Marek Edelman

Marek Edelman

Ur. 01.01.1919 Zm. 02.10.2009

Wspomnienie

Jeden z dowódców powstania w getcie warszawskim, jeden z nielicznych ocalałych z Holokaustu członków Żydowskiej Organizacji Bojowej, jedyny, który pozostał w Polsce. Pytany dlaczego, odpowiadał: „Tutaj pochowany jest mój naród. Zostałem, bo jestem strażnikiem żydowskich grobów”. Ale Marek Edelman nie był w Polsce wyłącznie „strażnikiem żydowskich grobów”. Jego powojenna biografia to najlepsza wersja obecności w polskiej historii ostatnich lat. Brał udział w Powstaniu Warszawskim. Mimo. że już jako młody chłopak związał się z ruchem socjalistycznym, nigdy nie dał się uwieść komunizmowi. To, że żydowska partia socjalistyczna Bund odrzuciła w 1948 r. propozycję włączenia się do PZPR i samorozwiązała się, to między innymi jego zasługa. Marek Edelman urodził się w Homlu (na terenie dzisiejszej Białorusi), ale niedługo po jego narodzinach Edelmanowie przeprowadzili się do Warszawy. Tam wkrótce zmarł jego ojciec Natan Feliks Edelman, a kilka lat później – matka Cecylia. Od najmłodszych lat Marek Edelman był związany ze środowiskiem żydowskich socjalistów, należał do „Cukunftu” („Przyszłość”), młodzieżówki Bundu. To właśnie działacze związani z Bundem zastąpili nastoletniemu Markowi rodziców, co miało duży wpływ na jego dalsze wychowanie. Z tego samego środowiska wywodzili się jego nauczyciele z Centralnej Żydowskiej Organizacji Szkolnej (CISZO). Tuż przed wybuchem II wojny światowej - wiosną 1939 r. - Marek Edelman zdał maturę. Podczas okupacji niemieckiej pracował w Szpitalu dla Dzieci im. Bersohnów i Baumanów, ale też działał w podziemnych szeregach Cukunftu i wydawał w getcie konspiracyjną gazetę. Praca w szpitalu dawała mu przepustkę pozwalającą na wychodzenie za mur getta na „stronę aryjską”. Dzięki temu mógł przekazywać światu wiadomości o sytuacji w getcie. Kiedy w lipcu 1942 roku powstała Żydowska Organizacja Bojowa, Marek Edelman został jednym z jej komendantów. Po wybuchu powstania w getcie – 19. kwietnia 1943 roku – objął dowództwo nad oddziałami walczącymi na terenie tzw. szopu szczotkarzy - w rejonie ulic Świętojerskiej, Wałowej i Franciszkańskiej. „Ludzkość umówiła się, że umieranie z bronią jest piękniejsze niż bez broni. Więc podporządkowaliśmy się tej umowie” - mówił po latach Hannie Krall w książce „Zdążyć przed Panem Bogiem” (wyd. w 1977 r.). 8. maja 1943 - po śmierci dowódcy powstania Mordechaja Anielewicza w bunkrze przy ul. Miłej – Marek Edelman przejął dowodzenie walką. Dzień później - razem z innymi bojownikami - wydostał się kanałami z pacyfikowanego getta przez właz na ul. Prostej, skąd został przerzucony do lasku w Łomiankach. Z walki z Niemcami jednak nie zrezygnował: od sierpnia 1944 roku walczył w powstańczym oddziale ŻOB-u na Starówce i Żoliborzu. Po wojnie zamieszkał w Łodzi, tam w 1951 roku ukończył studia medyczne, został kardiologiem. Był jednym z pionierów przeprowadzania operacji kardiologicznych w stanie rozległego zawału serca. Kiedy w 1968 roku wybuchła w Polsce antysemicka nagonka, Marek Edelman został zwolniony z pracy w łódzkim szpitalu wojskowym, odrzucono też jego habilitację. Z kraju jednak nie wyjechał, chociaż jego żona z dziećmi emigrowała do Francji. Później dostał pacę w jednej z lecznic miejskich. Był lekarzem z prawdziwego zdarzenia. Jeszcze w 2007 roku pracował na oddziale intensywnej opieki medycznej Szpitala im. Pirogowa i wyrywał swoich pacjentów z objęć śmierci. W latach 70. XX wieku związał się z działaczami demokratycznej opozycji więzami przyjaźni i poczuciem obywatelskiej odpowiedzialności za Polskę. Od samego powstania Komitetu Obrony Robotników - we wrześniu 1976 r. - był jego współpracownikiem. W 1981 r. został wybrany na delegata na I Zjazd „Solidarności”. Internowany 13. grudnia 1981 r., po wyjściu z odosobnienia został w Łodzi członkiem podziemnej Regionalnej Komisji Wykonawczej NSZZ „S” i animatorem najróżniejszych podziemnych inicjatyw. W Komitecie Obywatelskim przy Lechu Wałęsie przewodniczył komisji współpracy z mniejszościami narodowymi. W 1989 roku przy Okrągłym Stole znalazł się w grupie negocjującej reformę służby zdrowia. W czasie wojny na Bałkanach, na początku lat 90., jeździł do dawnej Jugosławii z konwojami humanitarnymi. W wolnej Polsce nigdy nie zabrakło jego głosu w ważnych sprawach obywatelskich. Marek Edelman był autorem niewielkiej książeczki „Getto walczy”, rodzaju sprawozdania z udziału Bundu w powstaniu 1943 roku. To „dokument - jak napisała we wstępie Zofia Nałkowska - zbiorowej mocy ducha, ocalonej z największej klęski, jaką znają dzieje narodów”. Wznowienie książki już w wolnej Polsce sam Edelman opatrzył takim mottem: „W zasadzie najważniejsze jest życie. A jak już jest życie, to najważniejsza jest wolność. A potem oddaje się życie za wolność. Wtedy już nie wiadomo, co jest najważniejsze”. - Marek Edelman wiedział, jak trzeba ginąć i jak należy żyć – twierdziła Hanna Krall. – Jego organizm nie wytwarzał dwóch uczuć - strachu i głodu, a są to uczucia najbardziej poniżające człowieka. On nigdy nie był poniżony i bardzo zależało mu na tym, by nie poniżano innych. Dlatego jako lekarz przeprowadzał ludzi przez śmierć tak, żeby się nie bali. - Dożył pięknych lat, odszedł jako człowiek spełniony, choć cały czas żył ze świadomością tragedii, którą przeżył – wspominał w 2009 roku prof. Władysław Bartoszewski. - Takich ludzi jak Marek Edelman było niewielu, nawet w Jego środowisku i pokoleniu.

Redakcja

Zdjęcie profilowe: Wojciech Surdziel / Agencja Gazeta