Zofia Szymczak

Zofia Szymczak

Ur. 01.05.1915 Zm. 21.07.2004

Wspomnienie

Zofia Szymczak z domu Wieczorek. Babcia, a właściwie Babunia jak zawsze na nią mówiłem była obecna w moim życiu przez 39 lat. Miałem ogromne szczęście, ponieważ była to wyjątkowo ciepła, opiekuńcza, kochająca osoba. Urodziła się w Skierniewicach, pracowała w gospodarstwie rodziców, po śmierci swojego taty pomagając swojej mamie w jego utrzymaniu. Była najmłodsza z pięciorga rodzeństwa. W latach pięćdziesiątych wraz z moim dziadkiem i moją mamą przeniosła się do Warszawy. Z czasem dziadkowie i moi rodzice zamieszkali na warszawskiej Ochocie blisko siebie. Dzieliło nas dziesięć minut spacerem. Mieliśmy wszyscy to szczęście, że moja Babcia nie pracowała zawodowo na etacie, całą energię poświęcała na prowadzenie swojego domu i pomoc w naszym domu (moja mama jest jedynaczką). Babcia była niezwykle uzdolniona kulinarnie, pamiętam do dziś smak wielu potraw i wypieków. Dzięki jej zaradności i umiejętności zawsze było łatwiej, przyjemniej i smacznie. Miała niezwykłą cechę, dostrzegała pozytywne aspekty nawet w trudnych sytuacjach, nawet wtedy kiedy komuś z nas działa się krzywda, gdy chwilowo było „pod górkę”. Potrafiła również godzić się z losem i akceptować to co daje on każdemu z nas i to czego nam nie daje. Myślę, że takie podejście pozwoliło Babci dożyć w dobrej formie fizycznej i psychicznej sędziwych lat. Mimo trosk codzienności była pogodną osobą. Jako dziecko często spędzałem z Babcią wakacje, czy to w różnych miejscach w Polsce, czy też w domu siostry babci Heleny Wieczorek, w Skierniewicach. Wspominam ten czas jako całkowitą beztroskę. Czułem się bezpiecznie pod jej opiekuńczymi skrzydłami. Pamiętam jako uczeń szkoły podstawowej jak kupowała mi „Świat Młodych” i jak czekałem na Babcię i ulubioną gazetę (szczególnie kiedy z anginą leżałem w łóżku i czas się dłużył). Zawsze się mną opiekowała, troskliwie pytała co słychać, nie miało znaczenia, że czas mijał, że już byłem studentem, dorosłym człowiekiem, pracuję i mam rodzinę… dla niej zawsze byłem Mareczkiem. Doczekała się dwóch prawnuków, aktywnie pomagając nam jeszcze w opiece nad moim synem. Zmarła 21 lipca 2004 roku w wieku 89 lat. Po śmierci powróciła do Skierniewic.

Kochanej Babuni Marek Piątkowski