Gerard Cieślik

Gerard Cieślik

Ur. 29.04.1927 Zm. 03.11.2013

Wspomnienie

Wybitny reprezentant Polski, ale chyba przede wszystkim - ikona klubu Ruch Chorzów. Piłkarz, jakich w XXI wieku ze świecą szukać. Poprowadził Ruch do trzech tytułów mistrza Polski i jednego zwycięstwa w Pucharze Polski. Ale Gerarda Cieślika cenili też kibice spoza Górnego Śląska, przede wszystkim za mecz w reprezentacji Polski z ZSRR na Stadionie Śląskim w 1957 roku. Cieślik strzelił wtedy dwa gole legendarnemu bramkarzowi Lwu Jaszynowi i w starciu ze znienawidzonym rywalem poprowadził biało-czerwonych do sensacyjnej wygranej 2:1. Sensacyjnej, bo Rosjanie byli wtedy aktualnymi mistrzami olimpijskimi, złoto wywalczyli rok wcześniej w Melbourne. Gerard Cieślik urodził się w Hajdukach Wielkich, wsi pod Chorzowem, która wiosną 1939 roku została jedną z dzielnic miasta. Ojciec Antoni był powstańcem śląskim rodem z Łabęd, który po referendum osiadł po polskiej stronie granicy dzielącej Śląsk. - Ojciec to był prawdziwy patriota, życia poza tym Śląskiem i poza Polską nie widział - opowiadał „Gazecie Wyborczej” pan Gerard. Do Ruchu Chorzów młody Cieślik trafił - jeszcze przed wojną - dzięki prostemu fortelowi. „Dorośli” strzelali na treningach, a „bajtle” podawali piłki, które wylatywały na aut. Cieślik podawał te piłki tak, żeby do niego wracały - odbite od słupków czy poprzeczki. Ktoś z działaczy to zauważył, zaproponował test: strzelanie jedenastek dorosłemu bramkarzowi. No i Gerard ten test zdał. Kiedy wybuchła II wojna światowa nastoletni Gerard Cieślik został zawodnikiem reaktywowanego przez Niemców w Hajdukach Bismarckhütter Ballspiel Club (Ruch hitlerowcy zdelegalizowali). Jego ojciec zginął na samym początku wojny pod Olkuszem, jadąc w otwartym wagonie zbombardowanym przez hitlerowski samolot. Utrzymanie rodziny (matki i trzech młodszych sióstr) spadło wtedy na barki synów – Jerzego i Gerarda, który m.in. pracował w piekarni. Niestety, starszy brat też wkrótce zginął wcielony do wojska przez Wehrmacht. Trafił tam, bo gdy Niemcy zaczęli przegrywać walkę na wielu frontach, brali nawet tych, których uważali za „bitych Poloków”. Z czasem – pod koniec 1944 roku – znienawidzony mundur musiał też założyć sam Gerard. Na froncie i w obozie jenieckim w Niemczech spędził kilka miesięcy. Prawdziwa kariera Cieślika–piłkarza rozpoczęła się po powrocie z wojny, kiedy przystąpił do drużyny reaktywowanego Ruchu. W barwach Niebieskich zadebiutował we wrześniu 1945 roku w meczu przeciwko Zgodzie Bielszowice. Ruch wygrał 6:0, a Cieślik zdobył jedną z bramek. Później były głośne mecze z Armią Renu, zawodowymi piłkarzami brytyjskimi, służącymi akurat w wojsku, była słynna eskapada do Szkocji, było porywające zwycięstwo nad zdecydowanie wyżej wtedy notowaną Czechosłowacją, a dwa lata przed końcem kariery - wspomniany mecz z ZSRR. Kochała go wtedy cała Polska. Stadion opuszczał na ramionach kibiców. - Może przesadzam, ale on wywołał taką euforię, jak wybór papieża - mówił „Gazecie Wyborczej” reżyser i senator Kazimierz Kutz (1929-2018). - A Cieślik był wtedy dla wszystkich tym facetem, który przyp... Związkowi Radzieckiemu. I to dwa razy! Z Ruchem Cieślik trzy razy zdobył mistrzostwo Polski (w latach 1951-53), dwa wicemistrzostwa (1950, 1956), trzykrotnie brązowy medal (1948, 1954, 1955) i raz Puchar Polski (1951). Dwa razy był królem strzelców pierwszej ligi (1952, 1953). W 237 meczach ligowych zdobył w sumie 168 bramek. Do tego wyniku dołożył jeszcze 10 goli zdobytych w 13 spotkaniach Pucharu Polski. W reprezentacji Polski Gerard Cieślik rozegrał 46 meczów, w których strzelił 27 goli. Jako jedyny zawodnik, który rozegrał w biało-czerwonych barwach mniej niż 60 spotkań, został przyjęty do ekskluzywnego grona Klubu Wybitnego Reprezentanta. W uznaniu zasług w 1999 roku został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Uchodził za wzór sportowca. Może dlatego o innych wielkich piłkarzach zapomniano, a Cieślik znalazł się w czołówce plebiscytu „Gazety Wyborczej” na najwybitniejszych Ślązaków XX wieku. - Ten człowiek to arcydzieło - mówił o Cieśliku Kazimierz Kutz. – I to podwójne, bo ludzkie i sportowe. Wielki, wspaniały. Niesłychanie prosty, otwarty, przyzwoity. Wielki Ślązak. Pod koniec 2012 roku u Gerarda Cieślika pojawiły się kłopoty ze zdrowiem – do cukrzycy, na którą chorował wcześniej, doszły problemy z płucami. Pierwszy raz był w szpitalu pod koniec września. 1 listopada jego stan zdrowia znowu się pogorszył. Trafił do chorzowskiego szpitala przy ul. Strzelców Bytomskich. Był głęboko nieprzytomny, ale oddychał samodzielnie. Niestety, po kilkudziesięciu godzinach lekarze stwierdzili jego zgon. - Był wzorem do naśladowania i prawdziwą inspiracją dla kolejnych pokoleń zawodników rozpoczynających swoją przygodę z piłką – wyznał Dariusz Smagorowicz, ówczesny prezes Ruchu - W trudnych momentach pamięć o jego osiągnięciach i przywiązanie do barw klubowych pozwalało nam czerpać siły i dawało wiarę, że nadejdą dla Cichej lepsze czasy. To dzięki takim ludziom Ruch słusznie nazywany jest legendą bez końca. Panie Gerardzie, osierociłeś nas wszystkich.

Wojciech Todur

Zdjęcie profilowe: Bartłomiej Barczyk / Agencja Gazeta