcje śpiewu w Szczecinie, Wrocławiu i Warszawie. Podobno pseudonim „Violetta Villas” wymyślił jej w 1961 roku Władysław Szpilman, ówczesny szef muzyczny Polskiego Radia. Porywająco śpiewała „Dla ciebie miły”, „List do matki”, „Przyjdzie na to czas”, „Si senior" a przede wszystkim „Oczy czarne”. W 1966 r. pojawiła się w paryskiej Olimpii na osobiste życzenie jej szefa Bruno Coquatrixa. Przez trzy sezony (1966-69) występowała w Las Vegas, śpiewając razem z Frankiem Sinatrą i Charles’em Aznavourem. Wykonywała tam m.in. standard „Strangers In The Night”. Jej wersja tego utworu - zawieszona gdzieś między klasyką a podszytą erotyką interpretacją w stylu Marilyn Monroe - świetnie charakteryzowała jej wokalną manierę. W następnych dekadach jednak była wokalistką rozpoznawalną już przede wszystkim w Polsce. Jej ostatnie sukcesy to lata 90. XX wieku. Ale czy to koncerty w warszawskim Teatrze Roma, czy też udział w nagraniu płyty grupy Kult „Tata 2” - Villas była już przede wszystkim tylko symbolem pewnej epoki w polskiej rozrywce. Jej ostatnim przebojem była śpiewana wspólnie z Kazikiem piosenka „Kochaj mnie, a będę twoją” (1986). Proponowano jej role w Hollywood, np. u boku Toma Jonesa, ale zagrała w „Dzięciole” (1971) Jerzego Gruzy mecenasową Tylską, którą próbuje poderwać Wiesław Gołas. Ale gdy Wajda zaproponował jej rolę Zuckerowej w „Ziemi obiecanej” (1974), dała znać, że nie przyjdzie na plan, bo drogę przebiegł jej czarny kot. Starannie budowała swoją legendę: miała kaprysy gwiazdy, jeździła białym mercedesem, nosiła futra z norek, podobno dwukrotnie była w klasztorze, mieszkała w willi w Magdalence, lubiła szybkie śluby i szybkie rozwody (z żołnierzem WOP-u jako 17-latka i z restauratorem z Chicago), a pozostawała przy tym osobą niezwykle religijną. Ostatnie lata życia spędziła w Lewinie Kłodzkim, żyła tam wśród psów, kotów i kilku kóz. Tam też zmarła.